Na chłodno: Wiele spraw, jedna prawda

Cykl „Na chłodno” to stałe dopełnienie materiałów meczowych w których w trochę inny sposób przyglądamy się meczom Lecha Poznań, ogólnej grze zawodników czy indywidualnej postawie piłkarzy. Czasem poruszamy też aktualne sprawy dotyczące naszego klubu w bardzo chłodny sposób. O wszystkim przeczytacie w poniedziałek lub we po każdym spotkaniu poznając nasze szczere zdanie na temat danego meczu. Od lata 2016 w materiałach „Na chłodno” przyglądamy się również temu, co dzieje się w Lechu (głównie pod względem transferów), oceniamy działania zarządu lub ich brak bacznie spoglądając na sytuację wokół klubu.


W ostatnich dniach sporo dzieje się zarówno w Lechu Poznań jak i wokół niego. Szczególnie w kwestii transferów praktycznie każdego dnia pojawiają się nowości. Pierwotnie mieliśmy opublikować „Na chłodno” już w czwartek, lecz wstrzymaliśmy się czekając do weekendu podczas którego miały wydarzyć się kolejne rzeczy. W końcówce tego sezonu największego zainteresowania nie budzi Kędziora, Jevtić, Wilusz czy Kownacki tylko Jan Bednarek. Eintracht Frankfurt jest w stanie wyłożyć nawet 5 mln euro. To naprawdę duże pieniądze, jednak szkoda byłoby Lechowi sprzedać tego obrońcę w takiej chwili. Jego wartość może przecież tylko rosnąć, sam Lech chciałby zbudować wokół niego obronę na kolejny sezon, a Nenad Bjelica jest jego gorącym zwolennikiem i nie chciałby odejścia młodego stopera. Co może zrobić Lech? Co jedynie sprzedać Bednarka teraz i z powrotem wypożyczyć go do końca sezonu 2017/2018. Mimo wszystko jest to mało realne, sam piłkarz przynajmniej jesienią nie miał żadnego ciśnienia na transfer, zatem szanse na jego pozostanie są dość duże, choć niczego nie można wykluczyć. Wolną drogę jak wiecie mają inni zawodnicy – Jevtić, Kędziora i Kownacki. W marcu nie było praktycznie żadnych szans, żeby Szwajcar przedłużył umowę. Ostatecznie za namową trenera zdecydował się podpisać nowy kontrakt będąc fair wobec klubu. Zimą nadal będzie miał zielone światło na odejście, ale dzięki swojej decyzji o przedłużeniu umowy z czerwca 2018 do czerwca 2020 klub na jego sprzedaży będzie mógł zarobić więcej. Fajnie, że Jevtić zostaje na razie w Kolejorzu, jednak z drugiej strony musiał mieć naprawdę słabe zagraniczne propozycje, by zdecydować się zostać w polskiej lidze co najmniej na kolejne pół roku.

W przypadku Tomasza Kędziory i Dawida Kownackiego sytuacja wygląda trochę inaczej. „Kendi” dotąd nie chciał podpisać nowej umowy, natomiast „Kownaś” sam zgłosił chęć odejścia. Nie ma się co dziwić, bo na dobrą sprawę męczy się on i kibice. Kownacki ostatniego gola zdobył 10 marca. Od tego czasu, gdy wychodził na boisko zawsze miał problemy z obrońcami rywali. Nie radził sobie fizycznie, nic nie wnosił do gry w ofensywie, był mało widoczny jak wczoraj, kiedy dodatkowo został wygwizdany przez kibiców przy zmianie. Na pewno nie tak Dawid Kownacki wyobrażał sobie prawdopodobnie swój ostatni mecz na Lechu na jakiś czas. Kibice z różnych trybun na niego gwizdali, a „Kownaś” z pochyloną głową opuścił boisko znów zawodząc i znów nie strzelając gola. Ambicji czy walki nie można mu odmówić. Stara się, biega, walczy tylko niewiele z tego wychodzi. Nie ma bramek, a przecież kibice w Poznaniu chcą zwycięstw, goli i trofeów. Dawid Kownacki tego nie daje, nie robi postępów jakie chcieliby widzieć ludzie. Krytyka jego osoby raczej się nie skończy. Sam „Kownaś” trochę dał Lechowi, trochę mu pomógł, pograł dla Kolejorza i nastrzelał bramek dających choćby tytuł 2 lata temu. Dzięki za to, ale chyba czas na zmiany. Kto wie. Może za granicą zrobi postęp łapiąc drugi oddech jak na przykład Marcin Kamiński, który rok temu też był wygwizdany na sam koniec, by niedawno święcić awans ze Stuttgartem do Bundesligi grając na dodatek w podstawowym składzie.

