Top 10 (11-17.08)

Top 10 jest cyklem dotyczącym bezpośrednio internautów serwisu KKSLECH.com. Co tydzień w środę moderatorzy wyróżniają 10 najlepszych komentarzy oddanych przez kibiców Lecha Poznań w wiadomościach pojawiających się na łamach tej witryny oraz w „Śmietniku Kibica”. Komentujesz sprawy związane z Kolejorzem? Co tydzień jest szansa, że to właśnie Twój wpis dotyczący głównie naszego klubu znajdzie się wśród wyróżnionych komentarzy.



Autor wpisu: tomekmec do newsa: Śmietnik Kibica

„Okazuje się, że nie tylko oszuści i głupcy ale również tchórze. I to najłagodniejsze epitety jakie mi przychodzą do głowy na określenie zarządzających Lechem.
1) Obiecywali rozwój drużyny. Więc zastanówmy się co zrobili by Lech z początku tego sezonu był lepszy od tego z końca ubiegłego. Drużyna została zbudowana przez Skorżę i wymagała jedynie nieznacznych korekt na pozycji bramkarza, stopera i skrzydłowego, zatrzymania Kownackiego, znalezienia zmiennika dla Amarala skoro zdecydowano się na odejście Tiby i w sytuacji jeśli środki by na to pozwoliły, napastnika nr 2. Ściągnięcie Placha i Kądziora wydawało się być całkowicie w zasięgu finansów Lecha, tak samo jak zatrzymanie Kownackiego. Pozostał stoper i właściwie wszystkie zapowiadane propozycje – jeden z dwóch reprezentantów Rumunii czy Helik były do przyjęcia. Z tymi zawodnikami z pewnością nastąpiłby rozwój drużyny, a wydatki po zainkasowaniu premii za mistrzostwo, należności za Kamińskiego, niespodziewanej kasy za Lewego i.t.d. z pewnością nie pozwalałby na zarzucenie zarządowi ” awanturniczej polityki transferowej” . Tymczasem poskąpiono na bramkarza i mieliśmy to co mieliśmy w teoretycznie najważniejszym meczu sezonu. Kownaś mimo, że chciał grać u Nas, nie zagra wiadomo czemu. Skrzydłowego, który mógłby chociaż w części nawiązać do Kamyka nie ma, to samo ze stoperem, który jest kupowany od czasu odejścia Rogne. Gdzie ten rozwój. Co z tego, że nawet jak teraz kupimy dwóch super zawodników ( w co osobiście wątpię) to już jest po balu – liga mistrzów odjechała momentalnie, jeszcze dwa mecze w lidze takie jak dotychczas i odjadą mistrzostwo i puchary.
Więc gdzie ten obiecywany rozwój.
2) Zapewniano, że po raz kolejny nie popełnimy tych samych błędów. A tu jak jest każdy kto zerknie w ligową tabelę widzi. Ktoś powiedział, że popełnianie błędów jest rzeczą ludzką, ale popełnianie ciągle tych samych jest głupotą.
3) W sytuacji w jakiej znalazł się obecnie Klub oczekiwałbym, że np. „ten który się nie podda”, udzieli długiego wywiadu w dowolnej telewizji i powie wprawdzie jest jak jest, postąpiliśmy jak postąpiliśmy z takich a takich względów, ale podejmujemy kroki zmierzające do poprawy sytuacji takie jak …… . Natomiast jedynym co potrafią w takiej sytuacji włodarze Lecha to ucieczka i chowanie głowy w piasek. To samo zresztą jak widać dotyczy trenera, zamykającego się z asystentem i przeprowadzającego analizy bezpośrednio po meczu. Może lepiej byłoby skupić się na analizach przed meczem. Z drugiej strony może lepiej niech trener się nie wypowiada jak ma mówić to co do tej pory. Zabrakło mi wczoraj stwierdzenia, że jest dumny z naszych piłkarzy bo chcieli grać, trafili w słupek i przebiegli sporo kilometrów.”

Autor wpisu: Ostu do newsa: Śmietnik Kibica

„Jeszcze o tych kontuzjach…
1. Nie wynikają one z „fizycznego” wzrostu obciążeń – takiego wzrostu nie było – a jedynie ze zmiany sposobu treningu i wpływa na INNĄ pracę mięśni – grup mięśniowych
2. Zmiana INTENSYWNOŚCI treningu powoduje większe obciążenie CAŁEGO organizmu – mięśni i stawów – bo dużo krótsze są „przerwy” między kolejnymi ćwiczeniami…
A to ma konsekwencje, które objawiają się w „słynnym ” podaję i staję a nie podaję i biegnę do rozegrania albo poszukuje nowego obszaru gry – szukam miejsca, poruszam się w wolne strefy….
To są NIEWYPRACOWANE nawyki…
Ćwiczenie – stop – ćwiczenie – stop…
To jest nasz problem…
A zwiększona INTENSYWNOŚĆ właśnie oznacza praktycznie brak przerw, które zawodnicy traktują jako okazję do odpoczynku – tak jak po wykonaniu podania…
Zwracał na to uwagę także jeden z trenerów, który przyszedł ostatnio do eklapy…
Nie pomne teraz nazwiska…
3. Kontuzje mięśniowe wynikają także z BYLEJAKOŚCI wykonywanych ćwiczeń – ruchy i ich płaszczyzny są „dowolne” – piłkarze w ogóle nie kontrolują techniki ćwiczenia i wykonują ruchy ale nie takie jak być powinny…
DOWOLNOŚĆ wykonywania ćwiczeń to gotowy przepis na kontuzje… !!!
Kto trenuje lub trenował na przykład na siłowni ten wie o czym mówię…
To samo dotyczy zwykłego biegania – kto biega źle technicznie ten szybko zalapie kontuzje „przeciążeniowe”
Przy okazji przychodzi mi zwrócić uwagę – @Grossadmirsl też na to zwracał uwagę – jak biegali „akademicy” z II…
Oni mają podstawowe problemy techniczne w zakresie biegowym co z kolei skutkuje problemami technicznymi na przykład w przyjęciu w biegu…
4. Ilość dostępnych danych – zwłaszcza grajków I drużyny – i ich właściwe wykorzystanie oraz wnioskowanie powinno w znacznym stopniu zapobiec takim urazom…
Właśnie na ten problem – PRACY działu analiz – zwracał uwagę Janas w słynnym wywiadzie…
Dział Analiz – kolejny dział braku profesjonalizmu…
Ja słyszałem że podobno Lech Poznań nawiązał współpracę z laboratoriami AWF i innych uczelni ale jak do tej pory jest to na etapie tworzenia…
Bo „dział analiz” jest nie tylko od analizy taktycznej – przynajmniej ja tak uważam – ale od analiz wszelakich, tym bardziej że otrzymują oni narzędzie pod hasłem Skills.lab…
Bo taki Lab ma właśnie za zadanie KORYGOWAĆ choćby technikę biegu, ustawienia stopy, wychylenia ciała itd…
Ale….
Ma „korygować” a nie uczyć podstaw choćby prawidłowego biegania czy techniki ćwiczenia ewentualnie przyjęcia piłki…
Obawiam się jednak że ten dział analiz jest/będzie równie profesjonalny jak dział skautingu…
No więc za jakiś czas organizmy grajków powinny się przyzwyczaić do większej INTENSYWNOŚCI Broma i jego „krótkich, mocnych i szybkich” podań po ziemi…
Choć mam też świadomość że niektórzy nie dostosują się NIGDY bo zwyczajnie organizmy są nieprzygotowane za młodu – stracili zbyt dużo czasu…
A to że NIKT nie wyszedł i nie przekazał określonej informacji to inna kwestia jest…
Ja mam coraz większe przekonania że tomaszek „nie miałem świadomości że tak będzie” nawet nie poinformował zarzadziku….
Pozostaje nam czekać
– żeby „intensywność” dala efekty…
– żeby zawodnicy zaczęli myśleć
– żeby zrozumieli o co chodzi w tym sporcie
– żeby „pyklo”
…albo na zwolnienie Broma”

