Reklama

O 14 zwycięstwo w Warszawie

legialechDziś o godzinie 20:30 Lech Poznań zagra na stadionie Legii przy ul. Łazienkowskiej. Kolejorzowi zawsze grało się tam bardzo trudno, ale w ostatnich latach jest dużo lepiej. Podczas przedostatniej wizyty „niebiesko-biali” odnieśli nawet swoje najwyższe zwycięstwo w Warszawie, które już na zawsze zapisało się w historii Kolejorza.


W stolicy naszego kraju „niebiesko-biali” rozegrali dotąd 57 ekstraklasowych spotkań notując bilans 11-14-32, gole: 38:84. Wieczorem Wielkopolanie powalczą zatem o 14 zwycięstwo w Warszawie w swojej historii, ale o 12 ligowe, a my wykorzystując zbliżający się pojedynek Legia – Lech przypominamy dziś najbardziej pamiętne potyczki Kolejorza w Warszawie.

Pierwszy mecz Lecha z Legią w Warszawie odbył się w październiku 1948 roku i zakończył się porażką poznaniaków 1:3 (honorowe trafienie dla Kolejorza zaliczył wówczas słynny Edmund Białas). W drugim spotkaniu w Warszawie lechitom poszło już łatwiej. Poznaniacy wygrali bowiem 3:1 prowadząc w pewnej chwili już 3:0 i jeszcze na początku meczu zmarnowali rzut karny. Wiosną 1950 roku Lech ponownie triumfował i to przed 20 tysiącami warszawiaków po bramce w 85. minucie gry Tadeusza Kołtuniaka.

W kolejnych latach Kolejorzowi grało się w stolicy nie najgorzej. Lech nawet przegrywając umiał doprowadzać do remisu choćby za sprawą legendarnego Teodora Anioły i aż do 1956 roku nie wracał ze stolicy na tarczy (przegrał wtedy 0:3). Przez wiele kolejnych sezonów na swoim boisku lepsza była już jednak tylko Legia m.in. za sprawą Lucjana Brychczego. Raz do przerwy utrzymywał się co prawda bezbramkowy remis, lecz w drugich 45 minutach do przodu ruszyli warszawianie wbijając poznaniakom trzy gole.

Mimo wszystko Lech nie rywalizował z Legią już tak często, jak w końcówce lat 40-tych czy w latach 50-tych. W końcu w sezonie 1973/1974 przyszło przełamanie i Kolejorz wygrał na wschodzie 2:0 po bramkach Ryszarda Szpakowskiego oraz Teodora Napierały. Kolejnych kilka konfrontacji przy Łazienkowskiej kończyło się niestety porażkami „niebiesko-białych”, którzy ponownie przełamali się w Warszawie w sezonie 1981/1982 wygrywając tam czwarty raz po bramce zdobytej zaraz na początku meczu.

W rozgrywkach 1982/1983 Lech zwyciężył na Legii, ale pierwszy i jak dotąd ostatni raz w ćwierćfinałowym meczu o Puchar Polski. Wówczas poznaniacy triumfowali 1:0 po golu w 46. minucie gry Mirosława Okońskiego. Co ciekawe mimo wyeliminowania stołecznych Wielkopolanie nie zdobyli wtedy pucharu i nie doszli nawet do półfinału, bowiem w 1/2 PP sensacyjnie ulegli Piastowi Gliwice 0:1, który później w decydującej potyczce i tak przegrał z gdańską Lechią.

Kilkanaście miesięcy później odpowiednio w maju oraz w sierpniu 1984 roku poznaniacy dwa razy gościli na obiekcie Legii i dwa razy na nim wygrali odpowiednio 2:0 oraz 2:1. Oba te mecze obejrzało po 20 tysięcy ludzi, więc radość tym bardziej była duża. W pierwszym z tych spotkań Kolejorz dwa ciosy zadał w końcówce za sprawą Henryka Miłoszewicza i Mirosława Okońskiego, zaś w drugim pojedynku po bramkach w drugiej połowie Czesława Jakołcewicza i Jarosława Araszkiewicza prowadził 2:0, choć w końcówce stracił jeszcze gola, zatem zwyciężył 2:1.


