Pięć szybkich wniosków: Hapoel – Lech 1:1

Pięć szybkich wniosków to cykl opisujący w skrócie dany mecz Lecha Poznań. Jeszcze przed przedstawieniem plusów i minusów danego spotkania, analizy meczu, statystyk pomeczowych, analizy gry danego zawodnika czy wyboru najlepszej akcji w wykonaniu Kolejorza, prezentujemy pięć szybkich pomeczowych wniosków. Kilkadziesiąt minut po każdym meczu na gorąco pięć spostrzeżeń na temat występu drużyny i poszczególnych piłkarzy.



Łatwo stracony gol i optyczna przewaga z przełożeniem

Pierwsze minuty meczu w Beer Szewie już pokazały, czego można się spodziewać. W 2 minucie dobrą okazję miał Hatuel, po 2 minutach celnie głową uderzył Ishak, w 8 minucie sędzia podyktował rzut karny dla gospodarzy. Jedenastka była naciągana, zapewne francuski arbiter podszedłby do monitora, gdyby obecny był VAR i raz jeszcze obejrzał sytuację. Tej sytuacji tak naprawdę nie byłoby, gdyby Pereira nie zawahał się i nie czekał na Bednarka, który miał za daleko do piłki, więc nie powinien wychodzić z bramki. Portugalczyk popełnił wówczas błąd zwlekając z decyzją, powinien szybciej wybić piłkę oddalając tym samym zagrożenie. Lech Poznań w głupi sposób stracił gola, przy stanie 0:1 było wiadomo, że jeszcze trudniej będzie mu coś zrobić w Izraelu, a tym bardziej, że Mistrz Polski w trwającym sezonie nie wygrał jeszcze żadnego spotkania, w którym przegrywał. Na szczęście Lech po tej bramce szybko się otrząsnął, zaczął prowadzić grę, wymieniać więcej podań, zaczął oddawać strzały i na różne sposoby starał się przedostać pod bramkę przeciwnika. Poznaniakom w wielu sytuacjach brakowało niestety pewności siebie czy takiego ostatniego, dobrego zagrania do m.in. Ishaka, który w pierwszych 45 minutach przeważnie miotał się pomiędzy obrońcami. Na dodatek Lech na potęgę marnował stałe fragmenty gry, nie stwarzał po nich żadnego zagrożenia, w tym aspekcie wyglądał tak samo źle, jak w poprzednich spotkaniach. Nagle przyszła 44 minuta i ku ogromnemu zdziwieniu Kolejorz zdobył gola po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Do siatki trafił wówczas często krytykowany Filip Szymczak, który wcześniej niewiele pokazywał aż nagle zaliczył przełamanie zdobywając bramkę do szatni na którą Lech zasługiwał. Z przebiegu meczu od 28 minuty poznaniacy zasługiwali na gola, w ostatnim kwadransie pierwszej odsłony lepiej operowali piłką co chwilę nękając defensywę Hapoelu, który prowadząc 1:0 nastawił się na grę z kontry.

Trudna druga połowa z wymagającym rywalem

Druga połowa wyglądała inaczej. Hapoel wiedział, że musi wygrać u siebie, na drugą część wyszedł zatem bardzo rozjuszony, aktywny na prawej stronie był szczególnie Suleymanov, który na nasze szczęście był także nieskuteczny. Dwa razy musiał interweniować Bednarek, ponadto Hemed po obiciu poprzeczki oddając strzał po dośrodkowaniu z rzutu rożnego miał w drugiej odsłonie kolejną dobrą okazję po wrzutce, którą zmarnował oddając uderzenie po koźle. W wielu zagraniach Hapoelu było widać jakość i odpowiednie umiejętności, aby tego konkretnego dnia wygrać z Lechem. Graliśmy w końcu z drużyną na podobnym sportowym poziomie, mierzyliśmy się z zespołem, który w swoim kraju odgrywa ważną rolę, dlatego przebieg drugiej części absolutnie nie mógł dziwić. Był okres przewagi gospodarzy, było widać, że Hapoel Beer Sheva jest odpowiednio zmotywowany i chce ograć Lecha Poznań, by zachować realne szanse na awans z grupy C. Po zmianie stron lechici byli słabsi niż w pierwszych 45 minutach, Izraelczycy w drugiej odsłonie oddali na naszą bramkę 7 strzałów, poznaniacy wykonali już tylko 3 uderzenia w tym ani jednego celnego.