Przechodząc dalej. Nenad Bjelica zaczął budować Lecha po swojemu co chyba widać. Ma wpływ na transfery, chce mieć zespół charakterny, który przede wszystkim będzie się go słuchał wykonując polecenia. Szymona Pawłowskiego już kolejny raz nie było nawet na ławce co w sumie nie powinno dziwić. To zawodnik, którego wiecznie coś boli zarówno po meczu jak i po treningu. Tytanem pracy nigdy nie był i nie będzie. Takich piłkarzy Nenad Bjelica nie potrzebuje. Szanuje „Szymka”, wie ile ten zawodnik z zrobił dla Lecha, ale to było i minęło. Liczy się to co jest teraz, a teraz ten gracz nie pasuje do koncepcji cały czas budowanego Lecha Poznań. Może zostać w klubie, bo przecież jego umowa kończy się dopiero w czerwcu 2019 tylko po co ma zostać? Na regularną grę nie ma żadnych szans. Postępu też nie zrobi. Zarabia aż 70 tys. zł na miesiąc, zatem klub chętnie zszedłby z tej pensji, ale kto da Pawłowskiemu gdzie indziej chociaż połowę takiej sumy? Pomocnika, który miał spory wpływ na zdobycie tytułu Mistrza Polski w 2015 roku czekają trudne dni. Trzeba się zastanowić co dalej, a dalej jego przyszłość nie jest różowa. U Bjelicy ten zawodnik na pewno nie będzie grał za zasługi. Nie będą również grali inni jeśli będą się stawiać. Małe spięcie na linii Łukasz Trałka – Nenad Bjelica to nowość. Spięcie na linii Marcin Robak – Nenad Bjelica trwa tak naprawdę od paru tygodni.

O co w tym wszystkim chodzi? Przede wszystkim w Lechu rządzi trener mający swoje zasady. To piłkarze mają się do nich dostosowywać i realizować różne rzeczy, a nie na odwrót. Czasy Rumaka, Urbana bądź Skorży, którego zwolnili leniwi piłkarze już się skończyły. Teraz rządzi trener. Zawodnicy go nie zwolnią, ponieważ drugi raz na coś takiego nikt już się w Lechu nie nabierze. Albo więc dany piłkarz wykonuje to co mówi Bjelica albo pakuje manatki i wynosi się stąd. W Lechu nie ma żadnego buntu o czym piszą media z Warszawy czy innych konfliktów. Po prostu doświadczeni zawodnicy muszą zmienić swoje zwyczaje. Z jakimś Rumakiem czy innym Urbanem mogli sobie robić na treningach czy w szatni co chcieli. Teraz w Lechu w końcu rządzi trener. Łukasz Trałka oraz Marcin Robak nie są do odstrzału. Są Lechowi potrzebni, ale muszą wykonywać polecenia, ciężko pracować i słuchać Nenada Bjelicy, który jest najważniejszy. Wielu kibiców stoi murem za Chorwatem pokazując to zarówno w komentarzach na tej witrynie jak i na portalach społecznościowych. Nenad Bjelica aktualnie buduje zespół po swojemu, robi czystkę, dlatego jeżeli komuś coś się nie podoba to niech chociaż przymknie się i nie stawia trenerowi. To on rządzi w szatni, ponieważ później takie kompromitacje jak finał Puchar Polski wędrują na jego konto, choć tego meczu nie zawalił trener tylko piłkarze. Z naszej strony Nenad Bjelica także ma pełne poparcie. Od 5 lat piszemy w końcu, aby Lech z zarządem na czele wzięli się wreszcie za rozkapryszonych zawodników. Wreszcie trafił się Bjelica, którego nikt nie zwolni, a który oczyści naszą szatnię z grupy kolesi robiących sobie przez wiele miesięcy to co chcieli bez żadnych konsekwencji.

Podsumowując. Bjelica radzi sobie w szatni i nie ma żadnego buntu. To co wypisują warszawskie media wymyślając jakieś idiotyczne afery czy historyjki jakoby Pawłowski czy Trałka nazwał Bjelicę kretynem jest kompletną bzdurą. Ci dziennikarze wypisujący te głupoty szukają co jedynie taniej sensacji, zarobku na swojej nędznej twórczości jątrząc przy okazji w obcym klubie. Obcy dziennikarze z Warszawy wtykają nos w sprawy Lecha już od dawna gówno tak naprawdę wiedząc co się dzieje. Wszystko zaczęło się od tego, że Marcin Robak i Łukasz Trałka po spięciu nie wyszli wczoraj na rozgrzewkę. Nie powinni tak się zachować co nie ulega żadnej wątpliwości, aczkolwiek poniosą konsekwencje tego czynu. Zwłaszcza Trałka, jednak to co się stanie zostanie na razie w szatni, w klubie i nikomu nic do tego. Dobrze, że Nenad Bjelica nie daje ponosić się emocjom. Nie traktuje konferencji prasowych do prania brudów publicznie. Działa w tygodniu, z dala od mediów i innych osób. Dziwi jednak to, jak do sprawy podeszła choćby Interia. Opieranie się na anonimowych informacjach dziennikarza z Warszawy brylującego co jedynie transferami Rudnevsa oraz Vacka do Lecha czy namawianiem publicznie Karola Klimczaka, by przyznał mu się do jakiejś oferty to szczyt upodlenia.

