Najbardziej pamiętne mecze Lecha z Pogonią w Poznaniu

W niedzielę wieczorem Lecha Poznań czeka kolejny ciekawy i ważny mecz z Pogonią Szczecin. W kilkudziesięcioletniej historii starć obu drużyn składającej się łącznie z 89 pojedynków nie brakowało dramatycznych spotkań (nie tylko na boisku) czy ważnych zwycięstw nawet paroma bramkami różnicy. Kolejorz chcąc realnie bić się o tytuł Mistrza Polski musi w niedzielę wrócić na zwycięską ścieżkę w starciach z „Portowcami”.


Lech Poznań po raz pierwszy w historii spotkał się z Pogonią Szczecin w II-lidze jesienią 1958 roku. Wówczas na stadionie na Dębcu w obecności prawie 20 tysięcy widzów lechici przegrali ze szczecinianami 0:1. W tym spotkaniu grali tak znani zawodnicy jak m.in. Teodor Anioła, Janusz Gogolewski, Władysław Sobkowiak czy Henryk Pietrzak. Na kolejny pamiętny mecz z Pogonią trzeba było czekać wiele lat, a konkretnie do 1972 roku. Kolejorz swoje domowe spotkanie rozgrywał wtedy na obiekcie Olimpii znajdującym się na Golęcinie. Mecz zakończył się bezbramkowym remisem, a trybun zobaczyło go aż 40 tysięcy ludzi. Podobną liczbę przyciągnął też kolejny domowy pojedynek „niebiesko-białych” z „Portowcami” rok później. Ten również zakończył się wynikiem 0:0, jednak został rozegrany na starym obiekcie Warty na poznańskiej Wildzie. Z kolei w 1976 roku na tym samym stadionie przed 25-tysięczną widownią Wielkopolanie ulegli Pogoni 0:4.

Zaledwie rok później już na obiekcie Lecha na Dębcu role się odwróciły i tym razem poznaniacy pokonali szczecinian aż 5:0. Tymczasem 26 sierpnia 1981 roku Kolejorz pierwszy raz zmierzył się z Pogonią na Bułgarskiej. Na trybunach zjawiło się ponad 20 tysięcy ludzi, ale gospodarze przegrali 0:1 po golu w końcówce spotkania. Niezwykle ciekawy, a zarazem historyczny mecz Lecha z Pogonią odbył się na Bułgarskiej 13 czerwca 1984 roku. Kolejorz musiał wówczas co najmniej zremisować, aby zdobyć mistrzostwo. Lechici po bramce w 30. minucie z rzutu karnego Henryka Miłoszewicza jako pierwsi wyszli na prowadzenie, jednak „Portowcy” po zaledwie dwunastu minutach i też po golu z karnego wyrównali. Ten rezultat utrzymał się do końca zawodów, zatem poznaniacy w obecności 40 tysięcy ludzi mogli fetować obronę mistrzowskiego tytułu. Niezwykle dramatyczne starcie odbyło się trzy lata później. Kolejorz prowadził do 75. minuty 2:0, choć Pogoń grała w Poznaniu ambitnie i wywiozła z naszego miasta punkt.

Na kolejny, pamiętny mecz z Pogonią trzeba było czekać wiele lat, a dokładniej do 2001 roku. W 1/16 Pucharu Polski ówczesny lider ówczesnej II-ligi, czyli Lech Poznań trafił na lidera I-ligi (dziś Ekstraklasy) – Pogoń Szczecin. Mimo meczu w tygodniu na Bułgarską przyszło aż 22 tysiące ludzi. Nie zabrakło oprawy z pirotechniką, sporej grupy fanów gości, kapitalnej atmosfery, rugania Podbrożnego i wielkich emocji w rzutach karnych. Wówczas żeby wyłonić zwycięzcę meczu potrzebowano aż 15 serii jedenastek! Bohaterem karnych został wtedy bramkarz Kolejorza, Norbert Tyrajski, który najpierw obronił jedenastkę, a potem sam z rzutu karnego wpisał się na listę strzelców. Dzięki trafieniu „Tyraja” „niebiesko-biali” triumfowali po karnych 12:11 i awansowali do 1/8 Pucharu Polski. Dwa lata później żadnych karnych już nie było, bo Lech rozbił w lidze Pogoń aż 6:0, zaś aż pięć bramek w tym spotkaniu strzelił Krzysztof Gajtkowski.