Niestety w kolejnych latach mecze w Warszawie znów kończyły się przegranymi Wielkopolan. Co jedynie w 1990 roku Lech prowadził po golu Andrzeja Juskowiaka 1:0, jednak Legia dość szybko wyrównała za sprawą Leszka Pisza. Stadion przy ul. Łazienkowskiej ponownie okazał się szczęśliwy dla poznaniaków wiosną 1995 roku. Wówczas lechici triumfowali na nim 1:0 po złotym trafieniu w 79. minucie Jacka Dembińskiego. Co ciekawe „Wojskowi” byli wtedy liderem tabeli i nie przegrali u siebie od prawie trzech lat, lecz wizyta Kolejorza zakończyła dobrą serię.

Niestety przez wiele kolejnych lat Lechowi znów nie szło na wschodzie. W 1996 roku poznaniacy polegli tam aż 1:5 przegrywając po 18 minutach już 0:3. W końcu trzy lata później lechitom udało się zremisować w stołecznym mieście po golu w 70. minucie Justina N’noroma. W kolejnych latach „niebiesko-biali” za każdym razem mocno walczyli, jednak zawsze przegrywali. W 2004 roku Lech w finale Pucharu Polski po wygranej u siebie 2:0 przegrał na Łazienkowskiej 0:1, choć na szczęście i tak mógł cieszyć się z końcowego zwycięstwa w Pucharze Polski. Kibice Legii wtedy tego nie wytrzymali, przerwali dekorację i bijąc piłkarzy Lecha zrywali im medale.

Rok później Kolejorz jako obrońca trofeum był bliski wyeliminowania Legii w 1/4 PP, ale remisując na Łazienkowskiej do 90 minuty 1:1 (w Poznaniu było 0:0) ostatecznie przegrał. W doliczonym czasie gry w piłkę na linii bramkowej nie trafił jeden z legionistów, jednak wyręczył go Mariusz Mowlik, który podbiegł do futbolówki pechowo strzelając samobója. Później Kolejorz wyczyniał na Łazienkowskiej różne rzeczy, a w 2006 roku trener Czesław Michniewicz zdecydował się nawet na taktykę „tureckiego półksiężyca” przez którą po 29 minutach Lech przegrywał z Legią na jej boisku aż 0:3.

Więcej walki było za to kilka miesięcy później. Legia dwa razy prowadziła u siebie, lecz Lech dwa razy doprowadzał do remisu. Ostateczny cios i tak należał wówczas do warszawian, a zadał go w 86. minucie Miroslav Radović dzięki któremu „Wojskowi” wygrali wtedy 3:2. W końcu wiosną 2008 roku poznaniacy triumfowali na Łazienkowskiej po bramce głową Przemysława Pitego w 85. minucie gry. Idealną piłkę na głowę napastnika Kolejorza dośrodkował wtedy Ivan Djurdjević i Wielkopolanie mogli cieszyć się ze skromnego, aczkolwiek prestiżowego triumfu.

Rok później na Łazienkowskiej było 1:1 i m.in. ten remis sprawił, że mistrzem nie była wtedy Legia ani Lech tylko Wisła Kraków. W kolejnym, mistrzowskim dla Lecha Poznań sezonie Kolejorz przegrał z Legią jesienią 0:2, zaś w 2010 roku 1:2. Tamto spotkanie wielu pamięta aż do dziś. Od początku meczu Lech miał gigantyczną przewagę. Szybko objął prowadzenie, na bramkę gospodarzy szła akcja za akcją, lecz nagle Legia z niczego wyrównała. Tuż przed przerwą czerwoną kartkę otrzymał jednak Maciej Rybus, więc wydawało się, że „niebiesko-biali” ostatecznie tak wygrają.