Autor wpisu: Muro do newsa: Lech przed Dudelange – „Kontrolować, panować i awansować”

„Dobra, zatem kilka słów w temacie Broma. Wróciłem z Holandii, wyjazd super, kraj w porządku, przy okazji pogadałem z lokalnym fanem piłki nożnej (gość po 60tce, ojciec grał nieco zawodowo, facet interesuje się piłką, jak był w Poznaniu to wypytywał o Lecha, kojarzył polskich piłkarzy itd.). Rozmowa w poniedziałek – po meczu niedzielnym: hej, opowiem Ci teraz fajną historię o moim ukochanym klubie, który to wygrał mistrzostwo w poprzednim sezonie, a teraz dupy daje na lewo i na prawo, a osobliwie w lidze i do tego ma trenera z Holandii – to może kojarzysz…. i tu rzuciłem nazwisko. Facet najpierw się zapowietrzył, a potem w ciągu pięciu minut dowiedziałem się, że:
1. van der Brom nie umie pracować pod presją. Wszystkie jego projekty, w których presja była spora – okazały się klapą. To treneiro na prowincję, gdzie nikt cudu nie oczekuje od razu i w każdym sezonie.
2. van der Brom nie umie sam dźwignąć presji. W Holandii ma opinię nerwusa, który nie umie panować nad emocjami a tym bardziej nie umie panować nad emocjami w drużynie.
3. Facet jest postrzegany jako bardzo ambitny gość. Ambitny jednak do tego stopnia, że nadambitny, że wręcz obsesyjny w postrzeganiu siebie i swoich decyzji jako najlepsze, najdoskonalsze i jedyne (tu vide jego tekstu o tym, że zadzwoni do Skorży i pogada – chuja tam zadzwoni…)
4. W Holandii znany jest z tego, że wystawia zawodników nie na swoich pozycjach. Sounds familiar?
5. Znany jest też z tego, że jak kogoś znielubi, to nie wystawi do końca sezonu, nawet jeśli grajek jest okej. Mój lokals opowiadał o jakimś młodym gostku który przyszedł do drużyny Broma i nie zagrał żadnego pełnego meczu, bo mu się nie podobał. A młody robił dobre liczby w poprzednim klubie i następnym.
6. Van der Brom znany jest z tego, że wywołuje konflikty w drużynie, a potem stawia się w pozycji boga-zbawcy. Kiedy mówiłem o tym jak bardzo jesteśmy w Pozku wkurwieni, że po złym meczu Brom mówi, że jest dumny ze swojej drużyny mój rozmówca potakiwał – tak, tak też było w Arhnem i Utrecht i skończyło się raczej słabo.
7. Mój rozmówca jest absolutnie przekonany, że kolo poleciał na łatwą i dużą kasę w Polsce, której mu brakuje obecnie (styl życia? problemy finansowe? to już moje dywagacje). Zaskoczyło go, że gość w ogóle rozważał pracę w Polsce – z perspektywy Holandii to krok wstecz, albo dwa nawet.
I tak oto w pięć minut dowiedziałem się tego, co albo już było widać po paru tygodniach, albo czego podejrzewałem.
A do końca wieczoru mój Holender współczuł mi, że mamy takiego trenera.
To tylko kwestia paru tygodni, powiedziałem.
Jak przemocne Didląż złoi nam dupę wcześniej, to może nawet wcześniej, ale nie sądzę, żeby nawet mimo braku awansu wywalili go wcześniej niż przed przerwą na Mundial – raz, że pieniądz, dwa, że przyznaliby się do błędu (kolejny raz Rząsa!!!), trzy, że nikt poważny nie wziąłby drużyny w takim kryzysie.
Tyle w temacie.
I teraz na koniec – powiedzcie proszę, skoro laik i amator jak jak dowiedział się tego wszystkiego od innego laika i amatora w Holandii, to co kurwa robią ci wronieccy okupanci pod kątem profesjonalnego zarządzania klubem?
Tak, wiem, tu nie chodzi o mistrzostwo, tu chodzi o promowanie młodych i sprzedawanie ich za pieniądze (vide model holenderski i stąd der Brom i jego robota). Tu chodzi o samopowtarzający się schemat: sukces – rozmontowanie drużyny – chujoza – okres przejściowy – zbudowanie drużyny – sukces, taki cykl co parę lat – w przypadku Lecha – co pięć, albo co siedem. I to absolutnie wystarcza na promocję Modera, Puchacza, Jóźwiaka, Kamińskiego a wcześniej Kędziory, Kownackiego czy kogo tam jeszcze plus odsprzedawanie z zyskiem Kadara czy innych wynalezionych. Klub kurwa korporacyjny do cna, z zielonym excelem w tle, z pogardą dla tradycji, z butą dla tych którzy chcą coś profesjonalnego w zamian, klub śmiejący się i dojący do cna pikników i rodzinnych kibiców, klub oferujący młodym ludziom pracę przy marketingu za darmo albo za najniższą stawkę. Eurokrwiopijcy do ostatniej kropli.
Lech Poznań, Mistrz Polski 2021/2022.
Kapela, która – jeśli przejdzie hegemonów piłkarskich z Luksemburga – za dwie, trzy kolejki będzie jako dawniej wystawiać podstawowy skład na mecze ligowe, a juniorów i 30letnich zawodników z rezerw na mecze grupowe Ligii Konferencji.
I co? I nic. Wszyscy piszemy o tym samym, over and over…”

Autor wpisu: Bart do newsa: Śmietnik Kibica

„Ja kiedyś przez chwilę grałem w nogę z Lewandowskim. A było tak:

