Pięć szybkich wniosków: Stal – Lech 0:2
Pięć szybkich wniosków to cykl opisujący w skrócie dany mecz Lecha Poznań. Jeszcze przed przedstawieniem plusów i minusów danego spotkania, analizą gry konkretnego zawodnika czy dogrywką, prezentujemy pięć szybkich i pomeczowych wniosków. Kilkadziesiąt minut po każdym meczu na gorąco pięć spostrzeżeń na temat występu drużyny Kolejorza, poszczególnych piłkarzy czy obecnej sytuacji zespołu.
DWA GOLE I PO WSZYSTKIM
Lech Poznań rozpoczął mecz w Mielcu podobnie jak spotkanie z Pogonią. Od początku atakował, rzucił się na rywala, starał się wykorzystywać wolne przestrzenie za linią obrony i wymieniał wiele szybkich podań w środkowej strefie. Stal była cofnięta, grała na 0:0, nie bardzo radziła sobie z odpieraniem ataków dynamicznych pomocników Lecha, przez co golem dla naszej drużyny pachniało w każdej kolejnej akcji. Nie wyszło z akcji? Wyszło ze stałego fragmentu gry. W 32 minucie Dino Hotić idealnie przymierzył z rzutu wolnego, zdobył gola, zburzył nim całą strategię Stali, która musiała się otworzyć. Po 5 minutach mielczanie popełnili błąd w wyprowadzaniu piłki, nie poradzili sobie z pressingiem, nie przypilnowali Mikaela Ishaka, który jak kiler zdobył bramkę na 2:0 i tak naprawdę zakończył emocje w tym meczu. Stal była po prostu zbyt słaba, nic nie wskazywało, że tak słaby zespół nagle wróci do meczu z pewnymi siebie poznaniakami przewyższającymi gospodarzy na wszystkich polach.
DOMINACJA
Pierwsza połowa ze Stalą Mielec to dominacja pewnego siebie Lecha Poznań. Przez parę dni Kolejorz nic nie stracił ze swojej formy, jaką pokazał w meczu z Pogonią Szczecin, wciąż był w ofensywnym gazie, zbierał większość piłek w środkowej strefie, grał szybko, składnie, biegał, walczył i się starał będąc po prostu drużyną a nie zlepkiem piłkarzy, z których ktoś musi mieć indywidualny przebłysk. Lech Poznań w pierwszej odsłonie był zespołem wiedzącym, co robić, był ekipą grającą swoją piłkę, która robiła sobie na murawie to co chciała. Kolejorz zdominował Stal, poza jedną minutą, w której gospodarze obili poprzeczkę właściwie nic nam nie groziło, Lech najpierw przełamał się w Mielcu strzelając gola na 1:0, potem drugą bramką sprawił, że ligowe zwycięstwo na obiekcie Stali po ponad 31 latach stanie się faktem.
PEŁNA KONTROLA
Druga połowa była już inna od pierwszej części. Początkowo Stal mocno przycisnęła, ale Lech szybko opanował sytuację nastawiając się na kontrolę w środkowej strefie boiska. Doszło do sytuacji, w której między 61 a 75 minutą z murawy wiało nudą, Stal nie mogła się przebić, a poznaniacy bez problemu odpierali pojedyncze ataki gospodarzy. Rywal źle czuł się z piłką przy nodze, był po prostu słaby, Lech po przerwie zmusił mielczan do kreowanie sytuacji czego mielczanie zupełnie nie potrafili robić. Poznaniacy grali z wyrachowaniem, byli bardzo pewni siebie w boiskowych starciach wykazując się na murawie dużym doświadczeniem. Lechici od początku drugiej połowy nastawili się na grę z kontry, nie stwarzali zbyt wielu sytuacji, ale jednocześnie nic im nie groziło. Poza pojedynczymi wrzutkami czy np. uderzeniem Getingera z daleka Stal była bezzębna, nie była równorzędnym rywalem dla dobrze przygotowanego taktycznie, mentalnie i motorycznie Lecha Poznań.
