Pięć szybkich wniosków: Villarreal – Lech 4:3

Pięć szybkich wniosków to cykl opisujący w skrócie dany mecz Lecha Poznań. Jeszcze przed przedstawieniem plusów i minusów danego spotkania, analizy meczu, statystyk pomeczowych, analizy gry danego zawodnika czy wyboru najlepszej akcji w wykonaniu Kolejorza, prezentujemy pięć szybkich pomeczowych wniosków. Kilkadziesiąt minut po każdym meczu na gorąco pięć spostrzeżeń na temat występu drużyny i poszczególnych piłkarzy.



Świetne 30 minut i pokaz siły Villarreal

Lech Poznań rozpoczął to spotkanie najlepiej jak tylko się dało. Dzięki wiarze we własne umiejętności i pressingowi zdobył gola już w 2 minucie co było najszybciej strzeloną bramką w fazie grupowej Ligi Konferencji 2022/2023. O dziwo po tym golu Lech nadal grał w piłkę, po 10 minutach miał 68% posiadania piłki, triumfator Ligi Europy 2021 oraz półfinalista Champions League 2021/2022 w pierwszym kwadransie nie wiedział, co się dzieje. To Lech prowadził grę, stwarzał sytuacje, swoją odważną i jakością grą zupełnie zaskoczył Hiszpanów, którzy nie mogli znaleźć rytmu. Taka sytuacja panowała na murawie do 30 minuty. Poznaniacy po pierwszym kwadransie już nie przeważali, ale przez następnych 15 minut kontrolowali boiskowe wydarzenia doprowadzając gospodarzy do irytacji, którzy popełniali wiele fauli grając momentami wręcz chamsko. Lech Poznań zanotował świetne 30 minut, był wówczas drużyną zdyscyplinowaną w każdej formacji, w defensywie wyróżniał się Filip Dagerstal, z przodu błyszczał dosłownie każdy zawodnik wierzący przede wszystkim we własne możliwości. Niestety po 30 minucie Villarreal już się obudził. Złapał rytm, przestał faulować, zacząć grać w piłkę i w ciągu ośmiu minut strzelił nam trzy gole. W dwóch sytuacjach poznaniacy mogli zachować się lepiej, lecz trzeba przyznać, że przy każdym golu można było zaobserwować jakość ofensywnych piłkarzy Villarreal, którzy umiejętnościami wyraźnie przewyższali innych zawodników biegających po polskich boiskach. Hiszpanie nie potrzebowali za wiele sytuacji, by zdobyć te trzy gole, przy każdej z bramek wiedzieli co robić, pokazali coś, czego kibice nie zobaczą oglądając mecze Ekstraklasy.

Zasłużone 3:3

Po pierwszej połowie Lech nie miał tak naprawdę nic do stracenia. Mógł ruszyć do przodu, by zdobyć kontaktowego gola dającego nadzieję lub zamurować się, aby wyżej nie przegrać. Lech wybrał grę w piłkę znowu zaskakując Villarreal i jednocześnie całą piłkarską Polskę. Już w pierwszej akcji w drugiej odsłonie wywalczył rzut karny po tym jak ręką zagrał stoper, o którym pisaliśmy przed meczem, który był dla Kolejorza szansą na bramki w Walencji. Nie tylko Aissa Mandi zagrał na przeciętnym poziomie, przy pressingu Lecha Poznań gubił się też jego partner na środku obrony Jorge Cuenca, obaj ci piłkarze w wielu sytuacjach nie radzili sobie z Mistrzem Polski. Poznaniacy grający przeciwko solidnej europejskiej marce nie okazali jej respektu, już po 17 minutach od wznowienia gry w drugiej połowie mieliśmy remis i ten remis po 62 minutach był jak najbardziej zasłużony. Podopieczni Johna van den Broma swoją postawą, pressingiem, zaangażowaniem, a także jakością (prostopadłe podanie Michała Skórasia do Mikaela Ishaka było zagraniem typu palce lizać) zasłużyli na te gole będąc znowu zespołem piłkarsko lepszym od półfinalisty poprzedniej edycji Champions League.