Mnóstwo nerwów w końcówce

Lech Poznań mimo braku oddania celnego strzału na bramkę Glazera w drugiej połowie i tak mógł wygrać. W 73 minucie należał mu się rzut karny, sędzia z Francji, który słabo prowadził te zawody sprzyjając gospodarzom oczywiście żadnej ręki wtedy nie widział tak samo, jak jego asystent. Na nic zdały się protesty naszych piłkarzy, choć powtórki pokazały, że mieli rację. Lech Poznań po zagraniu piłki ręką przez stopera Hapoelu Beer-Sheva i zmianie jej lotu powinien utrzymać jedenastkę. W ostatnim kwadransie lechitów było stać już tylko na pojedyncze kontry. Poznaniacy zostali stłamszeni przez Hapoel, trener ekipy z Beer Szewy postawił nawet wszystko na jedną kartę wpuszczając w końcówce napastnika za prawego obrońcę robiąc wszystko, aby to HBS zwyciężył i zachował realne szanse na awans. Nerwów w końcówce było co niemiara, z pewnością kibice widząc to, co się dzieje przypomnieli sobie m.in. końcówkę meczu w Szczecinie, niektóre spotkania z jesieni 2020 a nawet to, co wydarzyło się w Liege, kiedy Lech po golu w ostatnich akcji przegrał 1:2 tracąc punkty do współczynnika, pieniądze i realnie zakończył rywalizację w Lidze Europy po 4. kolejce. Na szczęście wczoraj nawet mimo głupich trzech strat Velde czy zachowania Marchwińskiego, który sprokurował rzut wolny udało się zremisować. Lopes już w ostatnich sekundach posłał piłkę nad bramką, chwilę później sędzia zakończył mecz, w którym Hapoel oddał 14 strzałów (3 celne) przy 13 uderzeniach Lecha i 5 celnych. Z przebiegu gry remis wydaje się być wynikiem sprawiedliwym, mecz mógł potoczyć się różnie, a już szczególnie, gdyby w pierwszej połowie Hapoel zdobył bramkę na 2:0 m.in. po rzucie rożnym, kiedy Hemed trafił w poprzeczkę.

Dobry czy zły wynik?

Dobry czy zły wynik? Faktem jest, że sędzia okradł Lecha z rzutu karnego i podyktował naciąganą jedenastkę dla Hapoelu. Z przebiegu gry to Hapoel miał mimo wszystko lepsze sytuacje, był lepszym zespołem niż w Poznaniu, bardzo chciał wygrać, widać było jego duże europejskie doświadczenie. Każdy kibic mający okazję zapoznać się z niedawnymi tekstami na temat Hapoelu Beer-Sheva dobrze wiedział, jakie marki przegrywały na Toto Turner Stadium, jak Hapoel radzi sobie u siebie w Europie i jak trudno jest go tam pokonać. Lech miałby na to szanse, gdyby sędziowanie było normalne albo gdyby on sam był lepszy. Mimo lepszej murawy niż w Poznaniu gra Kolejorza wciąż szwankowała, mówił o tym nawet John van den Brom, który nie był zadowolony z wielu rozwiązań w końcowych fazach akcji w tym z ostatnich podań piłkarzy w pole karne. Lech Poznań leciał do Izraela po to, aby przede wszystkim nie przegrać, leciał tam przede wszystkim w celu obrony 2. pozycji. Kolejorz nie miał łatwo, nie trenował dzień wcześniej na obiekcie Hapoelu, do Beer Szewy dojechał tuż przed spotkaniem rozgrywając na końcu mecz z ambitnym, ofensywnie usposobionym rywalem i w zupełnie innych warunkach atmosferycznych od tych panujących u nas w kraju. Finalnie Mistrz Polski zrealizował cel minimum, nie stracił 2. miejsca na 2 kolejki przed końcem zmagań grupy C, awans do 1/16 finału Ligi Konferencji zależy tylko i wyłącznie od niebiesko-białych. Dzięki remisowi klub zarobił 166 tysięcy euro, Lechowy współczynnik na kolejny sezon wzrósł do 9.000, więc 13 października udało się ugrać coś więcej niż oczko w Izraelu.