ZWYCIĘSTWO W TRYBIE EKONOMICZNYM
Lech Poznań pokazał efektowny futbol do 35 minuty, a później nastawił się na efektywną piłkę. Kolejorz odniósł zwycięstwo w trybie ekonomicznym, wygrał wyższymi umiejętnościami piłkarskimi, taktyką i motoryką. W piątkowy wieczór na Podkarpaciu wygrał zespół, a nie zlepek piłkarzy. Lech Poznań pokonał wczoraj ponad 117 kilometrów, choć miał wyższe posiadanie piłki od Stali Mielec, a to najlepiej pokazuje bardzo dobrze przygotowanie fizyczne. Pod względem suchych liczb było to gorsze spotkanie w wykonaniu Lecha Poznań od tego kwietniowego, gdy w Mielcu padł bezbramkowy remis, ale pod względem organizacji gry była już przepaść. Kolejorz oddał na bramkę Stali 12 strzałów, w tym tylko 3 celne, nie musiał stwarzać bardzo wielu sytuacji, żeby pokonać golkipera gospodarzy. W pewnym momencie Lech miał na swoim koncie 2 strzały celne i z tych 2 celnych uderzeń zrodził się rezultat 2:0 utrzymany już do końca zawodów. Wynik 2:0 jest w pełni satysfakcjonujący, przełamał wszystkie złe passy, jakie mieliśmy ze Stalą Mielec, choć oczywiście nawet Niels Frederiksen wymagał więcej od drużyny. Duńczyk po wygranym meczu narzekał na skuteczność, brak kontroli w niektórych fragmentach, ale był zadowolony z tego zwycięstwa tak samo, jak kibice uradowani kolejnym dobrym występem Kolejorza.
MAMY LIDERA!
Mamy lidera! To najważniejsza wiadomość po 7. kolejce Ekstraklasy. Lech Poznań zakończył pierwszy etap jesieni z 16 punktami na swoim koncie, przewodzi podczas wrześniowej przerwy na kadrę po raz pierwszy od 2021 roku, gdy po 7 kolejkach miał nawet oczko mniej niż teraz. Kolejorz ma serię 5 meczów bez porażki, 3 kolejne zwycięstwa i passę 4 z rzędu gier bez straty gola. Czy mogło być lepiej? Zawsze może być lepiej, ale przed sezonem 2024/2025 taki wynik był tylko w sferze marzeń. Tymczasem w Lechu Poznań wszystko poszło do przodu, trener Niels Frederiksen wskrzesił ten zespół, wprowadził na wyższy poziom wielu piłkarzy, z Lecha Poznań zrobił po prostu drużynę, która porywa kibiców swoją grą dającą więcej wiary i entuzjazmu. Teraz można czekać na mecze z większą ciekawością, podchodzić do nich bardziej emocjonalnie, chyba nie ma kibica, który nie czekałby już teraz na domowy mecz z Jagiellonią Białystok za równe 2 tygodnie. Kolejorz idzie do przodu, jest liderem tabeli, na razie jest na dobrych torach.
Pełna zgoda z powyższym, zwłaszcza z „(…)trener Niels Frederiksen wskrzesił ten zespół, wprowadził na wyższy poziom wielu piłkarzy, z Lecha Poznań zrobił po prostu drużynę (…)”. Choć można mimo wszystko upatrywać drugiej strony medalu, a mianowicie ponownie chce się zawodnikom, którym po sezonie kończy się kontrakt. Pytanie czy mamy do czynienia z typową zagrywką w stylu: musi mi się chcieć żeby mieć argument przy negocjowaniu dalszej satysfakcjonującej mnie umowy albo transferu? Może tak, a może nie. Ważne że póki co z korzyścią dla drużyny.
trenerowi teraz trzeba powiedzieć ,że od wielu lat drużyna po przerwie reprezentacyjnej gra słabszy mecz. To wynika z treningów u innych trenerów na kadrach i późnych powrotach do treningów w Poznaniu. Niech Nils przygotuje się na to i opracuje jakąś skuteczną taktykę dla tych ,,maruderów,, żeby od razu weszli w dobry trening taktyczny i nie byli zmęczeni w meczu z Jagiellonią.
1. Bardzo ucieszył mnie fakt, że opowieści o klątwie, o trudnym terenie, o niewygodnym rywalu nie wpłynęły na postawę zawodników. Kolejorz wyszedl z wiedzą jak zagrać, jak pokonać Stal i spokojnie do tego dążył. Bez irracjonalnego lęku ale i bez szaleństwa jak dziki koń preriowy. Nie muszę pisać czyja to zasługa. Póki co Kolejorz to drużyna świadoma siebie, a to dobry prognostyk.
2. Michał Gurgul. 18 lat. Wybór nieoczywisty. To co ten chłopak wczoraj pokazał wbiło mnie w fotel. Choć jeszcze w tym sezonie narzekano, że Frederiksen promuje go kosztem innych, że to obrońca bez inklinacji ofensywnych okazało się, że to nasz niezwykle fachowy trener wiedzial jak wyśmienita formę prezentuje. Jeśli nie najlepszy to jeden z najlepszych na boisku. Osobiście go nie znam, ale wyciągam wniosek, że ma poukładane w głowie i naprawdę może to być wielką kariera.
