Czego wtedy zabrakło

Dnia 2 maja 2022 roku na PGE Narodowym odbędzie się 7 finał Pucharu Polski w historii i 4 z udziałem Lecha Poznań. W Polsce nie ma oczywiście innego klubu, który na największym obiekcie w kraju rywalizowałby tak często, w 3 poprzednich finałach Kolejorzowi udało się strzelić na Narodowym tylko 2 bramki z czego jedna była golem samobójczym.

W 2015 i 2016 roku Lech Poznań nie był faworytem finału, w 2017 już tak i to zdecydowanym. 5 lat temu kurs na zdobycie Pucharu Polski przez Kolejorza wynosił raptem 1.40 podczas gdy na trofeum dla Arki Gdynia ponad 7.00. Do dziś wielu kibiców ma traumę po tym, co się wydarzyło w tym spotkaniu, które było kolejnym z rzędu przegranym finałem na Stadionie Narodowym różnicą jednego trafienia. W każdym finale 2 maja Lechowi czegoś zabrakło, coś miało wpływ na porażkę poznaniaków. W każdym roku o przegranej w finałowym pojedynku zadecydowały inne rzeczy. Jakie? O tym poniżej.



Lech bardzo dobrze rozpoczął finał 7 lat temu. W ofensywie był zdecydowany, atakował na różne sposoby narzucając Legii swój styl gry. Poznaniacy objęli prowadzenie w 20 minucie po dośrodkowaniu z rzutu wolnego wykonywanym przez Barrego Douglasa i samobójczym golu Tomasza Jodłowca. Dwie minuty po tej bramce mieli setkę Zaura Sadaeva, który zbyt słabo podciął piłkę nie wykorzystując tym samym świetnej szansy na być może zakończenie emocji w tym finale. Poznaniacy nadal atakowali zapominając niestety o obronie. W 30 minucie zupełnie pogubili się przy rzucie rożnym, wtedy Maciej Gostomski sygnalizował faul Marka Saganowskiego, ale sędzia nie mając wtedy pomocy VAR-u uznał bramkę na 1:1. Do końca pierwszej połowy Lech nadal atakował, dobre szanse mieli m.in. Dawid Kownacki czy Zaur Sadaev, niektóre z nich widać na poniższym skrócie. Po pierwszych 45 minutach finału przed 7 laty wynik był gorszy od gry Kolejorza, który był dobrze umotywowany przez Macieja Skorżę, nasz zespół nie czekał na to, co zrobi Legia tylko narzucił jej swoje warunki.

Krótko po zmianie stron warszawiacy strzelili 2 gola po wstrzeleniu piłki przez Tomasza Brzyskiego. Legia objęła prowadzenie i już nie oddała wyniku 2:1 do samego końca. Niestety po stracie bramki autorstwa Marka Saganowskiego podopieczni Macieja Skorży byli zupełnie innym zespołem. Przez ponad 20 minut Lech nic nie grał, nie był już tak nakręcony w ofensywie, nie stwarzał sytuacji podbramkowych, nie oddawał tylu strzałów, co w pierwszej odsłonie. Legia bez trudu kontrolowała boiskowe poczynania, dopiero po 81 minucie poznaniacy przebudzili się, ale nie zdołali wyrównać. Lechowi 7 lat temu zabrakło na Narodowym skuteczności, strzelenia 2 gola przed przerwą, koncentracji w defensywie i braku wiary w odrobienie strat. W finale w 2015 roku Kolejorz oddał aż 19 strzałów z czego 9 było celnych. Legia miała 7 uderzeń, 4 celne i 46% posiadania piłki zdobywając Puchar Polski poprzez lepszą skuteczność oraz dobre kontrolowanie zawodów po przerwie.

Czego zabrakło/dlaczego Lech przegrał w 2015 roku?