Pracowałem swego czasu w hotelu Sheraton jako recepcjonista. Któregoś dnia do Poznania na zgrupowanie przyjechała polska kadra w piłce nożnej i chcieli się u nas zakwaterować na nocleg. No i wszystko spoko, ja po kolei odbieram od każdego dokumenty i przydzielam pokoje, od trenera, członków sztabu, piłkarzy, aż w końcu przyszła kolej na Lewandowskiego. Ten sięgnął ręką do kieszeni… i nagle zamarł.
– O cholera, gdzie są moje dokumenty?? – jęknął i zaczął energiczniej macać się ręką po kieszeniach. – Kurde, chyba mi gdzieś wypadły…
– No to przykro mi – odpowiadam uprzejmie – ale nie mogę pana wpuścić do środka.
Lewy na to zbladł, ale zaczął energiczniej przeszukiwać wszystkie kieszenie w spodniach, kurtce, potem przetrząsnął plecak, sprawdził wszystko jeszcze raz i na koniec rozłożył bezradnie ręce.
– Ale chyba mnie pan wpuści do środka, co? – poprosił i się uśmiechnął blado.
– Niestety nie mogę tego zrobić, dopóki nie zobaczę dokumentów – tym razem to ja rozłożyłem bezradnie ręce.
– Ale ja jestem Lewandowski!
– A ja Kowalski. Miło mi.
– Ej no kurwa… – Lewandowski zaczął się niecierpliwić. – Przecież jestem znany w całej Polsce, gram w Lechu Poznań, musisz gościu mnie kojarzyć.
– A ja wiem, czy ty jesteś prawdziwy Lewandowski? – odparłem. – Może się tylko pod niego podszywasz?
Lewy już wkurzony chciał coś powiedzieć, ale w tym momencie pozostali piłkarze, widząc z daleka, że coś się dzieje przy recepcji, podeszli do nas i pytają co jest grane. Gdy im wyjaśniłem całą sytuację, zaczęli mnie jeden przez drugiego przekonywać, że to przecież prawdziwy Lewandowski i żebym sobie nie robił jaj.
– Sorry chłopaki, ale bez dokumentów go nie mogę wpuścić. Taka praca.
Po chwili pojawił się trener Smuda.
– Co tu się kurwa wyprawia? – rzucił od razu. – Czemu jeszcze nie siedzicie w pokojach?
– A bo panie trenerze, Lewy zgubił dokumenty – wyjaśnił któryś z piłkarzy.
– A ja bez dowodu tożsamości go nie mogę zameldować – dodałem.
– No, ale przecież to jest Lewandowski! – krzyknął Smuda.
– Może tak, może nie. Muszę mieć pewność.
– No żesz kurwa, ja pierdolę – załamał się trener.
W tym momencie do hotelu dziarskim krokiem weszli prezes PZPN Grzegorz Lato i sekretarz generalny Zdzisław Kręcina. Obaj już lekko podchmieleni.
– Opowiem wam kawał – zaproponował od progu prezes Lato, uśmiechnięty od ucha do ucha. – Co jest mniejsze od piczki komarzycy? Chuj komara, bo musi w nią wejść! – dokończył i zarechotał głośno.
Ale oprócz niego zaśmiał się tylko Zdzisiek Kręcina.
Nie takiej reakcji spodziewał się Grzegorz Lato.
– A co tu kurwa za atmosfera jak na stypie? – zapytał zdziwiony.
– A bo tu się zrobiła sraka z dokumentami, panie prezesie – wyjaśnił trener Smuda.
– Jaka znowu sraka? – zdumiał się prezes. – Mówcie, do chuja wafla!
No to mu wszyscy powiedzieli, w czym problem.
– Ale przecież to naprawdę jest Lewandowski – krzyknął prezes Lato, a Zdzisiek kręcina czknął pijacko, chyba na znak aprobaty.
– Bez dokumentów nie mogę niczego zrobić – wyjaśniłem po raz kolejny, wywołując kolejną falę bluzgów ze strony piłkarzy i działaczy.
Grzegorz Lato był już wyraźnie wkurwiony.
– Dawać mi tu kurwa kierownika tego kurwidołka! – zagrzmiał donośnie – Może on coś poradzi na ten pierdolnik!
Robiło się już niezłe zamieszanie. Po chwili pojawił się kierownik i z miejsca odebrał wiązankę bluzgów od prezesa PZPN, po czym, cały czerwony na twarzy, krzyknął do mnie:
– Co ty tu do cholery odpierdalasz? Nie widzisz, co się dzieje? Zaraz nam tu media wparują i będzie dym na całą Polskę! Zamelduj wreszcie tego Lewandowskiego bo inaczej postaram się, żebyś przez najbliższe 10 lat nie dostał posady nawet babci klozetowej!
– Sorry szefie, ale nie mam żadnego dowodu, że to naprawdę on.
– No przecież to chyba widać do cholery! – kierownik był równie wkurwiony, co inni. – Co ty, meczów i reklam nie oglądasz?
– A bo ja wiem, czy to nie jakiś sobowtór? – zapytałem filozoficznie.
– No kurwa mać! – powiedzieli chórem kierownik, prezes Lato, sekretarz Kręcina, trener Smuda i piłkarze, nie wyłączając Lewandowskiego.
Ale ja byłem nieugięty.
– No i co tera kurwa zrobimy? – zmartwił się trener Smuda.
– Napijmy się! – zaproponował Zdzisław Kręcina.
– Dobra myśl, Zdzisiu! – podchwycił ochoczo Grzegorz Lato i widać było, że na tę myśl humor mu się poprawił. – A wy przetrząśnijcie plecaki, bagaże, nawet cały pierdolony autokar i znajdźcie te jebane dokumenty, choćbyście je mieli wyciągnąć z dupy murzyna! – zakończył, po czym zamówił u mnie kolejkę (oprócz recepcjonisty jestem też barmanem i to ja wydaję klientom alkohol), po czym wziął pod rękę Kręcinę i skierował się w stronę jednego ze stolików.
Kierownik zawołał ochronę i w porozumieniu z trenerem Smudą kazali im przeszukać cały autokar, w tym czasie też każdy z piłkarzy i działaczy gdzieś gorączkowo dzwonili, próbując ustalić, gdzie się mogły podziać dokumenty Lewego. W międzyczasie prezes Lato i sekretarz Kręcina zamówili jeszcze kilka kolejek, a po jakimś czasie dosiedli się do nich terener Smuda, piłkarze i reszta sztabu. Przy recepcji został jedynie Lewandowski.
– Ja chyba też się napiję – oświadczył, mocno zmęczony. – Setka wódki dla mnie! – zażądał.
– A 18 lat jest skończone? – zapytałem podejrzliwie.
Lewandowski aż się zachłysnął powietrzem na te słowa.
– No przecież, że tak i to już dawno! – odpowiedział oburzony.
– W takim razie poproszę dowodzik. – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
– No żesz kurwa! – krzyknął Lewandowski wkurwiony na maksa. – Przecież go zgubiłem!
– Nie ma dowodu, nie ma alkoholu. – uśmiechałem się do niego szeroko.
Lewandowski spiorunował mnie spojrzeniem.
– Spierdalaj! – powiedział w końcu. I udał się do wolnego stolika, do końca wieczora siedząc tam o suchym pysku.
Po kilku godzinach zakończono poszukiwania. Bez rezultatu. Żadnych dokumentów nie znaleziono.
– I co my teraz kurwa zrobimy? – zafrasował się Franciszek Smuda. – Lewy powinien wypocząć bo jutro gramy ważny mecz towarzyski z Czechosłowacją.
– Z Czechami – poprawił go któryś z piłkarzy.
– A jeden chuj! – machnął ręką zniecierpliwiony trener.
Wszyscy patrzyli po sobie, nie wiedząc co dalej zrobić.
– To może się napijemy? – zasugerował sekretarz Kręcina.
– Świetna myśl, Zdzisiu – podchwycił prezes Lato. – A Lewego może upchnie się do jakiegoś wolnego pokoju?
Zajrzałem w papiery.
– Niestety, chyba już takiego nie mamy – powiedziałem. – To znaczy, jest jeszcze jeden nieobsadzony, bo klient jeszcze nie odebrał do niego kluczy. Jakiś Lewandowski.
– To może ja go wezmę? – zapytał z nadzieją Lewandowski.
– W porządku – zgodziłem się. – Tylko najpierw poprosze jakiś dokument tożsamości.
– No żesz kurwa… – westchnęli chóralnie wszyscy.
– Proponuję w takim razie skoczyć do knajpy i się napić… – rzucił Zdzisław Kręcina. – A potem możemy…
