W Lechu i w Legii

W dotychczasowej historii Lech Poznań mierzył się z Legią Warszawa już 126 razy. W ciągu wielu, wielu lat rywalizacji byli zawodnicy, którzy występowali w obu klubach. Byli oczywiście piłkarze przechodzący bezpośrednio z Legii do Lecha czy na odwrót. Takich graczy było już kilkudziesięciu, a pierwsze ruchy na linii Lech-Legia miały miejsce jeszcze zanim Kolejorz zadebiutował w Ekstraklasie.


Pierwszym piłkarzem Lecha, który przeszedł do Legii był w 1946 roku Henryk Skromny. W latach 50-tych warszawski kierunek obrali m.in. Florian Wojciechowski, Władysław Sobkowiak czy Janusz Gogolewski. W tamtych czasach rywalizacja Lecha z Legią nie wyglądała tak jak teraz, dlatego te ruchy nie odbijały się takim echem, jak później. W latach 80-tych Legię musieli zasilić legendy naszego klubu, czyli Jarosław Araszkiewicz i Mirosław Okoński. Wszyscy znają powody pójścia obu lechitów do Warszawy i nigdy nikt nie miał do nich pretensji. Obaj piłkarze mieli wybór. Albo gra w wojskowej Legii albo służba wojskowa.

Inaczej wyglądało już przejście do Legii czołowego na początku lat 90-tych snajpera Lecha oraz króla strzelców naszej ligi, Jerzego Podbrożnego. Ta postać do dziś jest nielubiana przez kibiców w Poznaniu. Pod koniec XX wieku do Legii za pieniędzmi powędrowali m.in. Maciej Murawski i Adam Majewski, a w XXI wieku choćby Paweł Kaczorowski, Kasper Hamalainen czy Bartosz Bereszyński. Najgorzej miał „Kaczka” po tym jak na obiekcie w Warszawie po zdobyciu Pucharu Polski przez Lecha w 2004 roku śpiewał „Legła Warszawa” co sam zarzucił w szatni. Obrońca większej kariery przy Łazienkowskiej nie zrobił. Nigdy nie został zaakceptowany jak choćby Fin, który w 2015 roku również śpiewał podobne przyśpiewki, jednak przez te parę lat mentalność tamtejszych kibiców mocno się zmieniła.


W dotychczasowej historii byli również piłkarze, którzy bezpośrednio zamienili Warszawę na Poznań. Pierwszym w 1967 roku był Andrzej Baczyński. Pod koniec lat 70-tych z Legii do Lecha trafił podstawowy golkiper „Wojskowych”, Piotr Mowlik, który to u nas święcił największe sukcesy w swojej karierze takie jak Mistrzostwa Polski. W jego ślady poszli więc Bogusław Oblewski, Zbigniew Pleśnierowicz (do dziś pracuje w Kolejorzu) i Henryk Miłoszewicz, którzy też zapisali się w historii naszego klubu. Późniejsi zawodnicy, którzy z Legii trafili do Lecha w tym na przykład Marcin Bojarski, Dariusz Solnica czy obecny komentator Canal Plus, Marcin Rosłoń większej kariery przy Bułgarskiej nie zrobili.

W ciągu wielu lat rywalizacji byli inni piłkarze mający swoje przygody w Lechu i w Legii, jednak nie zamieniali Poznania na Warszawę z dnia na dzień. Najpierw w Lechu a później w Legii występował choćby Jan Anioła, Dariusz Bayer, Mirko Poledica, Paweł Wojtala czy Marcin Klatt. Z kolei po grze w Warszawie później po paru latach do Poznania trafiali Stanisław Chmielecki, Henryk Paczkowski, Bogdan Kajdasz (w latach 50-tych), Wiesław Adamski, Jerzy Kasalik, Adam Dąbrowski, Jarosław Bako, Arkadiusz Onyszko oraz Sylwester Czereszewski, który w barwach „Wojskowych” był królem strzelców polskiej ligi.

Źródło: inf. własna
Fot: KKSLECH.com

> Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat) <







7 komentarzy

  1. Grimmy pisze:

    Miałem piękny sen, wygraliśmy 4 – 1. Jevtić pokonał Malarza lobem z 25 metrów, kopiąc piłkę lewą nogą, zewnętrzną częścią stopy, piłka lecąc do bramki jeszcze odbiła się od słupka. Ronaldo oglądając to zagranie krzyknął: „It’s insane!” Tak ich klepaliśmy z pierwszej piłki, że piłkarze Legii biegali jak dzieci w mgle. Piękny, ale też bardzo dziwny sen. Niestety nie mam profetycznych zdolności/snów, więc mało prawdopodobne aby to wszystko się ziściło, jednak byłbym bardzo kontent gdybyśmy wygrali to nawet 1 – 0 po brzydkiej grze. Ogólnie nie jestem minimalistą, ale w naszej sytuacji, przy stylu jakim gramy od początku sezonu, ważne są bardziej zdobycze punktowe, styl prędzej czy pózniej wróci…

  2. milekamps pisze:

    Własnie,poproszę skromne 1-0 i będę zadowolony,aczkolwiek nie miałbym nic przeciwko żeby ten sen się spełnił

  3. Leftt telefon pisze:

    Z Okonskim to chyba jednak nie było do końca tak, że nikt nie miał pretensji.

  4. Tadeo pisze:

    Nadzieja matką głupich ale gdyby nie ta nadzieja i marzenia to chodzenie na mecze i kibicowanie swojej ukochanej druzynie mijałoby się z celem.Wierzyłem i wierzę że kiedyś ten wielki mecz nadejdzie , może będzie to mecz jutrzejszy z Legią.

  5. jerz pisze:

    Okoński jako jedyny żywiciel rodziny w ogóle nie musiał iść do wojska. On chciał iść do legii. Sam o tym mówił nie dawno na spotkaniu z kibicami.

    • Leftt telefon pisze:

      Tam była jeszcze kwestia skrócenia dyskwalifikacji, na co podobno działacze Lecha byli za krotcy.

  6. Muniek. pisze:

    Do dzisiaj mam przed oczami widok wielkiej radości Mirka Okońskiego, po strzeleniu bramki na 2-0 bramki w pamiętnym meczu PP w Częstochowie w 1980 r.