Pięć szybkich wniosków: Zagłębie – Lech 1:1
Pięć szybkich wniosków to cykl opisujący w skrócie dany mecz Lecha Poznań. Jeszcze przed przedstawieniem plusów i minusów danego spotkania, analizą gry konkretnego zawodnika czy dogrywką, prezentujemy pięć szybkich i pomeczowych wniosków. Kilkadziesiąt minut po każdym meczu na gorąco pięć spostrzeżeń na temat występu drużyny Kolejorza, poszczególnych piłkarzy czy obecnej sytuacji zespołu.
Bardzo słaba pierwsza połowa
Lech źle rozpoczął mecz z Zagłębiem. Nie był tak mocno zdeterminowany, jak w wielu innych spotkaniach, cechy wolicjonalne stały po stronie rywala, który nie czekał na to, co zrobią poznaniacy tylko sam próbował grać piłką. Piłkarze Zagłębia lepiej czuli się na mokrej trawie, widać było większą chęć wygranej, grali wysokim pressingiem sprawiając wrażenie drużyny, która bardziej chce wygrać. Poznaniacy mieli tylko lepszy fragment po 20 minucie, kiedy tak jakby się rozkręcali, aktywny był głównie Kristoffer Velde czy Joel Pereira. Niestety po 30 minucie skończyły się ataki Lecha a zaczęły Zagłębia. Nasza defensywa już wcześniej pozwalała „Miedziowym” na bardzo dużo, w środkowej strefie nie mieliśmy kontroli nad poczynaniami rywala, który szukał m.in. uderzeń z daleka. W dodatku słabo współpracowali ze sobą stoperzy, a bardzo słabo wyglądał Elias Andersson. Po 35 minucie minucie pachniało golem dla gospodarzy, którzy swoją przewagę udokumentowali pięć minut później. Błąd po strzale z daleka popełnił Filip Bednarek, odbił piłkę przed siebie, dopadł do niej nasz wychowanek Dawid Kurminowski strzelając drugą bramkę Lechowi w 2023 roku. Zagłębie do przerwy prowadziło 1:0, a przy odrobinie szczęścia mogło prowadzić nawet wyżej. Lech był tłem dla bardziej zdeterminowanych gospodarzy, którzy prowadzili jak najbardziej zasłużenie. Zagłębie w pierwszych 45 minutach było lepsze na wszystkich polach, Lech nie był za to sobą w każdej formacji, można było przecierać oczy patrząc na to, co wyrabiają środkowi obrońcy.
To już koniec?
Lech dobrze rozpoczął drugą połowę i równie szybko został zatrzymany. Czerwona kartka dla Radosława Murawskiego była zasłużona, przyznał to sam zawodnik i trener, który miał jednak pretensje o sytuację z 48 minuty, bowiem według niego wcześniej faulowany był Antonio Milić. Czerwień na wyjeździe w meczu na Dolnym Śląsku? Kibice przed oczami mogli mieć mecz ze Śląskiem we Wrocławiu z dnia 26 lutego, kiedy Lech ostatni raz przegrał ligowe spotkanie na obcym terenie. W tamtym meczu Radosław Murawski również wyleciał z boiska za czerwoną kartkę, a po spotkaniu trener John van den Brom był dumny z zespołu, który przegrał. Po paru miesiącach Holender nie był już dumny, podczas konferencji prasowej nie ukrywał, że w szatni podczas przerwy miał pretensje do swojej drużyny i otwarcie skrytykował zespół. Wypowiedzi Johna van den Broma są mocne, podobają się kibicom, którzy cenią trenera trzeźwo ocieniającego sytuację.
Lech się nie poddał
Lech po czerwonej kartce nie poddał się. Wprowadzeni z ławki Filip Szymczak i Jesper Karlstrom nie osłabili zespołu chcąc jakoś pociągnąć go do przodu. Mimo gry w dziesiątkę poznaniacy momentami umieli prowadzić atak pozycyjny, w końcu ocknął się bardzo słaby dziś Elias Andersson, którego wrzutki w pole sprawiały problemy przeciwnikowi, lechici trochę dłużej umieli utrzymać się przy piłce i przede wszystkim – nie pozwolili strzelić sobie drugiej bramki. Ważną interwencją w 60 minucie popisał się Filip Bednarek, który wówczas uchronił Lecha przed drugą bramką, później miał jeszcze dwie inne interwencje, które zapobiegły utracie drugiego gola. Reakcja zespołu Lecha Poznań po czerwonej kartce była bardzo dobra, Kolejorzowi dziś ewidentnie nie szło, nic się nie kleiło, obrona grała słabo, jednak zespół mimo wielu problemów chociaż pokazywał charakter szukając swoich szans z przodu.