– Wiem! – przerwał mu Lewandowski. – Chyba nareszcie znalazłem rozwiązanie! – I zwrócił się do mnie: – Zagramy mecz, jeden na jednego. Ja kontra ty. Jeśli wygram, to mnie w końcu wpuścisz do tego pierdolonego hotelu!
– Sorry Robert, ale naprawdę nie mogę… Obowiązują mnie procedury…
– Chuj z procedurami! – skonstatował już mocno podchmielony Grzegorz Lato. – Zdzisiu, polej no.
– Pewnie boi się, że ze mną przegra. – Lewandowski patrzył na mnie wyzywająco.
I kurde, wjechał mi gość na ambicję! A chuj tam! Lewandowski czy nie, honoru bronić trzeba! Niech mu będzie.
Zaczęliśmy ustalać szczegóły, ale że robiło się już ciemno, postanowiliśmy zagrać na oświetlonym boisku, konkretnie na stadionie Lecha. Wprawdzie Lewy na nim grał regularnie, a ja w ogóle, ale stwierdziłem, że dam mu fory.
Udaliśmy się zatem na miejsce, Grzegorz Lato i Zdzisiu Kręcina pogadali z kim trzeba, obalili jedną albo dwie kolejki i wszystko załatwili. Stadion został otwarty, światła włączone, no a ja i Lewy wybiegliśmy na murawę. On miał koszulkę z napisem „Lewandowski”, ale mnie to nie ruszało, w końcu to o niczym nie świadczy. Taką koszulkę można se kupić w pierwszym lepszym sklepie z koszulkami.
Mediów nikt nie zawiadamiał, na trybunach zasiedli jedynie piłkarze i działacze ze sztabu.
Ustaliliśmy, że ja i Lewy zagramy mecz na jedną bramkę, przeprowadzając akcję na zmianę, raz ja, raz on, a cały mecz będzie trwać 10 minut i kto strzeli więcej goli, wygrywa. Tylko 10 minut, bo wszyscy byli już głodni i zmęczeni, a sekretarz Kręcina skarżył się jeszcze głośno, że zapomniał wziąć z hotelu alko i go teraz suszy jak skurwysyn.
Zaczęła się gra i co tu dużo gadać, to nie był ewidentnie dzień Lewego. Grał spięty i stremowany, bo w końcu stawka wysoka, rzucał się na murawę, robił wślizgi, nawet próbował faulować.
Wszyscy z trybun gorąco go dopingowali. Zwłaszcza Franciszek Smuda.
– Lewy, wyjeb tą piłkę! – ryczał z trybun, budząc śpiącego w pijackim amoku Zdzisia Kręcinę. – Uderz prosto! Omiń go! Nie opierdalaj się!
– A idź pan w chuj! – warknął w odpowiedzi wkurwiony Lewandowski.
Ostatecznie ojebałem go 5:1. A honorową bramkę strzelił mi dopiero w samej końcówce, w ostatnich sekundach meczu. Gdy schodziliśmy z murawy, Lewandowski szedł ze spuszczoną głową. Był cały umorusany w błocie, a nastrój miał ewidentnie paskudny. Postanowiłem go pocieszyć.
– Słuchaj Robert, nie przejmuj się. W sporcie porażki też się zdarzają. Może skoczymy na jakieś piwko? Ja stawiam.
– Spierdalaj! – warknął w odpowiedzi i udał się w swoją stronę.
Po chwili pojawił się przy nim trener Smuda.
– Co tu kurwa miało być? – zapytał wściekły. – Już nawet Adamiakowa by lepiej zagrała!
– A weźcie się wszyscy odpierdolcie! – wrzasnął rozgoryczony Lewandowski. – Zobaczycie, że jeszcze zrobię karierę, o jakiej wam się nie śni! Będę trenował dniami i nocami i zostanę jednym z najlepszych piłkarzy w Europie! Przy okazji ustanowię rekordy, do których nikt się nawet nie zbliży, a wam wszystkim gały wyjdą na wierzch z wrażenia! Jeszcze mnie popamiętacie, wredne knury! – zakończył i zaczął biec sprintem w stronę wyjścia.
– Czekaj! – zawołałem za nim. – A może wymienimy się koszulkami?
W odpowiedzi Lewy tylko pokazał mi faka, nie przerywając biegu. Po chwili zniknął nam z oczu.
Więcej już go nie spotkałem.
Tej nocy Lewandowski spał pod mostem. Dowiedziałem się o tym od pana Miecia, miejscowego żula, który codziennie rano przeszukiwał śmietniki w okolicy hotelu, w którym pracuję. Jak mówił pan Mieciu, siedział sobie wczoraj jak co wieczór w parku razem ze Stachem i Kazkiem i popijali nowego siarkofruta, a tu nagle z krzaków wyszedł jakiś młody, ale brudny, obdarty i rozczochany gośc i mówi, że chciałby się przekimać na którejś z ławeczek. Pan Mieciu mu na to kulturalnie, że sorry ziomuś, ale tu wszystkie ławki są zajęte i nie ma już wolnych miejscówek.
– Ale panowie, ja jestem Lewandowski! – zaprotestował młodzian.
– A ja jestem Mieciu – przedstawił się żul.
– No kurwa! Lewandowski, ten piłkarz jestem. Z telewizji!
– My nie mamy telewizji. Poza tym masz na to jakiś dowód? Jakiś, nie wiem, dokument czy coś?
Lewandowski na te słowa wkurwił się strasznie, zbluzgał wszystkich i poszedł spać pod okoliczny most.
Następnego dnia udał się prosto pod stadion, gdzie spotkał się z resztą ekipy i zagrali mecz z Czechami. Oczywiście przejebali go 0:3, ale po tym, co przeżyli dzień wcześniej, wszyscy ten wynik i tak mieli głęboko w dupie. Może poza trenerem Smudą, który opowiadał w mediach wkurwiony, że za chwilę Euro, a my tu gramy srakę i pewnie przejebiemy w fazie grupowej z Czechosłowacją i Związkiem Radzieckim.
Po meczu cała kadra udała się na lotnisko. Ponoć Lewandowski miał problemy z wejściem do samolotu – stewardessa nie chciała go wpuścić na pokład bo nie miał żadnych dokumentów.
Od tego czasu minęło parę lat, Lewandowski zgodnie z obietnicą stał się międzynarodową gwiazdą i jednym z najlepszych piłkarzy na świecie. Kosi teraz gruby hajs i bryluje na salonach. Wysłałem mu raz nawet kartkę na święta. I ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, odpisał! Konkretnie jedno słowo: „Spierdalaj!”.
Prezes Lato nie jest już prezesem, a sekretarz Kręcina – sekretarzem. Ale obydwaj lubią się spotkać od czasu do czasu i wypić jedną kolejkę. Albo kilkanaście.
Trener Smuda wrócił do pracy w polskiej lidze, trenuje różne kluby, raz jeden, raz inny, ale zawsze opierdala swoich aktualnych podopiecznych, że Adamiakowa by lepiej od nich zagrała, a oni w ogóle prezentują jedną wielką srakę.
A ja? Cóż, dalej pracuję. Co prawda już nie w hotelu, bo po tamtych wydarzeniach wypierdolili mnie stamtąd na zbity pysk, ale nie miał racji kierownik, że nie znajdę roboty nawet jako babcia klozetowa. Co to, to nie! Właśnie jakiś czas temu pani Jadzia pracująca w miejskim szalecie na dworcu kopnęła w kalendarz, a mnie, dzięki znajomościom i łapówie wręczonej pod stołem, udało się zająć jej miejsce. Pracuję zatem na ćwierć etatu w tym samym sraczu i kasuję od klientów złocisza za sikanie i dwa złocisze za kupę. Dodatkowo dorabiam sobie jeszcze, dilując drożdżówkami pod jedną ze szkół. Żyć, nie umierać!
Czasem wracam też wspomnieniami do pamiętnego meczu z Lewandowskim. I cieszę się ogromnie, że go wtedy ograłem i zmobilizowałem do pracy nad sobą. Kto wie, co by się stało, gdyby to on wtedy wygrał. Może by mu sodówka uderzyła do głowy, zacząłby za bardzo gwiazdorzyć i przepuściłby całą forsę w kasynie? Aż skończyłby w jakimś MKS Gnojnice i grał za worek ziemniaków i kiełbasę na grilla. A tak – proszę. Stał się kimś! I to pośrednio dzięki mnie!
I pomyśleć, że mogłem go wtedy ojebać nie 5:1, a 5:0. Niemal zachowałem czyste konto.
Niemal, bo w ostatnich sekundach Lewy jednak strzelił bramkę honorową.
Cóż. Następnym razem będę grać w normalnych butach, a nie w klapkach…”