Pora na kolejne wyzwania

Mecz z Hapoelem w letniej aurze kosztował Lecha dużo sił. Było to widać po końcówce spotkania w tym po zmianach, jakie przeprowadził John van den Brom musząc m.in. zdjąć Radosława Murawskiego, którego łapały skurcze czy Michała Skórasia, który na moment także usiadł na murawie dając znak, że ma już dość. Przed Kolejorzem dzisiejszy poranny rozruch, a później powrót z Tel-Awiwu do Polski, a konkretnie do Katowic. Już w niedzielę niebiesko-biali zmierzą się w Zabrzu z Górnikiem, w Ekstraklasie wciąż jest kogo gonić, dlatego czas powoli znowu odłożyć Ligę Konferencji na bok. Od soboty liczy się wyłącznie nasza liga, sztab szkoleniowy musi umiejętnie zarotować, bowiem już 3 dni po meczu z Górnikiem walczymy w Pucharze Polski ze Śląskiem Wrocław. Przed Kolejorzem trudny, intensywny czas, nie rozegramy tych spotkań 13-14 zawodnikami, każdy piłkarz będący w kadrze musi być w 100% gotowy do wejścia na boisko, do rywalizacji i gry na odpowiednim piłkarskim poziomie. Wszyscy wierzymy, że Mistrz Polski jakoś da radę przepchnąć najpierw wspomniany mecz w Zabrzu triumfując tam choćby 1:0 po słabej grze.

> Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat) <





4 komentarze

  1. Mazdamundi pisze:

    Nie zgadzam się z tym, że ten faul Marchwińskiego był niepotrzebny/głupi. Ja w tej sytuacji od razu dostałem migawki z meczu z Rakowem sprzed dwóch lat, gdy Szelągowski przebiegł w ostatniej minucie przez 3/4 boiska będąc eskortowanym przez kolejnych piłkarzy Lecha i strzelił gola ośmieszającego grę w obronie tamtej drużyny.
    Tu wprawdzie odległość była znacznie mniejsza, ale gdyby Filip go puścił wolno to moglibyśmy dzisiaj być w trochę gorszych nastrojach. A tak skasował, mieli rzut wolny, ale to i tak lepiej niż znaleźć się w sytuacji 1 na 2. Moim zdaniem dobra decyzja, lecz poza tym występ anonimowy.

    • mario pisze:

      to prawda. Ja mam jeszcze obiekcje co do tej ręki w oku karnym. Była na ? procent. Może zmieniła kierunek lotu piłki – tego dobrze w tv nie było widać, ale mimo wszystko ręką była ułożona naturalnie, zawodnik był w ruchu więc ręce miał lekko odchylone od tułowia…

  2. Kuki pisze:

    To taki mecz, gdzie można mieć mieszane uczucia.
    Po tym naciąganym karnym i golu, bałem się jakiegoś wylewu w obronie i kolejnego przypadkowego gola, który pewnie skończyłby emocje w ty meczu, zwłaszcza wtedy jak Bednarek wypuścił piłkę z rąk po jednym z dośrodkowań.
    Potem z czasem można było żałować że Lech więcej nie wcisnął, bo Hapoel ewidentnie się cofnął czując respekt.
    Po wejściu Amarala i Velde gra się całkiem posypała także można było już tylko się bronić.
    Czyli taki mecz, gdzie początkowo można było obawiać się pogromu, a ostatecznie można czuć niedosyt po remisie.
    Dobrze że Marchwiński wykasował tego gościa, fakt że mógł to zrobić wcześniej, ale dobrze się stało że go zatrzymał. Nie pamiętam kto to był, ale ewidentnie szedł w pole karne szukając strzału czy karnego, co przy tym sędziowaniu mogło skończyć się różnie.

    Tego Hatuela to bym w Lechu widział.