Nic takiego nie miało jednak miejsca. Lech w II połowie zamiast dobić rywala stał i w 88. minucie stracił gola po stałym fragmencie gry przegrywając 1:2. Poznaniacy po 30 minutach powinni prowadzić już 4:0, ale ich nieskuteczność i frajerstwo w II połowie sprawiło, że nie zdobyli w Warszawie nawet punktu. W sezonie 2011/2012 Lech na szczęście zrewanżował się. W kwietniu 2012 roku za Mariusza Rumaka poznaniacy grali coraz lepiej i walczyli o puchary, zaś „Wojskowi” o tytuł Mistrza Polski.

Przed bojem na Łazienkowskiej nikt na Lecha nie stawiał, jednak to on niespodziewanie wygrał w Warszawie 1:0 po golu Artjomsa Rudnevsa. Tym samym Lech był już wtedy blisko awansu do eliminacji Ligi Europy, natomiast Legii strącił właściwie mistrzostwo sprzed nosa. Kolejna wizyta „niebiesko-białych” na Łazienkowskiej zakończyła się naszą porażką 0:1. W 27. kolejce rozgrywek 2012/2013 Kolejorz walczył z Legią o tytuł i gdyby wygrał przeskoczyłby warszawian w tabeli. Kolejorz jednak przegrał tracąc bramkę z karnego w samej końcówce kończąc tym samym swoje marzenia o mistrzostwie.

Z kolei w sezonie 2013/2014 Lech rozegrał w marcu 2014 naprawdę niezłe zawody. Legia oddała tylko jeden celny strzał i zdobyła gola po faulu, zaś poznaniacy po zmianie stron dominowali w Warszawie i tylko wielki pech oraz ogromna nieskuteczność sprawiła, że Kolejorzowi nie udało się strzelić gola, a co za tym idzie, wyjechać z Łazienkowskiej z choćby punktem. Opinia futbolowych ekspertów po tym spotkaniu była zgodna. Podopieczni Mariusza Rumaka zasługiwali na dużo więcej, ponieważ szczególnie w drugiej odsłonie dominowali nad „Wojskowymi” bardzo wyraźnie.


Lech Poznań ponownie zawitał do Warszawy w ostatniej kolejce rozgrywek 2013/2014, gdy było już wszystko rozstrzygnięte. Po pierwszej wyrównanej połowie na początku drugiej odsłony sędzia z Japonii pod presją trybun i kompletnie z niczego podyktował rzut karny. Legia wyszła na prowadzenie, a w samej końcówce po nieporozumieniu Marcina Kamińskiego z Krzysztofem Kotorowskim strzeliła drugą bramkę. We wrześniu 2014 roku było już lepiej.

Nękany kontuzjami i grający w rezerwowym składzie Lech Poznań pojechał grać z kontry nastawiając się przede wszystkim na niestracenie bramki. Kolejorz do przerwy prowadził 2:0, zmarnował w 45. minucie setkę i kolejną na początku drugiej odsłony. Nagle w ostatnim kwadransie dośrodkowanie życie wykonał Tomasz Brzyski, zatem zrobiło się tylko 2:1 dla Wielkopolan. Już w doliczonym czasie gry gospodarze wyrównali po celnej główce z wolnego Dossy Juniora. Gdyby Maciej Wilusz nie doznał w tej sytuacji kontuzji barku, a Maciej Gostomski nie był źle ustawiony skończyłoby się dużo lepiej.