3. Jeden bardzo istotny fakt z tego meczu, a nawet sprzed jego rozpoczęcia, przeszedł niemal bez echa, a jest on moim zdaniem niezwykłe istotny. Pokazuje jak piłkarsko zmienił się Lech i jak mądrym trenerem jest Frederiksen. Otóż mam.na myśli brak Ba Louy w kadze meczowej. Zdrowego Ba Louy, nieprzeziębionego. Trener wspierał go, chciał odbudować, wierzył że przy dobrej woli Adriela coś z niego będzie. Nie będzie, więc załatwił to spokojnie, bez teatrzyków. Zarządzanie emocjami zespołu na piątkę z plusem. Pamiętam z kolei jak po kontuzji Adriela w Kielcach czekano na jego powrót jak na Mesjasza. I grał, choć tym Mesjaszem nie był. Bo nie było kim grać. A dziś kogo miałby zastąpić cho by na ławce, skoro planujemy jeszcze Dziczka? I gdzieś tam czeka na szanse Ian Hoffmann? Adriel, wierzyłem w Ciebie, lecz nadszedł ten czas. Żegnaj.
4. Pięknie poka al nam się piłkarsko i po ludzku Walemark. Chłopak bez gry, przychodzi z wielkiego klubu na jakąś prowincje i nie jest tym przybity, lecz w kilkanaście minut na boisku blyszczy a z kolegami w szatni rej wodzi. Obstawiam, że go wykupimy i sprzedamy z dużym zyskiem.
5. Jak pisał niezawodny @mario (pozdrowienia bracie!) muszę bardzo się trudzić by dorównać formą naszym piłkarzom. Więc poniekąd cieszę się na dwutygodniową przerwę 🤭
Trenerowi idzie tak dobrze, że człowieka aż szlag trafia 😅 bo wiadomo że Rutek zaraz się za nim schowa. Zarząd jeszcze swojego zadania zapewniania odpowiedniej kadry nie wykonał
Dobra, aż coś napiszę.
Panie i Panowie: cisza wynikała z „nowego rozdania” i ogrywania Ba Luy. Nie widzę sensu pisać w kółko te same ogólniki, nie chcę się powtarzać i przypominać rzeczy oczywiste – stąd moje tutaj milczenie. I – wielce dobrze się czyta wypowiedzi innych (albo większość z nich) 😉
Niemniej – muszę powiedzieć, że moje niebiesko-białe serce, stargane i ustawione podczas meczów na tryb oszczędny bije teraz mocniej i z większą częstotliwością. Więc – albo umieram – albo coś faktycznie się zmieniło w mojej ukochanej drużynie. Mecz z Pogonią był znakomity i nie sądziłem, że drużyna z Milicem, Ba Luą, Gurgulem i Murawskim będzie w stanie powtórzyć tak dobre spotkanie kilka dni później. I – zonk! – zdziwienie: Stali zasadniczo w meczu nie było, Lech wygrał to w trybie ekonomicznym, a Gurgul – cóż, z chłopaka który nie radził sobie wyrasta na kogoś z wielkim potencjałem. Kozubal – rany, jak to było, „mały Tiba” o nim mówili jakiś czas temu, prawda? – szacun. Ba Lua – oby już nigdy nie zagrał w Lechu – nawet nie na ławce, szacun. Murawski lepszy niż w poprzednim. Mrozek z nagrodą w postaci powołania do repry (wiadomo, jakby Wojciech nie zrezygnował, pewnie by się nie załapał i jakby Garbara się nie wypiął na reprę, też by go nie było – ale niemniej). No i faktycznie czuć dwie rzeczy – że ta kapela zaczyna się jarać graniem ze sobą i że kolejny wchodzący z ławki trzyma, albo podnosi poziom. To są drobne momenty, drobne gesty – ale widziałem w tv błysk w oczach Sousy gdzieś w 60 minucie – NIGDY nie widziałem takiego błysku za tego przepierdolonego w chuj pseudotreneiro Rumaka. I – zobaczcie teraz ile te pół roku spierdolił Piothruś z Koniem :/
Chciałbym, naprawdę chciałbym widzieć w tym sezonie paralelę z sezonem Skorży sprzed dwóch lat – też nie graliśmy w pucharach i też zaczęliśmy uciekać reszcie już na jesieni.
I – tyle na dziś, powoli z tym entuzjazmem i powoli z oczekiwaniami – na razie jest tak, że oglądanie meczów Lecha jest przyjemnością, a nie obowiązkiem albo karą za kibicowanie.
W górę serca, wiara!
Chciałbym, żeby ten tryb ekonomiczny ,o którym pisze redakcja nie był czymś co często się zdarza. Będą również i takie mecze gdzie ten tryb ekonomiczny trzeba będzie zmienić na tryb sport. Dobrze, że trener to widzi i nie jest w stu procentach zadowolony z gry zespołu. I jeszcze jedna rzecz, cieszy ,że Niels nie opowiada Bóg wie czego jak Rumak tylko robi poprostu swoje.