Będąc już przy mediach. Nie ma ziarenka prawdy w transferze Laszlo Kleinheislera i innych, które pojawiają się w mediach. Pisaliśmy już o tym na jakie pozycje Lech szuka piłkarzy w pierwszej kolejności. Wymyślanie nazwisk czy innych transferów do Lecha to tylko ośmieszanie się tych osób i portali, które zmyślają nazwiska. Kto zna Lecha od środka, czytał tekst z cyklu „Bliżej Klubu” z udziałem zarządu ten wie, że klub czasami wysyła oferty do podbicia stawki innym klubom lub próbuje rozpoznać rynek, by wiedzieć, ile za danego piłkarza musiałby ewentualnie zapłacić. Póki co żaden Kleinheisler do Lecha nie trafi, bowiem w tej chwili potrzebujemy wzmocnień na inne pozycje. Tak jak pisaliśmy. Lech już podpisał kontrakt z jednym z zawodników co zostanie ogłoszone w okolicach 4 czerwca (trochę przed albo trochę po tym terminie – jeszcze nie wiemy). Zgadywanie nazwisk czy pozycji przez różne serwisy mija się z celem. Szkoda na to czasu. Klub dobrze odcina obce osoby od tego co się dzieje, obcych dziennikarzy spoza Poznania i stąd coraz trudniej jest im zwęszyć co się w Lechu święci. Na przykład wczoraj na trybunach był obecny drugi potencjalny nowy zawodnik. Lech świetnie go ukrył. Jeśli przyjdzie to poznańskie media na pewno Was o tym poinformują. Napiszemy na KKSLECH.com. Nie bójcie się. Jak nadejdzie odpowiedzi moment to o wszystkim się dowiecie.

Przechodząc do niedzielnego meczu z Wisłą. Wczoraj na własne oczy każdy mógł zobaczyć, że problemem Lecha nie jest trener tylko zawodnicy. Gramy dobrze, strzelamy gola, później drugiego, kontrolujemy mecz i mamy szanse na kolejne bramki. Nagle w dziecinny sposób tracimy gola, by już po przerwie totalnie paść mentalnie broniąc wyniku do ostatniej sekundy. Tylko szczęście sprawiło, że Lech wczoraj nie zremisował. Rzadko ma farta, dlatego jest w sumie z czego się cieszyć. Był to kolejny mecz w którym Lech nie poradził sobie z presją. Wymiękł, nie potrafił zachować koncentracji, rozegrać dwóch takich samych połów i tylko szczęście dało nam 3 punkty. Problemem Lecha nie są umiejętności piłkarzy. Problemem jest ich ogólne zachowanie, postawa, nastawienie, koncentracja i odpowiedzialność, której ten zespół nie ma za grosz. Tu żaden inny trener nic by nie zrobił. Tu potrzeba prawdziwych zmian w głowach piłkarzy, a właściwie to wymiany ich na innych. Do tego tematu na pewno wrócimy. W każdym razie Lech wygrał i możemy szykować się do startu w Europie. Skąd taka pewność? Wystarczy spojrzeć w tabelę. Prosta kalkulacja: Kolejorz nie zagra w pucharach tylko i wyłącznie jeśli Legia nie będzie mistrzem. Jeżeli nim zostanie to gramy w Europie. Remis Lechii z Legią i nasza porażka z Jagą sprawi bowiem, że tytuł wyląduje w Białymstoku, a przecież takie cuda w polskiej lidze nie mogą mieć miejsca. Nie w ostatniej kolejce i nie z udziałem Legii. Jeśli Jaga będzie prowadziła z Lechem to Legia z automatu też będzie musiała prowadzić z Lechią, żeby utrzymać 1. miejsce.

Kończąc na dziś. Lech pojedzie do Białegostoku mając co jedynie matematyczne szanse na tytuł. Nie ma nim presji, więc oczekujemy Lecha grającego tak jak Wisła wczoraj. W końcu 3 punkty pozwolą nam wyprzedzić Jagę, a przecież zawsze lepiej mieć srebrny medal niż brązowy. Liczymy w niedzielę na zmasowane ataki Lecha, gdyż nie mamy czego bronić. Na nowym obiekcie w Białymstoku nasz zespół nigdy jeszcze nie wygrał. W dodatku wliczając mecze domowe i wyjazdowe przegrał z Jagą w 5 ostatnich spotkaniach. Na szczęście każda passa kiedyś się kończy.

PS. Liczymy, że Marco Paixao, który dogonił Marcina Robaka w klasyfikacji strzelców Ekstraklasy chociaż go nie wyprzedzi. Lechowy król strzelców to też jakieś tam wyróżnienie, które fajnie będzie opisać i które na zawsze zapisze się w historii zarówno polskiej ligi jak i naszego klubu.

Źródło: inf. własna
Fot: KKSLECH.com

> Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat) <