Wielki niedosyt

Mecz na stadionie Levante do 75 minuty był jeszcze wyrównany, dopiero w końcówce spotkania Villarreal zamknął Lecha na połowie stwarzając sobie kilka dobrych okazji. Nie było w tym nic dziwnego, Unai Emery musiał nawet wpuścić na boisko trzech podstawowych piłkarzy, ale tylko Moreno poważnie zagrażał bramce Filipa Bednarka. W 89 minucie Lech niestety dał się pokonać i to po uderzeniu z dystansu, którego nikt się nie spodziewał. Nasi zawodnicy cofnęli się bardzo głęboko tworząc liczebną przewagę w polu karnym, gdzie graczy Villarreal kryło nawet po dwóch piłkarzy Lecha Poznań. Szkoda bramki straconej w taki sposób, niestety uderzenie francuskiego defensywnego pomocnika żółtych było bardzo jakościowe, precyzyjne, Filip Bednarek nie miał szans przy tym strzale, już większe pretensje można mieć do Gio Tsitaishviliego, który mógł z większą determinacją zaatakować Coquelina szykującego się oddania strzału zza pola karnego. Szkoda czwartkowej porażki, bowiem Lech strzelając gola na 1:0 czy potrafiąc doprowadzić do stanu 3:3 w ciągu 17 minut trwania drugiej odsłony zasługiwał na wręcz sensacyjny remis. Były okresy naprawdę dobrej gry w piłkę, były też słabsze momenty, w których trzeci obecnie zespół La Liga pokazał wiele jakości, ale nie miał aż tak dużej przewagi, jakiej jeszcze przed 18:45 można było się spodziewać. Villarreal oddał dziś 16 strzałów w tym 6 celnych, Lech miał 11 uderzeń i 3 celne stając się pierwszym polskim klubem, który na hiszpańskiej ziemi zdobył aż 3 bramki.

Był pomysł, zawiedli wykonawcy

Trener John van den Brom miał pomysł na ten mecz. Zmienił ustawienie na 1-4-3-3, w którym najbardziej cofniętym środkowym pomocnikiem był Nika Kvekveskiri a boczni pomocnicy często schodzili do środka robiąc tym samym miejsce podłączającym się do przodu bocznym defensorom. Ofensywne ustawienie z Joao Amaralem na lewej stronie i Michałem Skórasiem na prawej flance wypaliło, lechici grali bardzo wysoko, aż 5 razy byli złapani na pozycji spalonej, ustawienie „Skóry” w polu karnym w 2 minucie nie było przypadkiem. Właśnie tam nominalny skrzydłowy Lecha miał się pojawić, założenia w systemie 4-3-3 były nieco inne niż w ustawieniu 4-2-3-1, które Lech stosuje w innych meczach. W czwartek nie wypaliła jedynie gra Niki Kvekveskiriego na szóstce, gdzie Gruzin bardzo źle prezentował się w destrukcji notując jeszcze parę strat piłki przez złe podania. Nie byłoby bramki na 2:1 dla Hiszpanów, gdyby Kvekveskiri przerwał podanie po ziemi w środkowej strefie. Wydaje się, że Jesper Karlstrom lepiej sprawdziłby się na szóstce aniżeli Nika, który słynie z niezłej gry, aczkolwiek wyłącznie z przodu. Mimo tej niedoskonałości taktycznej i tak można pochwalić Johna van den Broma za dobry pomysł na mecz z Villarreal, naciskanie na wspominanych już wyżej czy w przedmeczowym przedstawieniu kadry rywala Cuencę oraz Mandiego aż dwa razy dało bramkowy efekt sprawiając wszystkim kibicom wiele radości. Mimo porażki Lech Poznań piłkarsko zaprezentował się bardzo dobrze, taktycznie wyglądał nieźle, przez pressing czy bieganie za piłką stracił również wiele sił, po piłkarzach było widać duże zmęczenie. Teraz niezbędne są rotacje, aby już o 15:00 w niedzielę nasz zespół fizycznie dał sobie radę.