Gol na 1:1 i szanse z obu stron
W 76 minucie świetnym dośrodkowaniem z narożnika popisał się Joel Pereira, z piłką minął się źle interweniujący golkiper Zagłębia Lubin, do futbolówki najlepiej wyskoczył kiepski w defensywie Miha Blazić i w ten sposób udało nam się doprowadzić do remisu. Lech Poznań strzelił arcyważną bramkę, ten gol dawał mu cenny remis po słabym meczu, pozwolił przedłużyć serię bez porażki i do tego dawał 1. miejsce w ligowej tabeli. O dziwo po tej bramce Lech miał jeszcze dwie dobre okazje do strzelenia gola na 2:1, bardzo blisko bramki byliśmy choćby w 88 minucie, kiedy po rzucie wolnym dla poznaniaków naprawdę niewiele brakowało, aby jeden z lechitów zdobył bramkę głową. Oczywiście, „Miedziowi” też mieli swoje szanse, mocno przycisnęli w ostatnich 7 minutach (doliczony czas gry), atakowali do końca, dlatego dzisiejszy remis trzeba szanować.
Remis jest dobry
Remis w Lubinie i przedłużenie złych pass z Zagłębiem nigdy nie jest dobre. W obecnej sytuacji oczko wywalczone na oczach kompletu prawie 16 tysięcy widzów to pozytywny rezultat. Zapewne w 50 minucie wielu kibiców postawiło już krzyżyk na zespole, bowiem ciężko było mieć w sobie optymizm, skoro Lech nawet w jedenastu nic nie grał. Finalnie niewiele pokazując urwał remis wiceliderowi na jego terenie, nie przegrał bardzo trudnego meczu, w którym grał słabo, nie ukrywał tego sam trener mający pretensje głównie do piłkarzy mających wolne w Kownie, dlatego można mieć nadzieje, że wyciągnie z dzisiejszego występu należyte wnioski. Lech Poznań grał słabo, lecz nie przegrał. Po 3 kolejkach jest liderem, ma 7 punktów. Przed sezonem wielu kibiców taki rezultat wzięłoby w ciemno, prawda?
> Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat) <
Mój wniosek jest taki, że na tle silnego Zagłębia w tej części sezonu, remis grając w 10 to sukces, zwłaszcza że z perspektywy meczu, bliżej było do starty drugiej bramki niż do remisu.
Ponieważ Murawski dostał od razu czerwoną kartkę (czyli pewnie dwa mecze out w PRL-lidze) to dotychczasowe 2 żółte mu się anulują czy zostają nad nim jak miecz? Jak tak dalej będzie grać to max dwa mecze…
Zostają .Czemu miałyby być anulowane ?
1. Remis w Lubinie to dobry wynik.
Zagłębie od pewnego czasu gra dobrą piłkę, nie przegrywa.
Fornalik układa zespół po swojemu.
Szanujmy ten punkt.
2.Lech zagrał słaby mecz, zwłaszcza w 1 połowie, nie ma się co oszukiwać. Kilku piłkarzy zagrało poniżej swego poziomu.
3. Ten zespół ma charakter.
Od pewnego czasu Lechitów nie podlamuje stracony gol jak to dawniej bywało.
Piłkarze potrafią odrabiać straty i to nawet grając w osłabieniu.
To zasługa niewątpliwie trenera Broma.
4. Kolejny mecz wyjazdowy bez porażki. Już prawie pół roku LECH nie przegrywa na obcych boiskach.
5. 7 punktów w 3 kolejkach to dobry wynik.
Do tego awans pucharowy.
Początek rundy na plus, czas na kontynuację.
Niby wyjazd na Dolny Śląsk, a wyglądaliśmy jak byśmy jechali na ten mecz kilka tysięcy kilometrów autobusem.
Choć wyniki pierwszych dwóch ligowych spotkań były świetne i mało kto takiego startu się spodziewał, to nasza gra w nich nie różniła się zbytnio od tej po ostatniej przerwie zimowej. Z tym że wtedy nie mieliśmy nowych twarzy, które wniosłyby odrobinę jakości, a teraz takie indywidualności mamy i dopóki Hotić czy Andersson grali dobrze to wszystko było dobrze. Niestety wczoraj nowi zawodnicy nie dali żadnej przewagi – Hotić niby był, ale go nie było, Andersson nie dość, że jego centy nie stwarzały zagrożenia to dał się parę razy porobić w defensywie, a gra Blazića w parze z Milicem w kilku momentach doprowadzała do stanów przedzawałowych. Do tego słaba dyspozycja środka pola, beznadziejna czwórki z przodu i katastrofa gotowa, lecz tej udało się uniknąć znowu przez błysk nowego gracza i kolejnej dobrej wrzutce Pereiry. O ile w poprzednim sezonie taktyka „podaj do Joela, ten wrzuci i modlimy się by coś z tego wyszło” zdawała się być w pewnym momencie flagowym założeniem taktyki Broma (i memem przy okazji) tak teraz nie ma się co śmiać – to się sprawdza zarówno z sfg jak i z gry.