W sezonie 2004/2005, a konkretnie 1 kwietnia 2005 roku miał miejsce mecz z Pogonią, który właściwie w ogóle nie powinien się odbyć, choć i tak został na szczęście przerwany. Wtedy bardzo chory był papież Jan Paweł II, jednak mecz mimo smutnej, przygnębiającej atmosfery został rozpoczęty. Lech szybko stracił gola, gdyż Waldemarowi Piątkowi pomylił się futbol z piłką halową, lecz w 39. minucie gry przyszła bardzo zła informacja i mało kto jeszcze pamiętał o kiksie bramkarza Lecha. Włosi podali bowiem informację o śmierci polskiego papieża. Z trybun można było wtedy usłyszeć „przerwij mecz” na co sędzia początkowo nie reagował. Zareagował dopiero wtedy, gdy na boisko wszedł kibic i poprosił go o zakończenie zawodów. Później Pogoń odpaliła race w kształcie krzyża, piłkarze obu drużyn zjednoczyli się chwytając się za barki, a kibice niedługo potem rozeszli się do domów. Mecz dokończono już po żałobie narodowej. Lech wyrównał jego stan na 1:1.

Dwa lata później od tamtego momentu odbył się kolejny bój Lecha z Pogonią w Poznaniu, który znów został zapamiętany. Wówczas „Portowcy” zmierzali już na zaplecze Ekstraklasy, ponieważ na dno ściągał ich brazylijski zaciąg. Szczecinian dobił wówczas na Bułgarskiej Piotr Reiss, który strzelił trzy gole, natomiast Kolejorz wygrał 3:0. Po tym spotkaniu mieliśmy także pokaz fajerwerków, gdyż tego samego dnia Polska i Ukraina otrzymały prawo do organizacji Euro 2012. Latem 2012 roku szczecinianie powrócili do Ekstraklasy i kolejna konfrontacja Lecha z Pogonią na Bułgarskiej została rozegrana 23 września 2012. Kolejorz w razie wygranej mógł zostać liderem, jednak nie dał rady awansować wtedy na 1. miejsce. Co prawda już od 6. minuty prowadził, ale szczecinianie krótko potem po błędzie obrony i Jasmina Buricia wyrównali. W tamtym spotkaniu goście od 68. minuty grali nawet w „10”, lecz mimo dużej przewagi Kolejorz nie potrafił strzelić drugiej bramki. Właśnie w tamtej potyczce słynną 300-procentową okazję zmarnował Bartosz Ślusarski.


We wrześniu 2013 roku było jeszcze gorzej. Nękany kontuzjami poznański Lech podejmował u siebie Pogoń Szczecin, która spisywała się nieźle. Kolejorz objął prowadzenie w 30. minucie po zamieszaniu w polu karnym i strzale Manuela Arboledy. Gospodarze po golu nie spoczęli na laurach i do końca pierwszej połowy nadal atakowali, więc wydawało się, że kolejne bramki dla poznaniaków są tylko kwestią czasu. Nagle na początku drugiej odsłony „Manu” popełnił dwa fatalne i proste błędy prezentując „Portowcom” dwa gole. Ci przez cały mecz oddali tylko dwa celne strzały, lecz to wystarczyło do zwycięstwa. W połowie maja 2014 roku Lech Poznań ponownie mierzył się z Pogonią Szczecin na Bułgarskiej. Kolejorz miał wówczas jeszcze matematyczne szanse na tytuł, ale przede wszystkim gdyby wygrał zostałby wicemistrzem kraju. Gracze Rumaka intensywnie atakowali do 50 minuty, jednak byli nieskuteczni i w dodatku świetnie bronił Radosław Janukiewicz. Od tamtej pory Wielkopolanie spuścili z tonu i w dodatku mogli ten mecz jeszcze przegrać w końcówce. Ostatecznie Lech zremisował u siebie z Pogonią w Poznaniu 0:0 czym mocno zawiódł kibiców.

Latem 2014 roku „Portowcy” również nie wyjechali z Bułgarskiej na tarczy. 16 sierpnia Lech mający tymczasowego trenera, Krzysztofa Chrobaka zaledwie zremisował z Pogonią u siebie 1:1. Szczecinianie jako pierwsi w pierwszej połowie wyszli na prowadzenie. Na szczęście w ostatnim fragmencie meczu wyrównał Szymon Pawłowski. Kolejorz miał spore szanse, by wygrać tamto spotkanie, aczkolwiek był nieskuteczny. Pod koniec maja 2015 roku fatalna seria wreszcie się skończyła. Lech Poznań był 3 kroki od Mistrzostwa Polski i chcąc je zdobyć musiał pierwszy raz od 8 lat pokonać u siebie szczecińską Pogoń. Kolejorz pod koniec rozgrywek 2014/2015 był na fali, „Portowcy” o nic nie grali, ale wielu bało się meczu z bardzo niewygodnym rywalem z pojedynek był uznawany za najtrudniejszy z trzech spotkań jakie Wielkopolanom zostały do końca sezonu 2015/2016.

Od początku majowej konfrontacji Kolejorz miał sporą przewagę, ale gola zdobył dopiero w samej końcówce pierwszej odsłony. Po ładnym wyłożeniu piłki bramkę do szatni mocnym uderzeniem zza pola karnego pod poprzeczkę strzelił Karol Linetty. Do tamtej pory Pogoń Szczecin nieźle się broniła, lecz jej mur w końcu pękł. Po zmianie stron nadal nacierał późniejszy Mistrz Polski, jednak był nieskuteczny. Na szczęście ekipa prowadzona przez Czesława Michniewicza nie kwapiła się zbytnio do ataków i rzadko zagrażała naszej bramce. Ostatecznie we wspomnianym meczu z Pogonią Szczecin zespół Lecha Poznań wygrał 1:0.