Autor wpisu: deel do newsa: Wystaw swoje oceny po meczu z Vikingurem

„Spotkały się dwa światy. Nasza szara rzeczywistość i z drugiej strony europejska mentalność. A ponieważ odcienie czerni są w przewadze to łatwo się pogubić w obiektywnej ocenie pod naporem mniej i jeszcze mniej poważnych opinii. Obejrzałem parę „eksperckich” programów, poczytałem portale i wpisy na naszym forum. Co z nich wyziera? Jest źle i będzie tylko gorzej. Zespół nie ma wypracowanych schematów… zaraz, a to nie chodzi właśnie o to by takich schematów nie było? Żeby piłkarze swoimi zagraniami, ruchem na boisku i decyzjami tworzyli coś nowego? Nieszablonowego? Zaskakiwali rywali i kibiców? Tak. To jest podstawa europejskiej piłki na porządnym poziomie. Coś czego nawet tzw. polscy eksperci nie dostrzegają lub nie chcą widzieć. Podstawą polskiej piłki jest powtarzanie do porzygu 3-4 akcji, które mają w domyśle przynieść korzyść bramkową. Ich skuteczność zależy od rozpracowania przez rywala i dyspozycji dnia wykonawców tejże idei. To może i zdaje egzamin w lidze ale w Europie już nie na co mamy rokroczne potwierdzenie. Brom tak nie myśli. On daje swobodę graczom ofensywnym aby ci sami kreowali rzeczywistość i tworzyli nowe rozwiązania. Jest jednak jeden problem – piłkarze. I nie mam na myśli ich warsztatu jako takiego bo ten jest na dobrym poziomie. Nasza kadra to zawodnicy przychodzący do pracy. Nie mają już ambicji wejścia na wyższy poziom. Ich zadowala kasa jaką dostają i nie chcą już niczego zmieniać w obecnym stanie rzeczy. Ot, pograją tu, później tam. I tyle. Filozofia Broma zakłada, że zawodnik chce się rozwijać, pokonywać kolejne słabości, przeć do przodu. To dlatego właśnie Skóraś tak dobrze wygląda na tle reszty. On jeszcze ma ambicje. Chce. Chłonie nowe koncepcje. I dlatego też trener nawet po przegranych meczach szuka pozytywów aby wejść zawodnikom na ambicję. Wyniki Lecha przyjdą wtedy gdy większość piłkarzy zaakceptuje rozwój. Jeśli trener zostanie zwolniony to możemy zapomnieć o jakimkolwiek gonieniu Europy. Zostaniemy kolejnym anonimowym klubem na peryferiach wielkiego świata. Zobaczyliście dzisiaj, kiedy Lech miał miejsce do gry, zespół kreatywny i interesujący. Gdy tego miejsca nie miał, stawał się statyczny i przewidywalny. To już jest wina wykonawców, nie trenera. Może gdyby trenerem był Niemiec, Anglik czy Włoch to łatwiej byłoby mu pogodzić „polskie” granie z przejściem na wyższy poziom. Też potrzebował by dużo czasu, ale może wyniki byłyby ciut lepsze na wczesnym etapie współpracy. Klub jednak wybrał taką drogę. Wybrał do tego najgorszy moment, po MP, kiedy rozbudzone zostały nadzieje kibiców. Bezpodstawnie zresztą, bo nie jesteśmy gotowi aby rywalizować w Europie. Fakt nie opinia. Przejście każdej rundy eliminacji to sukces, bo jako jedyni w Europie stoimy w miejscu, czyli się cofamy. I oczekujemy jednocześnie victorii. Tutaj nie pomoże pospolite ruszenie, trzeba po prostu dobrych piłkarzy, a oni muszą dać coś ekstra od siebie.”

Autor wpisu: Mazdamundi do newsa: Pięć szybkich wniosków: Lech – Vikingur 4:1

„Ja tam byłem święcie przekonany po tych wszystkich zmarnowanych setkach, że Vikingi nam załadują brameczkę w ostatnich sekundach meczu.
To się chyba nazywa doświadczenie i wyciąganie wniosków z poprzednich lat.