– Skuteczności w pierwszej połowie
– Braku zamknięcia meczu przy stanie 1:0
– Koncentracji w obronie
– Braku wiary w odrobienie strat

null
null

Finał na Narodowym rok później z tym samym rywalem był zupełnie innym widowiskiem. Obie drużyny też znajdowały się w różnej sytuacji. Legia była w wysokiej formie walcząc o dublet, natomiast Lech był bez formy, nie wygrywał w lidze, Puchar Polski był dla niego ostatnią szansą na załapanie się do Europy. Przed finałem 2016 na poznaniaków nikt nie stawiał, zdecydowanym faworytem była Legia, kibice Lecha mogli tylko wierzyć w niespodziankę. Nasz zespół na finał bardzo mocno zmobilizował się postanawiając dać z siebie absolutnie wszystko. O dziwo to Lech od początku był stroną przeważającą, na przykład na początku finału Szymon Pawłowski trafił w słupek, Marcin Kamiński z paru metrów nie trafił w bramkę, bomba Gergo Lovrencsicsa została zablokowana w ostatniej chwili, a po podaniu od Karola Linettego wbiegającego w pole karne Lovrencsicsa w ostatniej chwili zatrzymał Arkadiusz Malarz.

Poznaniacy przegrywając wcześniej wiosną 2 mecze z Legią w finale wcale nie wyglądali źle, niestety niewykorzystane okazje zemściły się. W 69 minucie Karol Linetty źle wybił piłkę notując nieszczęśliwą asystę przy golu Aleksandara Prijovicia z kilku metrów. Później na boisku zaczęły lądować race, to wybijało Lecha z rytmu i pomagało Legii ze spokojem kontrolować ten finał. W końcówce jeszcze 2 okazje miał Kamil Jóźwiak, który nie zdołał pokonać bramkarza. Po tym meczu ciężko było mieć pretensje do piłkarzy Lecha, którzy wystąpili w finale 6 lat temu. Mimo słabej formy oraz gorszego składu od bardzo silnej sportowo i mentalnie Legii nasza drużyna dała wtedy z siebie absolutnie wszystko. Do Pucharu Polski zabrakło nam umiejętności czysto sportowych i skuteczności, gol na 1:0 w finale Pucharu Polski 2016 mógłby zmienić wówczas bardzo wiele. Trzeba również pamiętać o słabej mocy mentalnej drużyny Jana Urbana, która przed finałem 2016 nie miała pewności siebie.

Dodatkowo Lecha Poznań przed meczem na Narodowym 6 lat temu osłabił słynny incydent. Dnia 1 maja 2016 roku kibice przyszli pod stadion, by tradycyjnie wesprzeć zawodników przed ich wyjazdem na finał. Kiedy zespół wyjeżdżał autokarem z parkingu za kręcenie filmiku wziął się Nicki Bille Nielsen. Duńczyk wrzucił go później do internetu co wywołało burzę nie tylko wśród kibiców. Na filmiku było słychać jak Łukasz Trałka powiedział – „nie wal w ten autokar pało jedna”, a Szymon Pawłowski dodał – „że im się chciało”. Kibice po tych słowach wpadli w furię, natomiast Nicki Bille Nielsen za wrzucenie filmiku bez zgody drużyny nie zagrał w finale. Co ciekawe dzień wcześniej normalnie trenował, wyszedł na zajęcia na głównej płycie Stadionu Narodowego na której rzekomo złapał uraz. Zastępujący go Dawid Kownacki zupełnie nie poradził sobie z silniejszymi obrońcami warszawskiej Legii, przeciwko nim miał grać mocny fizycznie Nicki Bille Nielsen, ale zrobił to, co zrobił i został odpalony. Strzeleckie statystyki finalistów sprzed 6 lat nie były zbyt imponujące. Lech oddał 9 uderzeń na bramkę i 5 celnych, Legia miała 6 strzałów i 3 celne + wyższe posiadanie piłki (53%).

Czego zabrakło/dlaczego Lech przegrał w 2016 roku?

– Umiejętności
– Siły mentalnej, pewności siebie przed finałem
– Napastnika
– Skuteczności, strzelenia gola na 1:0

null
null

Sytuację przed finałem i sam finał 2017 można by opisać używając tysięcy znaków. Wiele wątków można już pominąć w tym ścieżkę, jaką miały oba kluby do finału Pucharu Polski 5 lat temu, przedmeczową sytuację w obu klubach przed finałem czy kolejne podkreślanie, kto był wtedy faworytem do zgarnięcia trofeum. Można jedynie krótko wspomnieć o formie Lecha i Arki. Poznaniacy przed finałem wygrali 3 kolejne mecze 3:0, 3:0 i 3:2. Przez chwilę byli nawet liderem Ekstraklasy, przed finałem Pucharu Polski 2017 znajdowali się w bardzo dobrej formie w przeciwieństwie do Arki rozpaczliwie broniącej się przed spadkiem i mającej problemy ze zbieraniem punktów.