Teraz nie odpuszczać

Taka porażka może boleć kibiców, piłkarzy, trenera, cały klub, jednak wyłącznie dziś. W piątek po ochłonięciu, po opadnięciu emocji każdy może być z siebie dumny. Teraz ważne jest zbudować na tej grze jeszcze większą pewność siebie, nie można odpuścić, nie można potraktować niedzielnego meczu w Szczecinie za mniej ważne spotkanie. Rywalizacja z Villarreal musi zaprocentować już za 3 dni i dopiero po Pogoni będzie można myśleć o tym, jak znowu zagrać tak samo dobrze, żeby pokonać Austrię Wiedeń. Mimo porażki wynikiem 3:4 drużyna Lecha Poznań nie straciła dziś nic oprócz sił. Rywalizacja w grupie C dopiero się rozpoczyna, realnie nikt nie liczył na punkt w Walencji, który i tak był blisko, ale z taką grą wzrasta tylko apatyt na ogranie Austrii Wiedeń czy Hapoelu Beer-Sheva, którzy w aktualnej formie, jaką dziś zaprezentował Mistrz Polski są jak najbardziej do pokonania. Pogoń Szczecin również jest do ogrania, lecz w niedzielę potrzeba maksymalnej koncentracji tylko na tym spotkaniu, a także umiejętnych rotacji. Paru piłkarzy musi odpocząć, fizycznie nie dadzą sobie rady.

> Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat) <





5 komentarzy

  1. 07 pisze:

    Szkoda. Mecz ok. Jesli zagramy podobnie z Pogonią to o wynik jestem spokojny.

  2. mario pisze:

    ja mam jeden wniosek. Jeśli z takim zaangażowaniem będziemy grać w lidze, to liga jest nasza.

  3. Piknik pisze:

    Złośliwi powiedzieli by, że polskie kluby są specjalistami od pięknych porażek lub, że Kolejorz przegrał z rezerwami Villarreal, mało to obchodzi pewnego Piknika. Dziennikarze sportowi, eksperci, część kibiców twierdzili, że Lech zostanie zmiażdżony przez Hiszpanów. Tymczasem Lech miał inne plany i postawił się półfinaliście Ligi Mistrzów i i wielka szkoda, że Kolejorz wraca do Poznania bez zdobytych punktów. Brawo panowie piłkarze za ambicje, walkę i zaangażowanie. Lech miał taktyczny pomysł na ten mecz, gracze w żółtych koszulkach nie spodziewali się, że poznaniacy będą próbowali grać wysokim pressingiem. W pewnym momencie meczu rywale prowadzili już 3-1 i odbudować się przy takim wyniku, przy takim rywalu to moim piknikowym zdaniem wielka rzecz. W przeszłości w naszej potężnej Ekstraklasie Lech miał problemy z odrabianiem strat a wczoraj poznaniacy odrobili dwu bramkową stratę grając z czołowym zespołem z Hiszpanii. Graliśmy z rezerwami rywala? Tak graliśmy, ale czy to nasz problem, że rywal wystawił akurat taki skład. Dodać należy, że ci rezerwowi, którzy teraz są niby drugim garniturem Villarreal jeszcze niedawno grali w pierwszej jedenastce eliminując Juve i Bayern z Ligi Mistrzów. Zresztą część dziennikarzy wyrażało się w taki sposób o szansach Lecha w czwartkowym spotkaniu, że wydawałoby się, że gdyby w składzie Hiszpanów, zagrała pani która pierze stroje piłkarzy Villarreal i ci panowie, którzy zajmują się trawą na stadionie rywala to i tak Hiszpanie wygrali by ten mecz bardzo wysoko a jednak Lech sprawił psikusa wszystkim znawcą piłki kopanej w tym zaskoczył również pewnego Piknika, który na niczym się nie zna ale specjalnie nie przeszkadza mu to w życiu.
    Przed meczem ukazał się wywiad z Piotrkiem Rutkowskim, odważne wypowiedzi współwłaściciela Lecha, który się wprost przyznał, że okienko transferowe było zupełnie nieudane dla Kolejorza. Panie prezesie rozumiem, że w takim razie naprawi pan ten błąd w zimowym okienku transferowym a póki co Lech jak to napisał jeden z dziennikarzy Weszło będzie, próbował oszukać przeznaczenie
    grając na trzech frontach. A już w weekend trzeba jechać na „Śledź Arenę” aby zagrać z Pogonią. Szeroka ławka by się przydała szczególnie, że widziałem jak wyglądali Ishak i Skóraś gdy schodzili z boiska. Oby trener coś znowu wymyślił tak aby wygrać z fanami paprykarza.