Kolejna wizyta Lecha na Łazienkowskiej była dla poznaniaków bardzo udana. Kolejorz pojechał do Warszawy tydzień po pechowo przegranym majowym finale Pucharu Polski z legionistami i zdołał się zrewanżować. Do przerwy utrzymywał się remis, ale po zmianie stron szybkie ciosy zadali Darko Jevtić oraz Karol Linetty. Lech prowadził z Legią na wyjeździe 2:0 i choć stracił bramkę to jednak wygrał 2:1, przeskoczył legionistów w tabeli, a niecały miesiąc później zdobył kosztem warszawian Mistrzostwo Polski.

W jeszcze następnym meczu Legia – Lech poznaniacy także byli górą. Kolejorz jechał na Łazienkowską jak na ścięcie. Był ostatni w tabeli, nie mógł wygrać w lidze od wielu tygodni, ale każda passa kiedyś się przecież kończy. Zaledwie 3 dni po wygranej nad Fiorentiną 2:1 wstający z kolan Lech ograł „Wojskowych” 1:0 po bramce na początku spotkania Kaspera Hamalainena. Błąd popełnił wtedy Jakub Rzeźniczak, prostopadła piłka od Macieja Gajosa trafiła do Fina, a ten w sytuacji sam na sam z bramkarzem umieścił ją w siatce. Poznaniacy zwyciężyli wówczas dzięki skuteczności, grze obronnej i przede wszystkim konsekwencji taktycznej.

W kwietniu w 1. kolejce grupy mistrzowskiej Lech znów miał pecha na Legii. W pierwszej połowie był piłkarsko lepszy, aczkolwiek nieskuteczny. Kiedy wydawało się, że po przerwie poznaniacy w końcu ukłują stracili gola. Piłkę na środku boiska i na naszej połowie pechowo stracił Abdul Aziz Tetteh. „Wojskowi” wyszli z kontrą, którą golem zakończył Aleksandar Prijović zapewniając swojej drużynie zwycięstwo 1:0. Już w lipcu po ligowej porażce i po późniejszym przegranym finale Pucharu Polski na Narodowym również wynikiem 0:1 zespół Kolejorza w końcu się odegrał.

Na początku lipca w meczu o piłkarski Superpuchar Polski poznański Lech odniósł swoje najwyższe zwycięstwo na Łazienkowskiej w historii. Wyszedł na prowadzenie za sprawą bezpośredniego strzału z rzutu wolnego Macieja Makuszewskiego. Potem w prosty sposób wyrównał Guilherme. Od tamtej pory mecz był wyrównany, jednak po zmianie stron do siatki legionistów po wrzutce z rzutu wolnego trafił Lasse Nielsen. Kiedy wydawało się, że Lech skromnie wygra na Legii poznaniacy jeszcze dwukrotnie skontrowali warszawian. W samej końcówce dwie bramki dołożył Dariusz Formella zapewniając Kolejorzowi krajowy Superpuchar i przy okazji bardzo wysoki triumf aż 4:1.

W październiku lechici znów nie mieli szczęścia w Warszawie. W wyrównanym meczu po indywidualnym błędzie stracili gola w 64. minucie, którego zdobył Nemanja Nikolić. W końcówce poznaniacy zaryzykowali, stwarzali więcej sytuacji, byli blisko bramki aż w końcu wyrównali. W 90. minucie po faulu na Macieju Makuszewskim gola z 11 metrów strzelił Marcin Robak. Kiedy wydawało się, że mecz zakończy się remisem Kasper Hamalainen już w doliczonym czasie gry trafił do siatki na 2:1 z ponad metrowego spalonego. Arbiter wraz z bocznym zamroczony wcześniejszą bójką pod bramką Legii Warszawa z udziałem Arkadiusza Malarza oraz Jasmina Buricia, który wbiegł z ławki bronić Dawida Kownackiego nie widział tej sytuacji uznając gola. Fatalny błąd Szymona Marciniaka z Płocka pozbawił nas punktu.