null
null

Dobę przed finałem było widać, że coś jest nie tak. Nenad Bjelica, Łukasz Trałka oraz Tomasz Kędziora podczas konferencji prasowej byli spięci, mieli kamienne twarze, zachowywali się nietypowo, nieco nerwowo. Później wychodziły informacje z szatni jakby zespół nie do końca wierzył, że teraz się uda, podczas 3 wizyty na Narodowym to on jest faworytem do wygranej i musi zagrać swoją piłkę, by wygrać. Lech Poznań nie do końca poradził sobie z przedfinałową presją, nie udźwignął roli faworyta od którego każdy kibic wymagał zwycięstwa. Pierwsze 30 minut meczu nie zapowiadało jednak problemów, nic nie wskazywało na katastrofę po której klub nie podniósł się przez kilka lat. Od pierwszych minut Lech narzucił Arce swój styl gry, od początku pachniało golem na 1:0. Poznaniacy zamknęli gdynian na połowie między 20 a 30 minutą gry, wtedy na ich bramkę sunął atak za atakiem, każdy chciał jednak strzelić gola, brakowało skuteczności, brakowało zimnej głowy pod bramką świetnie broniącego Pavelsa Steinborsa. Po niewykorzystanych doskonałych okazjach do przerwy na Narodowym był remis 0:0, choć niecałe 2 miesiące wcześniej w Gdyni zespół Lecha atakując w podobny sposób prowadził po 45 minutach już 3:0.

null

Po zmianie stron Lech nadal miał optyczną przewagę, ale już tak mocno nie atakował. Stracił impet, spotkanie wyrównało się. Dopiero w samej końcówce wprowadzony w 72 minucie Maciej Makuszewski przeprowadził rajd prawą flanką, wyłożył piłkę Radosławowi Majewskiemu, który tylko w sobie wiadomy sposób nie trafił w światło bramki! Ofensywny pomocnik Kolejorza w 90 minucie miał tzw. piłkę meczową na nodze, powinien wtedy strzelić gola i dać trofeum Lechowi Poznań na które z przebiegu finału w pełni zasługiwał. W tym finale okazało się, że Lech Poznań wcale nie jest tak mocny mentalnie, jak się niektórym przed finałem wydawało. Klasowa drużyna w tym mocna psychicznie atakowałaby tak długo aż strzeliłaby zwycięskiego gola. Tymczasem Kolejorz tracił impet z każdą minutą, Arka nie mając nic do stracenia zaczęła się nakręcać, napędzać, zaczęła stwarzać okazje podbramkowe zaskakując Lecha zdecydowaną grą.

null

O tym, jak padły 2 gole dla Arki nie ma już sensu wspominać. Lepiej pochylić się nad tym, dlaczego one padły. Lechowi zabrakło w dogrywce determinacji, którą rywal zaczął nas przewyższać. Poznaniacy po straconej bramce na 0:1 po prostej wrzutce i główce filigranowego zawodnika zupełnie się posypali, nie wiedzieli już, co robić, w dodatku przez brak agresywności w grze, brak zdecydowania w odbiorze piłki, stracili drugą bramkę po kontrze środkiem boiska. Ta kontra powinna być skasowana faulem przez Trałkę już w okolicach środkowej strefy boiska, a najpóźniej przez ostatniego stopera, którym był Bednarek. Do dziś trudno uwierzyć to, co się wydarzyło na Narodowym przed 5 laty, do 35 minuty wynik powinien być już ustalony, jednak przez nieskuteczność i brak chłodnej głowy zawodników wśród których wielu chciało zostać bohaterem był tylko bezbramkowy remis 0:0. Karygodne było też zmarnowanie setki w 90 minucie przez Radosława Majewskiego oraz mentalna postawa Lecha Poznań w dogrywce, który pod tym względem nie istniał. Tamten finał pokazał, co może się wydarzyć, gdy najpierw koncertowo zmarnuje się na Narodowym kilka dobrych okazji a później przestanie się grać w piłkę i pozwoli przeciwnikowi napędzić się. Skuteczność + determinacja w grze przez cały finał Pucharu Polski może być kluczem do sukcesu również za parę dni.

Czego zabrakło/dlaczego Lech przegrał w 2017 roku?