  4. Ostu pisze:

    Ja się z wnioskami wstrzymam bo meczu nie oglądałem ale cieszę się że Brom postawił na 4-3-3 czyli ustawienie, o którym napisałem wiele razy, że byłoby dobre dla Kolejorza…
    Niestety – z tego co wynikało z relacji i co opisała @Redakcja – do tej gry w środku nie pasuje Kvekve, który moim stałym zadaniem nie pasuje do Lecha ze względu na „swoją głowę” i coś co niektórzy mogliby nazwać brakiem zaangażowania…
    Myślę że bardziej jako ostatni w tej trójce – jeśli koniecznie musi grać – byłby Murawski a Bardziej z przodu powinien zagrać Sousa i być może wkrótce tak zagramy jeśli Brom uzna, że Sousa jest już gotowy do gry na 90 minut…
    Choć może i mam jeden wniosek
    – coś mi się wydaje, że zawodnicy powoli zaczynają rozumieć o co chodzi Bromowi i że Lech NIGDY nie będzie jak Raków papszuna – z jego „maszyną taktyczną – a raczej jego przeciwieństwo z myśleniem boiskowym i radością z gry…
    Taką mam przynajmniej nadzieję i Tey wersji się będę trzymał….
    …a o mecz z paprykazeria się nie martwię bo wiem, że mamy kim grać…
    Mamy 20-ke, którą Brom zabrał do Hiszpanii i z której zdaje się chce zrobić równorzędnie grający „zestaw” do rotacji…

    • kaktus pisze:

      Trójka z najbardziej cofniętym Kvekve nie wyglądała źle w drugiej połowie, po korektach Broma – w pierwszej połowie za lukę w środku pola raczej winię Jespera i Murawskiego, którzy byli za bardzo z przodu, przez co Kvekve miał przeciw sobie cały czas dwóch zawodników (dobrze to zostało pokazane w pomeczowym studio Meczyków). Sam pomysł z Karlstromem i Murawskim atakującymi pressingiem razem z Ishakiem w środku pola był kluczem do sukcesu w tym meczu, całkiem fajnie to Brom poukładał zmuszając Villareal do gry skrzydłami. A wiadomo, że wrzutkami to oni grać nie będą (szczególnie przy nieobecności Gerarda Moreno w pierwszym składzie).

      To fakt, że Kvekve dwa razy zgubił piłkę w rozegraniu od tyłu, ale to niestety brak przyzwyczajenia do tempa gry i jakości przeciwników – w Ekstraklapie po dobrym balansie ciała czy kierunkowym przyjęciu Kvekve ma 10 sekund spokoju, tu nie miał nawet 3.

      Ja oceniam ten eksperyment (w takim meczu) pozytywnie – zresztą przy zachowaniu proporcji Kvekve gra w Lechu to, co grał Pirlo w Juventusie pod koniec kariery. Czyli rozgrywający z głębi pola, który dzięki boiskowej inteligencji potrafi przejąć piłkę, bo wie, gdzie stanąć.