Jeszcze taki wniosek by się przydał – takie kibicowanie jak wczoraj po 95 minucie nie ma sensu i faktycznie lepsze byłoby nieprzychodzenie na stadion.
Nieprzyjście na stadion uderzyłoby Rutków po kieszeni, co chyba jest marzeniem większości kibiców Lecha, no a wczoraj…
Większość pewnie weszła za darmo, bo karnety, ale Rutki i tak mają względny spokój no bo ok. 10 tys. i tak się pewnie zawsze znajdzie. Śmiechlem jak dopiero po straconym golu ktoś się obudził i sobie przypomniał, że trzebaby skrytykować Rząse.
Nie wiem komu tam w kociołku coś się zagatowało pod pokrywą, ale ciekawe, co miało na celu jebanie piłkarzy i krzyczenje, by wypierdalali z boiska w sytuacji, gdy zespół:
– został przed sezonem osłabiony i nie został odpowiednio wzmocniony – wina pionu sportowego, a nie piłkarzy
– wielu piłkarzy miało ostatnio mniejsze lub większe kontuzje i minie trochę czasu nim odzyskają lepsza dyspozycję
– zespół jest już i tak w dołku i na tą chwilę mozolnie próbuje się z niego dźwignąć, więc po co dokładać im kolejne ciężary.
Czy oni przez wzgląd na to co udało im się osiągnąć w ostatnim roku zasłużyli na takie traktowanie? Podobno zarzuca się im brak zaangażowania, ale zaangażowanie wczoraj ewidentnie było, ale skuteczność pod bramką, szczególnie Amarala, była na katastrofalnym wręcz poziomie. Jeszcze to jebanie Sousy… No chłopak wszedł, wczoraj nie dźwignął ciężaru meczu, ale on tu dopiero zaczyna. Z Zagłębiem zagrał dobrze, widać było, że może być przydatny dla drużyny. Widziałem kilka komentarzy, w których ludzie się śmieją, że po co w tym Lechu chcą transfery, skoro i tak zaraz każą im wypierdalać… Tak, Sousa to jedyny tego lata transfer definitywny za gotówkę.
Nie podobało mi się takie zachowanie.
Reasumując – jeśli chce się dokopać Rutkom, to nie można przychodzić na stadion, a jeśli już przychodzisz to dopinguj piłkarzy, jeb Rutków, a jebanie piłkarzy trzeba sobie odpuścić, bo to tylko jeszcze bardziej ich pogrąża. Ewentualnie bądź cicho, tak jak wczoraj przez pewien czas też to miało miejsce.
Chyba, że celem nie jest dokopanie Rutkom, a przekierowanie winy za obecną sytuację na innych…
Ogólnie kolejne słabe zachowanie kibolstwa, które wczoraj jak i 2 maja dołożyło duża cegłę do tej budowli budowanej od kilkunastu lat przez zarząd, która na ogół jest źródłem beki i memów dla sporej części piłkarskiej Polski.”