Zwycięstwa Lecha Poznań nad Legią w Warszawie:

1949: Legia – Lech 1:3
1950: Legia – Lech 0:1
1973/1974: Legia – Lech 0:2
1981/1982: Legia – Lech 0:1
1982/1983: Legia – Lech 0:1 (PP)
1983/1984: Legia – Lech 0:2
1984/1985: Legia – Lech 1:2
1994/1995: Legia – Lech 0:1
2007/2008: Legia – Lech 0:1
2011/2012: Legia – Lech 0:1
2014/2015: Legia – Lech 1:2
2015/2016: Legia – Lech 0:1
2016/2017: Legia – Lech 1:4 (SPP)

Legia – Lech 1:0 (2004, Finał PP – rewanż):

Legia – Lech 0:1 (2008):

Legia – Lech 0:1 (2012):

Legia – Lech 1:2 (2015):

Legia – Lech 0:1 (2015)

Legia – Lech 1:4 (Superpuchar 2016)

Źródło: inf. własna
Fot: KKSLECH.com

> Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat) <



23 komentarze

  1. fan fan fan pisze:

    Najwięcej zwycięstw na Legii przypada na maj, oby dzisiaj podtrzymali tę piękną serię!!!

  2. 07; pisze:

    Kluczowym będzie zagęścić środek pola.

  3. vojo pisze:

    Jasny przekaz ze strony PZPN. Daniel Stefański – dajemy ci leguniu co możemy najlepsze, czyli jeden z najgorszych sędziów ekstraklasy. Sprawdził się w Poznaniu. Pełna zgoda na kung-fu i sanki Pizdana, a Ofoe może popychać sędziego, mówić mu pierdol się. Stefański uda, że nie widzi i nie słyszy. W drugą stronę to już I kategoria wzroku i słuchu.

  4. realista pisze:

    vojo
    Może poczekajmy z oceną sędziego do końcowego gwizdka bo wygląda to na szukanie usprawiedliwienia porażki przed meczem.

    • Siódmy majster pisze:

      @realista-Co Ty nie powiesz?Poczekajmy z oceną Stefańskiego?Przecież to prolegijna ciota co wszyscy wiedzą.Wyrażamy tu swoje obawy dotyczące jego „pracy” w najbliższym meczu, a Ty nawijasz o usprawiedliwianiu porażki.Co Ci przyjdzie z tego czekania, jaką będziesz miał satysfakcję,że nie oceniasz arbitra już przed meczem kiedy okaże się ,że ta menda znów okradła nas z punktów na wagę braku majstra?

  5. realista pisze:

    do redakcji.
    W ostatnim meczu w Warszawie to nie był błąd Marciniaka tylko liniowego. Jakim cudem Marciniak miałby wyłapać spalonego? Dopóki sędzia nie będzie miał powtórek będzie zdany na liniowych.

    • Obiektywny pisze:

      Dokładnie. Główny sędzia nie jest w stanie wszystkiego widzieć, bo gdyby tak było to liniowi nie byliby potrzebni. Dlatego między innymi nie rozumiem, że cała wina spada na prowadzącego spotkanie. Ogólnie to Szymon Marciniak jest chyba najlepszym polskich arbitrem, chociaż nie unika pomyłek, jak na przykład podczas przegranego meczu z Legią w poprzednim sezonie, gdy przy stanie 0-0 nie podyktował ewidentnej jedenastki, a wtedy wynik mógł być zupełnie inny…Odnośnie powtórek, to chyba w końcu coś w tym temacie ruszy. Niby zabiją dreszczyk emocji, ale przynajmniej nie będzie tylu niedomówień i teorii spiskowych, tylko rola sędziego zostanie w jakimś stopniu ograniczona, jednak nie mnie o tym rozstrzygać.

    • tomasz1973 pisze:

      realista, obiektywny….skąd żeście wyleźli????
      A może ty i ty, to jeden i ten sam?