Kolejne starcie Kolejorza z „Portowcami” na Bułgarskiej miało miejsce w 1. kolejce rozgrywek 2015/2016. Latem 2015 roku celem Lecha Poznań było przede wszystkim wyeliminowanie FK Sarajevo i dostanie się co najmniej do fazy grupowej Ligi Europy. Nikt Ekstraklasą zbyt mocno się nie przejmował co wykorzystała Pogoń. Już w pierwszej połowie skorzystała z fatalnego błędu bramkarza, który źle wybił piłkę i złego ustawienia obrony. Na szczęście niedługo potem uderzeniem głową z bliska wyrównał Darko Jevtić. Szczecinianie się nie załamali i dość szybko wyszli na ponowne prowadzenie, którego nie dali sobie wydrzeć do końca zawodów. Przez to w przedostatnim meczu Lech – Pogoń, który odbył się w połowie lipca 2015 roku poznaniacy przegrali na Inea Stadionie 1:2.

Przedostatni mecz Lech – Pogoń na Bułgarskiej rozegrany po wrześniowej przerwie na kadrę w 2016 roku miał swoją ciekawą historię. W ciepły, słoneczny i jeszcze letni dzień na ławce trenerskiej w Kolejorzu debiutował Nenad Bjelica. Lechici dość szybko stracili bramkę, ale równie szybko doprowadzili do wyrównania za sprawą Marcina Robaka. Jeszcze przed przerwą były „Portowiec” zdobył gola na 2:1, zatem do szatni schodziliśmy prowadząc. Po zmianie stron poznaniacy grali niefrasobliwie w obronie. Tamas Kadar doprowadził nawet do rzutu karnego, jednak Łukasz Zwoliński nie umiał strzelić swojego drugiego gola w tym meczu. Mało tego. Nie potrafił nawet skutecznie dobić swojego strzału, który został wcześniej obroniony. Ostatecznie wynik uderzeniem głową na 3:1 po wrzutce z rzutu rożnego ustalił Abdul Aziz Tetteh.

Ostatnie spotkanie Lecha z Pogonią na Inea Stadionie odbyło się w maju już w grupie mistrzowskiej. Kolejorz był wtedy mocno rozbity po finale Pucharu Polski, ale wciąż miał matematyczne szanse na tytuł w który mimo wszystko niewielu wierzyło. Lech podtrzymał passę ligową triumfując nad szczecinianami 2:0. O dziwo Kolejorz rozegrał wówczas całkiem niezłe spotkanie. Na prowadzenie wyszedł pod koniec pierwszej połowy za sprawą zamieszania w polu karnym i celnego strzału Marcina Robaka. W drugiej połowie Lech wciąż miał przewagę, którą potwierdził golem Łukasza Trałki po bardzo ładnej, szybkiej akcji prawą stroną. Domowy i ekstraklasowy bilans gier Lech – Pogoń to 14-14-7, 52:30.

> Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat) <







7 komentarzy

  1. arek z Dębca pisze:

    Nie mogę pojąć jak na Golecinie w 1972 mogło się zmieścić 40 tys kibiców.

    • alastor pisze:

      kiedyś nie było limitów miejsc.kto kupił bilet ten wchodził.kibice stali głowa przy głowie a na drewnianych ławkach też mogło usiąść więcej ludzi.na stary stadion przy Bułgarskiej w latach 80 też wchodziło 40 tys kibiców

    • arek z Dębca pisze:

      To wiem alastor, nieraz bylem na meczu na Olimpii w latach osiemdziesiatych i dziewiedziesiatych. Scisk musial byc niesamowity bo jednak pojemnosc stadionu na Golecicnie byla mniejsza od starej Bulgarskiej.

    • J5 pisze:

      Wydaje mi się że mogło tam wejść tyle osób. Pamiętam w latach 1983 jak był żużel i mecz ( grałem wtedy jako młody chlopak w Olimpii), była wuchta wiary bo żużla przecież wtedy w Poznaniu nie było i była to atrakcja, a w latach 90 jak Olimpia grała z Kolejorzem to też było nawalone wiary we wszystkich możliwych miejscach, na koronie, część wiary waliła przez płot, tłok straszliwy. Fajnie bylo…

  2. Kibol pisze:

    Najbardziej pamietna to byla wlasnie ta 300 Slusarza.

  3. tom pisze:

    Czerwiec 1984 pamiętny remis 1-1 pełen stadion i tłumy pod nim z braku biletów . Najlepszy sezon w historii klubu do tej pory.

    • koper pisze:

      tom.
      byłem, widziałem.Miałem wtedy 10 lat…niezapomniane chwile…Baryła na ławce i ta ekipa!