– Przedmeczowej pewności siebie
– Skuteczności do 35 minuty
– Zimnej głowy pod bramką rywala
– Braku determinacji po przerwie i w dogrywce
– Braku zdecydowania w odbiorze piłki i agresywności w grze

null
null

> Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat) <





13 komentarzy

  1. robson pisze:

    Czyli to Pawłowski powiedział to słynne „że im się chciało”. W sumie pasowało do tego hobby playera.

  2. Rahu pisze:

    W każdym finale ten sam problem – nieskuteczność. Obawiam się, że teraz może być podobnie, szczególnie po ostatnich meczach, kiedy słabo funkcjonował ten element.

  3. marcinos pisze:

    Redakcjo – to nie Radek Murawski zmarnował setkę z Arką 🙂
    Z uśmiechem wyobraziłem sobie Nickiego jako zbawce Lecha w finale Pucharu Polski – ale potem przypomniałem sobie, jak w jednym z niewielu swoich dobrych meczów z legią zarobił żółtą kartkę za obijanie łokciami po twarzy azjatów. Może faktycznie mógłby wtedy pomóc.

  4. Kibic z Bydgoszczy pisze:

    Zdecydowanie zabrakło mentalności zwycięzcy tamtych grajków, jakości, a w ostatnim finale zlekceważenie rywala. Było za to drukowanie pod Szmatę.
    W tym finale mamy sędziego do pizdy.
    O jakość piłkarską Lecha Poznań, zaangażowanie naszych piłkarzy jestem spokojny.
    Duże znaczenie będzie miała taktyka obydwu trenerów oraz dyspozycja dnia.
    To będzie taki prawdziwy finał marzeń na dobrym poziomie.
    Proszę piłkarzy i trenera naszego Lecha Poznań, wygrajcie dla nas ten Puchar Polski 2022!!!

  5. robson pisze:

    Redakcjo, oprócz samobója Jodłowca był jeszcze gol Trałki w finale z Arką na 1:2 w końcówce dogrywki.

    • KKSLECH.com pisze:

      Dzięki. Jak widać 2 bramki dla Arki były takim szokiem, że gola Trałki nikt już nie pamięta.

      • Kibic z Bydgoszczy pisze:

        😉 Lepiej tych meczy nie pamiętać, ale żeby tak się stało musimy w końcu coś wygrać. Mam przeczucie, że wygramy wszystko do końca sezonu.

      • krys_pl pisze:

        ja pamiętam. I pamiętam jeszcze, że Trała był mocno pobudzony żeby nie powiedzieć, że wkur…ony tym co się działo na boisku.
        Gdyby nie to, że słynny fryzjer już siedział to bym sobie dał uciąć cokolwiek, że mecz był sprzedany. Albo piłkarzyki grali o coś innego niż nam kibicom się wydawało… Mecz był poprostu NIEWIARYGODNY.
        Problem z Lechem jest taki, że my dość często gramy taki mecze. W tym sezonie: w Białymstoku, z Lechią w Gdańsku, w Radomiu, w Mielcu i z Łęczną jesienią. Wciąż nam się takie mecze przytrafiają i myślę, że to kwestia jednak mentalności w klubie. No chyba, że jednak aspekty poza sportowe…

  6. leftt pisze:

    Ostatni mecz przed finałem wygraliśmy 3-2 z Koroną (nie 2-1). Do bramki wszedł wtedy Burić i bronił bardzo dobrze.
    Ten artykuł to również instrukcja, czego należy unikać i co należy zrobić, żeby ten pierdolony 2 maja wreszcie przestał być traumą. A więc:
    – skoncentrować się tylko na meczu a nie na pobocznych pierdołach
    – jak jest okazja to wbić tę piłkę do bramki, bo wiele okazji nie będzie – dotyczy zwłaszcza sytuacji przy stanie 0-0
    – jeżeli będziemy przegrywać to nie srać w gacie i nie płakać, tylko ruszyć do przodu i rozpierdolić przeciwnika; ostatecznie to tylko Raków, z jedną gwiazdą i dziesięcioma wyrobnikami – nie są to żadni galacticos
    Alleluja i do przodu, kiełbasy w górę, czy co tam komu pasuje – i 2 maja ok. 18 Ishak ma trzymać Puchar!

  7. Bart pisze:

    Do dzisiaj nie mogę patrzeć na Kalesoniarza bo gdy widzę ten jego głupi kurwa ryj to momentalnie mam przed oczami tamto pudło z Arką.