    • frat pisze:

      sędzia główny jest szefem zespołu sędziowskiego, to on dobiera sobie asystentów. Powinien był dobrać sobie takich, którzy potrafią ocenić 2 metrowego spalonego. Jeżeli, tego nie zrobił jest nieudacznikiem, na siłę promowanym przez pzpenowskie lobby- takim jak Pan marciniak.

    • Obiektywny pisze:

      Tomasz1973 – nie, nie jesteśmy tą samą osobą, ale mamy prawo wyrazić swoje zdanie. Z perspektywy człowieka, mającego kilkadziesiąt lat na karku i nieobrażającego innych prezentujących odmienne poglądy, stwierdzam pewien fakt. Może nie mam dostatecznej wiedzy, by powiedzieć, że główny arbiter dobiera sobie współpracowników, a tym samym wrzuca siebie na minę, ale jednak to oni machają chorągiewkami. Główny ma sekundę na decyzję, a po to ma pomocników, by wskazali mu właściwą decyzję. O tym, że na jesieni był dwumetrowy spalony nawet nie dyskutuję, bo jest to oczywiste.

  6. arek z Debca pisze:

    Panowie nie dajcie dupy. W Poznaniu byliscie troszke lepsi a przez frajerstwo, glupote zarzadu i uleglosc trenera przegraliscie. Bedzie teraz trudniej a wiec walka do upadlego i koncentracja do ostatni minuty! Kolejnej bramki Fina pinokia w ostatniej minucie nikt nie wybaczy!

  7. kibol pisze:

    cudu nad wisla nie bedzie

  8. legat3 pisze:

    Panowie koncentracja, walka do upadłego! Po zwyciestwo! Poznań wierzy My wierzymy że dacie rade, uwierzcie i Wy! TYLKO LECH!

  9. leftt pisze:

    Warto dodać, że ten remis w 1990 roku przypieczętował trzeciego majstra.

  10. Judi pisze:

    Jak ja się cieszę że ten śmieszny marciniak nie będzie sędziował w tym meczu

    • leftt pisze:

      Nie ciesz się, Stefański ostatnio też rozegrał dobre spotkanie.

  11. Seba pisze:

    Nie ma się co oszukiwać ale wygrać z Legią to możemy tylko fartem w obecnym składzie osobowym. Jeżeli nie pokażą ambicji i nie będą zapierdalać przez 90 min to nic z tego nie będzie a już najgorzej jak się nastawia na remis.

  12. babol pisze:

    W ostatnich latach z reguły na Legii graliśmy od nich lepiej. Nie zawsze przekładało to się na wynik, ale można zapatrywać się pozytywnie. Oni na pewno nie ruszą do przodu, dadzą nam trochę pograć. Będą raczej liczyli na kontry. Wiedzą o co grają, rzucenie się na takiego rywala byłoby głupotą. Lech jest dobry w defensywie. Moim zdaniem to my będziemy prowadzili grę, Legia będzie liczyła na kontry i szybkie przechwyty piłek oraz nasze błędy w wyprowadzeniu piłki, tak przynajmniej bywało w ostatnich latach.

  13. Kieras pisze:

    Coś o dyktowaniu karnych cisza. Grajcie i dopingujcie a nie płaczcie . Pozdro

  14. Paweł68 pisze:

    Tylko zwycięstwo!!!Kolejorz tylko zwycięstwo!!!!

  15. stary kibol pisze:

    Samo zapier….nie przez 90+DOLICZONY CZAS to za mało, potrzeba jeszcze trochę fantazji i LUZU !!!!!! Jazda w jednym tempie już była z Arką i g…o z tego wyszło.

  16. www pisze:

    Panowie myślę że będzie dobrze.Mecz będzie ciekawy.W doliczonym czasie będziemy mieć rożny,wykonany przez Raduta a piękną bramkę w samo okienko strzeli……Judasz.Oj to było by piękne.3pkt.jadą doPoznania

  17. klaus pisze:

    Ludzie jesteście optymistami!!Ja myślę, że 2;0 w plecy