Autor wpisu: Zbychu do newsa: Śmietnik Kibica

„Sklejone z kilku wywiadów PR. Nazwiska trenera Żurawia i Skorży zamieniłem na „trener”, kilka mniej istotnych elementów wyciąłem, ale z grubsza złotousy tak mówi (kapitaliki ode mnie):
– Długo pan milczał, od ostatniego wywiadu minęło kilka miesięcy. Czy wie pan już, jakie popełniliście błędy, co zrobić? Jak to możliwe, mając tak mocną, jak na polskie warunki, kadrę? Zapytaliśmy o to Piotra Rutkowskiego, prezesa i właściciela klubu.
– W trakcie sezonu przemawiać powinni piłkarze i trener. Oczywiście, zdarzają się momenty wyjątkowe, jak awans do fazy grupowej (…) Wtedy wyjątkowo moja aktywność w mediach wzrosła, ale generalnie nie jestem od tego, aby w trakcie sezonu rozmawiać, tłumaczyć. Przecież ja sam jestem wkurzony wynikami zespołu.
– Kibice Lecha też są wkurzeni, domagają się wzmocnień, a tymczasem na „dzień dobry” dostają transfer z klubu.
– Siłą można by zatrzymać każdego… Ale czy miałoby to sens? (…) ich strata była dla nas bolesna, (…) To dla nas trochę trudne do zaakceptowania, bo stajemy się ofiarą własnego sukcesu, jeśli chodzi o szkolenie w Polsce i naszą pozycję lidera w tym aspekcie. Ale ważne jest też dotrzymywanie danego słowa.
– Wydaje się, że o wiele za późno zwolniliście trenera. Szczerze mówiąc, patrząc z zewnątrz, nie wyglądało na to, że trener to „ogarnie”. Rozumiem waszą filozofię, że wolicie rozliczać po sezonie, ale…
Chodziło o coś innego. Gdy zaczęły się problemy, chodziło nam o to, żeby piłkarze, jak to zawsze wcześniej w Lechu bywało, nie dostali alibi. Bo do tej pory było tak, że jak nie szło, to po jakimś czasie odchodził trener. I zawodnicy mieli na kogo zwalić. „No tak, trener nas źle przygotował”. I tak dalej. Nie chcieliśmy ściągać odpowiedzialności z piłkarzy. Ale ta spirala już była tak negatywna, nakręcała się, że w pewnym momencie sam trener stwierdził, że nie jest już w stanie pomóc. Wtedy wspólnie postanowiliśmy, że trzeba to skończyć.
– Jak wielu mieliście kandydatów? Bo do Legii, Lecha czy Jagiellonii trenerskich CV przychodzi sporo…
– Oczywiście, ale to dobrze, bo można kandydatury porównać. Natomiast DYREKTOR SPORTOWY, KTÓRY ODPOWIADA ZA SKAUTING TRENERÓW, chciał współpracować z trenerem. Bo on jest gwarantem naszego stylu, filozofii gry. Że to będzie kontynuowane, że nie wszystko będzie odwrócone do góry nogami. Nie chcieliśmy aż tak dużych zmian co do filozofii sposobu grania. Bo to trochę Lecha w przeszłości gubiło, że każdy kolejny trener chciał grać inaczej.
– No właśnie. Tak generalnie: żeby iść do przodu, trzeba zrozumieć, na czym polegały błędy. Co się stało z wami w trakcie ostatniego sezonu?
– Jako właściciel klubu jestem bardzo rozczarowany i wkurzony tym, co się wydarzyło na moich oczach. Najbardziej irytuje mnie nie fakt przegranej, ale sposób, w jaki wiele razy ulegaliśmy. Trzeba nazwać rzeczy po imieniu, to było upokarzające, a porażki frajerskie. W takim klubie jak Lech Poznań coś takiego nie ma prawa się zdarzyć. OK, można przegrać, jeszcze niejeden mecz przegramy, ale nie w taki sposób! Przyznaję, że miałem trudne momenty w tym sezonie i pewnie niektórzy pracownicy w klubie mnie znienawidzili za to, że nie potrafiłem utrzymać kontroli, zapanować nad sobą. Nie chodzi jednak o to, żeby poklepywać się po plecach, tylko żeby powiedzieć sobie kilka mocnych słów, które mają nam pomóc na przyszłość.
– Najczęstszy zarzut, jaki się powtarzał, to brak odpowiednich wzmocnień latem.
– Byliśmy po ciężkich przejściach. Okazało się, że ani finansowo, ani jakościowo nie byliśmy przygotowani na grę na trzech frontach. Bo przecież jakość pierwszej jedenastki mieliśmy i mamy bardzo wysoką. Ale ja tej fazy grupowej za nic w świecie bym nie oddał. Nie udało się pogodzić ligi z pucharami, to fakt… Natomiast w żaden sposób nie jest dla mnie uspokajające, że tak naprawdę żaden polski klub nie potrafił tego pogodzić od kilku lat. I to nie tak, że mieliśmy za mało piłkarzy. Po prostu ich jakość była niewystarczająca, za wielu było zbyt młodych, ZA WIELU TYCH WYPOŻYCZONYCH. – Równowaga w szatni jest potrzebna. Nie zawsze polscy zawodnicy są dostępni na rynku transferowym. Ważne jest to, aby piłkarze wiedzieli, czym jest Lech i z jaką presją muszą się tu mierzyć. UDAŁO SIĘ NAM SPROWADZIĆ NASZYCH WYCHOWANKÓW. ONI MAJĄ TEN KLUB W SERCU. ZDOBYWALI WCZEŚNIEJ MISTRZOSTWO I TERAZ TO OKAZAŁO SIĘ KLUCZOWE. Chcielibyśmy, aby wychowankowie w przyszłości chętnie do nas wracali i pomagali w zdobywaniu trofeów. Nikt z Polski nie potrafi grać na trzech frontach. Wyciągnęliśmy wnioski z poprzednich lat i chcemy inaczej podejść do tego tematu. Pamiętamy, co zrobiliśmy w 2015 roku, teraz mamy większe doświadczenie i liczymy, że poprawimy kilka rzeczy. Nie chciałbym jednak rzucać niepotrzebnych haseł. Naszym celem jest to, aby Lech nie popadał w sinusoidy. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy i w przyszłym roku znów chcemy walczyć o mistrzostwo.
Piotr Rutkowski w programie „Ekstraklasa po godzinach” przyznał, że Lech Poznań w letnim okienku transferowym ma zamiar jeszcze dodatkowo wzmocnić skład, by uniknąć spadku formy w kolejnym sezonie.
– Nie można powiedzieć tak, że my zaczynaliśmy w tym sezonie od zera. Ten sezon zaczął się o wiele wcześniej. Jak zaczynaliśmy, to sezony porażek były ciężkie i musieliśmy temu podołać. My dwa-trzy lata temu wspólnie z Tomaszem Rząsą zaczęliśmy inaczej budować zespół. Teraz to się opłaciło
– Mówi pan o wzmocnieniach. A w internecie nie brakuje złośliwości, że nawet próbując kupić Jesusa Jimeneza z Górnika Zabrze, kłócicie się o „pięć złotych”.
– Nie chcę rozmawiać o konkretnych nazwiskach. Ale mogę potwierdzić, że w tym okienku wydamy na transfery najwięcej pieniędzy z wszystkich polskich klubów. Zresztą, w ostatnich latach wydawaliśmy z Legią najwięcej, a bywały okienka, że i więcej od nich. Nie jest więc tak, że się szczypiemy o każdą złotówkę.
– Kibice czekają na wzmocnienia, ale na pewno ważnym problemem do rozwiązania jest też spór z nimi. Głupio byłoby wchodzić w nowy sezon w konflikcie, a te transparenty na ostatnim meczu dobrze nie wróżą…
– Dziś to zabrzmi dziwnie, abstrakcyjnie, (…) ale przecież my to wszystko robimy dla kibiców… Bez nich nie ma klubów, nie ma piłki nożnej. To co zrobiliśmy w tym sezonie… było bardzo złe i dlatego absolutnie nie dziwi mnie wielkie rozgoryczenie naszych kibiców, choć wątpię, żeby ich frustracja była większa niż moja. Ale nie może być tak, że to kibice podejmują decyzje w klubie. Fanów jest bardzo wielu, mają różne zdanie, więc nie da się powiedzieć, że powinniśmy robić dokładnie to i to, bo tak uważają kibice. My musimy podejmować decyzje, KTÓRE SĄ MERYTORYCZNE I ZASADNE, a nie pod groźbą bojkotu. Tak naprawdę recepta jest jedna, jedyna: musimy zacząć wygrywać. Kibice muszą zobaczyć, że ich ukochany klub w końcu wygrywa. To jedyne lekarstwo…
– A co z Tomaszem Rząsą? Część kibiców domaga się jego odejścia. Pozycja dyrektora sportowego jest zagrożona?
– Nie jest zagrożona. Nie może być tak, że jedna osoba odpowiada za to, co się wydarzyło w klubie. Owszem, DYREKTOR NADZORUJE PRACĘ SZTABU TRENERSKIEGO, ale ani nie przeprowadza treningów, ani nie ustala składu. W momencie, kiedy ocenia, że sztab już nie potrafi zadziałać odpowiednio, rekomenduje rozstanie z trenerem.
– A jak pan o sobie słucha na stadionie „Rutkowski samo zło”, „przegrywy” i tak dalej to się panu wtedy odechciewa, czy wręcz odwrotnie, na zasadzie „a ja wam pokażę!”?
– Parę lat temu powiedziałem, że się nie poddam i to cały czas wraca, powstają bardzo ciekawe memy z tym związane, ciągle jakieś dostaję. Natomiast taki już jestem. Gdy mi się pluje w twarz, gdy mam wiatr przeciwko sobie, to nie uklęknę. To mnie jeszcze bardziej motywuje, nakręca, żeby pokazać, że to jest wielki klub, który wróci na miejsce, w którym powinien być.”