Wczoraj nie obyło się bez charakterystycznych na początku sezonów wylewów, ale przede wszystkim byliśmy marni. Bardzo marni. To szokujące, że zaprezentowaliśmy się tak niekorzystnie w tak dobrym składzie i dopiero zmiany spowodowały, że coś się nam przestawiło. Wczorajszy mecz pokazał, że miniony tydzień, który większość składu z wczorajszego meczu miała luźniejszy, bo w tygodniu nie grała wiele lub wcale nie przyniósł poprawy formy. Czas nie podziałał na naszą korzyść i tak – ZL jest na razie mocne, ale chyba nie aż tak mocne, by Lech przez dużą część meczu, gdy graliśmy 11 na 11 wyglądał przy nim jak drużyna z dołu tabeli. Mam nadzieję, że przez długi czas nie zagramy tak słabego meczu, bo przyznam, że i mnie – osobie, która uważa, że Jonek to nie jest trener, który da Lechowi trofea – optymizm się trochę zaczął udzielać, a wczoraj jednak poczułem się sprowadzony na ziemię. Nie wynikiem – bo ten osiągnięty w dużej mierze determinacją, z uwagi na szczególne okoliczności był świetny i go doceniam.
Nie grą w osłabieniu – bo ta była lepsza niż w pierwszych 45 minutach, tylko tym jak się zaprezentował pierwszy garnitur. Brak kontroli nad meczem, który nie mógł być spowodowany brakiem sił, a raczej brakiem zaangażowania lub umiejętności, przez który Zagłębie raz po raz wjeżdżało nam w okolice bramki i oddawało strzały, które powinny być blokowane, ale przez brak doskoku lub zagubienie blokowane nie były.
Był to cenny mecz po którym dziś możemy „stanąć w prawdzie” i stwierdzić, że jeszcze sporo dzieli nas od osiągnięcia poziomu, który jest wymagany do realnej walki do końca o MP.
Na temat paradoksów i niedociągnięć tego meczu wszystko już napisano. Ja dodam tylko tyle, że bardziej Zagłębie straciło punkty niż Lech zdobył – 2-0 to niebezpieczny wynik a 1-0 jeszcze bardziej. Ale to ich problem.
Co cieszy – klasowe drużyny wygrywają mecze, które są na remis i nie przegrywają wtedy, kiedy są słabsze. Ba, my nawet mogliśmy ten mecz całkowicie niezasłużenie wygrać! Przypominam wszystkie mecze ze szmatą, kiedy niby nie byliśmy gorsi, prowadziliśmy grę, gdyby nie słupek, moment nieuwagi, blablabla. No to teraz niech Zagłębie sobie przypomina.
Co mnie martwi najbardziej- Ishak to może 1/3 piłkarza sprzed choroby. Może jest w trakcie ciężkich treningów, może brakuje świeżości. Ale musi się odkręcić, bo bez niego w formie nie ujedziemy daleko. Oczywiście pamiętam, że pod koniec zeszłego sezonu grę ciągnęli Velde i Carrot, ale przypominam, że poza meczem z Koroną graliśmy wtedy z rywalami, którzy na ogół mieli wywalone. Musi być Ishak!
Zastanawiam się dlaczego Lech wyglądał aż tak słabo, teoretycznie najlepsza 11 a wszyscy spacerowali w Lubinie.
Odnoszę wrażenie,że bardziej ofensywne ustawienie z Sousą na 8 nie oznacza wcale większej liczby sytuacji,większej liczby ataków.
Jednak z parą Murawski-Karlstrom Lech znacznie lepiej kontroluje mecz,dobrze się uzupełniają,asekurują wysoko ustawionych bocznych obrońców.
Sousa był mało widoczny wczoraj,ciężko było go znaleźć podaniem.
Może na Zagłębie to nie był najlepszy pomysł,tego się nie dowiemy.
Inny wniosek.
Kolejny bardzo słaby mecz Ishaka,z Radomiakiem bramkę strzelił ale też był jednym z gorszych zawodników.