Autor wpisu: Mirco do newsa: Pięć szybkich wniosków: Lech – Vikingur 4:1

„Napisać, że mecz w naszym wykonaniu fatalny – to nic nie napisać. Takiego marnowania setek to dawno, nawet na amatorskich boiskach nie widziałem… Strasznie się to oglądało i do tego ta bramka, ze strony te ambitnej, ale półamatorskiej drużyny… po prostu wstyd. Wszyscy wiemy, gdyby wciąż obowiązywały stare zasady bramek na wyjeździe to nie było by nas dalej w pucharach…. nie byłoby żadnej dogrywki!
Fajnie, że mimo wszystko nasi strzelili bramki i awansowaliśmy, ale nadal śmieją się z nas wszyscy. Graliśmy naprawdę z piłkarską bardzo słabą drużyną, a oni nas prawie wyeliminowali. Młodym chłopakom z Islandii niczego nie chciałbym odbierać, bo walczyli jak na swoje umiejętności i mogą wracać do siebie z podniesionym czołem – ale co to za ekipa, która daje asystować i strzelić sobie bramkę Velde’mu gościowi, który po kwadransie w każdej szanującej się drużynie powinien zostać ściągnięty na ławkę rezerwowych… Nie przekonują mnie opinie, że „widać było zaangażowanie” – bo co, że zawodnicy nasi biegali??? A co mieli robić tańczyć? Liczyłem, że w takim meczu (na tle słabego rywala) nasi będą zasuwać i strzelą kilka bramek, tak aby po 90 minutach nikt nie miał wątpliwości, która drużyna zasługuje, aby grać dalej… i się przeliczyłem. Widziałem już wielokrotnie takie mecze Lecha, w których nam nic nie chciało wpaść, ale wtedy zwykle bramkarz gości wyprawiał cuda, jednak wczoraj to nie bramkarz był bohaterem, ale nasi kopali się po czołach. To co Jao Amaral wyprawiał to jest nie do pomyślenia. Jego rodak Sousa i te jego anemiczne strzały i ten paskudnie wykonany karny – o czym chłopak myślał? nie wiem, że „przykozaczy” przy strzale a’la Lewy? Nie ta para kaloszy… Cóż wypada mieć nadzieję, że młody z Portugalii dostał konkretną boiskową lekcję w jakim klubie gra i co to naprawdę znaczy presja i kolejnym razem, już takich farfocli nie będzie strzelał.
Jeszcze jedna kwestia dotycząca bluzgów na swoich zawodników, jedni uważają, że to mega słabe, inni że bluzgać należało tylko na zarząd itd. Ja też nie lubię epatowania wulgaryzmami, a jest to obecne wszędzie na ulicach, w szkołach (wyższych też niestety), w taksówkach… Należy pamiętać jedno: piłka nożna to nie szachy. Jak kogoś kręci idealna cisza na trybunach, to niech wybierze się na tennis – dla mnie nudny, jak nie wiem, ale cieszę się gdy nasi wygrywają 😉 Na piłkarskie trybuny przychodzą różni goście, zwykle nie są to grzeczni chłopcy i mają prawo też do swoich emocji. Inna sprawa, że większość składu Kolejorza specjalnie nawet nie rozumie co skandują trybuny (poza Lech, Lech Kolejorz), więc tych bluzgów nasłuchają się młodzi gracze Lecha. Trzeba jednak uczciwie sobie powiedzieć, gdyby wczoraj Lech od pierwszej minuty grał skutecznie i zaangażowaniem to żadnych wulgarnych przyśpiewek o piłkarzach by nie było. Tyle w temacie.”

Autor wpisu: Lawyer do newsa: Pięć szybkich wniosków: Lech – Śląsk 0;1

„Moim zdaniem sytuacja obecna ale także i lata poprzednie są pokłosiem nieustannego szukania przez młodego rutka kwadratowych jaj, on ciągle próbuje udowodnić, że najlepiej się zna na piłce a kolejne jego autorskie pomysły są coraz bardziej daremne. Kompletnie bezsensowne są próby pokazania, że lepiej ściągać zawodników zagranicznych (choć jak wszyscy widzimy trafienie przez polski klub solidnego grajka to totalna loteria i to niezależnie czy za darmo czy za „ogromne” pieniądze w kwocie ok 1 mln E) niż sprawdzonych w naszej lidze ciekawych piłkarzy co dodatkowo osłabia konkurencję i tak np. Piast wziął Kądziora a Raków Wdowiaka czy teraz Nowaka a my mamy Velde. legia nigdy nie miała oporów by drenować nasz rynek i zdominowała między innymi dzięki temu ligę na wiele lat, Papszun też nie ma problemu aby sięgać po grajków z naszej ligi a my zawsze musimy pokazać, że u nas to szrot i tylko zagranicznymi transferami (a najlepiej takim co jeszcze muszą zysk przynieść potem) zdobędziemy przewagę. A wuj z tego wychodzi i to my kupiliśmy szrot z zagranicy a Nowak i Kądzior będą punktować w lidze. Można dalej rozwijać ten temat na dobór trenerów, funkcjonowanie akademii, działania marketingowe itd. ale po co jak na każdym polu praktycznie to samo. Brak dobrej koncepcji rozwoju i przypadkowość działań aż razi w oczy i raczej nie ma obecnie widoków na zmianę takiego stanu rzeczy pod rządami tego właściciela. Niestety.”

Autor wpisu: El Companero do newsa: Śmietnik Kibica

„Jedno mnie irytuje. Ta krytyka klubu oczywiście jak najbardziej zasłużona. Ale krytyka powinna być kierowana wyłącznie ze strony naszych kibiców i regionu jako Wielkopolski. A tu co? Atak ze wszystkich stron. Jakieś dziennikarzyny i kibole z mazowsza, pomorza czy śląska nagle wykorzystują okazję i walą w Lecha jak w tamburyn. Pedały jedne. Odczepcie się od naszego klubu śmieci. To nasz problem i nasza sprawa. Tylko my mamy prawo do ostrej krytyki a wam nic do tego pajace. Nie macie nic wspólnego z naszym klubem to krytykujcie swój. My sprawę degrengolady Lecha załatwimy w naszym regionie, wiec won! Niedawno mówi się że pseudo eksperci z w-wy tak atakują Lecha bo im żal straty punktów w rankingu , bo są pewni mistrza dla ległej i liczą na rozstawienie w 4 rundzie pucharowej z jakimiś kelnerami. Jakieś dzwony warszawskie biją w nasz klub a my się mamy przysłuchiwać? To kibic Lecha może nazwać naszego piłkarza nieudacznikiem ale nie jakiś wieśniak z gdańska czy w-wy. Szczerze to to co się ostatnio dzieje wokół Lecha tylko wzmogło moją wrogość do innych klubów i ich kiboli, którzy atakują Lecha. Wszyscy wiemy jak wygląda rzeczywistość. Jest źle, momentami tragicznie. Mamy prawo jechać po prezesach , Rząsie i kilku innych w klubie. Ale to się skończy gdy zajdą zmiany na lepsze. Ale nie życzę sobie, żeby jakieś (Tomaszewski, Borek, pismaki z neta, mądrale z Canal Plus i TVP Sport) wycierali sobie gęby naszym klubem. To nawet żałośnie wygląda, gdy tak się nakręcają na Lecha. Jakby uważali że mają prawo do tego bo my kibice klubu zaczęliśmy. Tomaszewski przechodził samego siebie rzucając kalumnie i tak naprawdę nie mając żadnych sensownych argumentów. Nawet powiedział, że ten wygrany mecz to największa kompromitacja polskiego klubu w pucharach od lat. Czaicie to? Mam mu przypomnieć co robili tęczowi w ostatnich latach? Jak się kompromitowały inne kluby i wylatywały z hukiem w pucharach? A takich jak ten ,,ekspert, ,jest znacznie więcej. Używają sobie bo maja swoje 5 minut na atakowanie nie swojego klubu. I czuja się bezkarni bo nasi kibice im pozwalają, bo myślą że jak mendy z w-wy im pomogą w atakowaniu klubu to coś się zmieni na pstryknięcie palcem. A gówno się zmieni. To będzie proces długofalowy. Ale to my i tylko my kibice Lecha mamy to zmieniać a nie pozwalać żeby jakiś cieć z wrocławia, łodzi czy szczecina robił nam koło pióra. Jak mamy mieć wojnę z klubem to wywołajmy drugą z wrogimi nam mediami i kibicami z całej Polski. Bo co? Nie poradzimy sobie?”

> Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat) <





1 Odpowiedź

  1. Ołówek pisze:

    Pasta Barta najlepiej tutaj pasuje ?