Trochę Lech gra od początku sezonu w 10.
Nie ma utrzymania piłki,zgrania, niedokładność,proste błędy techniczne.
A może by tak wrócić do pomysłu z Marchwinskim na 9.
Sobiech to jednak nieporozumienie,wchodzi tylko po to żeby inni mogli odpocząć ale tak jak mówię dzisiaj żaden z napastników nie wygląda duże lepiej od niego.
Bez przesady .Sobiech wszedł w 85 min ,a i tak zdążył zgrać piłkę w 88 min do Blazica z czego niemal padła bramka
W końcu Kolejorzowi przytrafił się słaby mecz, ale nie robiłbym z tego dramatu. Terminarz ułożony dla Lecha w momencie walki o fazę grupową LKE jest naprawdę zły. Centrala tak jakby robiła wszystko, aby nasza drużyna za cenę gry w Europie poniosła jak największe straty w lidze. Po kolei na inaugurację Lech miał 5 w zeszłym sezonie Piasta z serią bez porażki. Później zawsze niewygodnego dla Lecha i silnego Radomiaka, Zagłębie z serią bez porażki a za tydzień Jagiellonię która w dobrym stylu utrzymała się w Ekstraklasie i dobrze grała pod okiem nowego szkoleniowca. Dla przykładu Legia grała już z ŁKS, Ruchem, a za tydzień gra z Puszczą, czyli ma trzech beniaminków w czasie walki o fazę grupową. Przypadek? Nie sądzę. Dlatego szanować należy remis w Lubinie, mecz trzeba przeanalizować i wyciągnąć wnioski. Do tego dochodzi fatalna dla nas praca sędziów, ich stronniczość i rozdawnictwo dla nas kartek żółtego koloru. Mecz nie wyszedł, Lech pokazał charakter i doświadczenie z gry w pucharach. Strat nie ma, parusilnych rywali już za nami, i może to lepiej bo w dalszym ciągu sezonu będzie łatwiej. A nasi rywale walczący o fazę grupową też zmierzą się z Piastem, Radomiakiem i Zagłębiem. A te trzy drużyny, będą już lepiej zgrane. W końcu z pośród pucharowiczów i tak w Ekstraklasie Lech zajdzie najdalej
Ach te wnioski…
Dziwnie pisze się wnioski – po tym co stało się wczoraj – bo wnioski są dziwne ale Realne…
1. Wczoraj cały zespół zagrał w trybie – jakby był przekonany o swojej wielkości – ekonomicznym, przekonani, że zawsze im się jakoś uda…
2. Na takie granie zwrócił uwagę Brom w przerwie, że nie da się wygrać meczu bez określonej formy zaangażowania…
Czyżby zawodnicy mieli zacząć decydować, który mecz się angażować a który nie…?!
3. Skoro piłkarze już uwierzyli Bromowi w jego sposób rotacji, treningów i grania to czemu mu nie ufają że bez zaangażowania nie ma wyników – wszak największe zespoły nawet w walce ze słabeuszami pokazują określony poziom zaangażowania…
4. Widać, że dopiero problemy zmusiły drużynę do reakcji i większego zaangażowania i próby zmiany wyniki…
Pytanie tylko dlaczego dopiero wtedy…?
Przecież mogliśmy wygrać ten mecz dużo wcześniej i wtedy odpocząć – po ustawionym meczu – rotując składem…
Bo Ishak w obecnej formie jest osłabieniem zespołu – nie wiem czy kiedykolwiek wróci do formy sprzed Boreliozy…
5. Co do poszczególnych piłkarzy to widać wyraźnie, że z Szymczaka nie będzie skrzydłowego i nie powinien być tam wystawiany a z Marchewy nigdy nie będzie 10 i też szkoda czasu na jego tam wystawianie…
Marchwinski musi grać na 9 a Szymczak na silnego, fałszywego, powieszonego napastnika a to oznacza, że dla Ishaka w obecnej formie nie ma miejsca na boisku…
Jak zwykle na końcu uwaga natury ogólnej…
Jeśli podstawowi zawodnicy grają w trybie ekonomicznym – wybierają sobie mecze – to jakże do tego nie mają się dostosować dopiero przybyli…
Chyba, że właśnie wchodzimy w okres kończący okres przygotowawczy gdzie grajkowie są NAJBARDZIEJ zmęczeni i czekają na zwolnienie obciążeń i by zacząć grać będąc na zdecydowanie większej świeżości…
W każdym razie bardzo jestem ciekaw najbliższego meczu – ale o tym przy innej okazji…