Pięć szybkich wniosków: Lech – Motor 1:2

Pięć szybkich wniosków to cykl opisujący w skrócie dany mecz Lecha Poznań. Jeszcze przed przedstawieniem plusów i minusów danego spotkania, analizą gry konkretnego zawodnika czy dogrywką, prezentujemy pięć szybkich i pomeczowych wniosków. Kilkadziesiąt minut po każdym meczu na gorąco pięć spostrzeżeń na temat występu drużyny Kolejorza, poszczególnych piłkarzy czy obecnej sytuacji zespołu.

null DOMINACJA LECHA I WAŻNE TRZY MINUTY

Lech Poznań niezbyt dobrze wszedł w ten mecz, ale grając w mocnym, optymalnym składzie (nie było tylko zawieszonego Antonio Milicia) szybko potrafił zdominować Motor. Nasz zespół chciał grać swoją piłkę, wymieniać prostopadłe podania po ziemi, od czasu do czasu szukał też dośrodkowań oraz wrzutek z głębi pola kierowanych głównie do wchodzących w pole karne bocznych pomocników. Lech Poznań początkowo miał pomysł na grę, jednak Motor Lublin szybko się w nim połapał, a wiele podań czy zagrań na 15-10 metr było niecelnych. W końcu w 24 minucie prostopadłe zagranie Afonso Sousy rozmontowało szczelną obronę rywala broniącego momentami na piątkę z tyłu, Mikael Ishak jak killer trafił do siatki, przełamał się, Lech Poznań prowadził 1:0 (do dziś wygrał we wszystkich 8 meczach, w których prowadził) i wydawało się, że teraz pójdzie już z górki. Niestety, nic z tych rzeczy. Brak koncentracji w obronie, błąd niezdecydowanego w odbiorze Alexa Douglasa doprowadził do szybkiej utraty gola na 1:1. Po tej bramce Lech równie szybko odpowiedział, w ciągu 3 minut padły 3 gole, jednak bramka na 2:1 słusznie nie została uznana. W 27 minucie Patrik Walemark niepotrzebnie podawał do Mikaela Ishaka, który w tej sytuacji spalił akcję. Pierwszy Szwed po otrzymaniu podania powinien od razu uderzyć, a tym bardziej mając piłkę na swojej lepszej lewej nodze. Nie zrobił tego, nie trafił na 2:1, wolał podać, po jego zagraniu był spalony, nie było gola i tak naprawdę od tego momentu wszystko się posypało.

null

null ROZCZAROWUJĄCE MINUTY

Nie wiadomo, dlaczego Lech Poznań po utracie gola znowu przestał grać? W Kielcach było tak samo i wtedy długo trwało zanim Kolejorz wrócił do gry. Dziś od 32 minuty do końca pierwszej połowy jakoś nie mogliśmy złapać rytmu, Motor przez 5 minut przeważał, w 39 minucie oddał nawet 2 celny strzał w tym meczu. Lech miał wtedy problem z wygrywaniem starć w środku pola, pod tym względem nie było widać, kto miał pełny mikrocykl treningowy, a kto od 22 września grał co 3 dni, nie funkcjonował pressing, odbiór piłki, źle wyglądali nasi boczni obrońcy. Do 27 minuty Lech Poznań jeszcze jakoś wyglądał, później było tylko gorzej, Motor Lublin z łatwością czytał naszą grę w ofensywie, brakowało elementu zaskoczenia, optycznie źle to wyglądało i statystycznie tak samo. Zwykle Lech Poznań jest lepszy w pierwszych odsłonach i to wtedy strzelamy więcej goli, które później przekładały się na punkty.

null

null BEZ KONTROLI NAD RYWALEM I BEZ POMYSŁU Z PRZODU

Lech Poznań wyszedł na drugą połowę rozkojarzony, już na początku drugiej części Motor Lublin przeprowadził groźną akcję prawą stroną, w 49 minucie mogliśmy odpowiedzieć, gdy miękko zacentrował Dino Hotić, lecz nikt nie doszedł do tej piłki. Niedługo potem w 54 minucie brak zdecydowania na prawej stronie Joela Pereiry, a także spóźniony powrót do defensywy wspomnianego Hoticia doprowadził do sytuacji, w której pod bramką pogubili się pozostali defensorzy i pozwolili oddać strzał Mrazowi, którego ze względu na siłę oraz odległość nie mógł wybronić Bartosz Mrozek. Lech Poznań w tej, ale także w paru innych sytuacjach nie miał kontroli nad boiskowymi poczynaniami rywala, ponieważ grał zbyt wysoko, obrońcy byli źle ustawieni, w dodatku błędy np. Alexa Douglasa czy Joela Pereiry pozwalały na kolejne kontry, które przeważnie kończyły się strzałami. Jednocześnie z przodu Lech Poznań nie miał pomysłu, Motor Lublin grał czujnie, był blisko siebie ustawiony, wrzutki wrzucane na aferę padały łupem Rosy, a groźnych strzałów właściwie nie było. Atak pozycyjny w wykonaniu Lecha Poznań był typowym biciem głową w mur, nie było pomysłu, jak rozmontować obronę przeciwnika, przez co pojawiało się wiele bezsensownych dośrodkowań jak dawniej za Johna van den Broma czy za Mariusza Rumaka.

null

null JAK MOŻNA BYŁO PRZEGRAĆ TAKI MECZ?

Jak można było przegrać taki mecz?! Jak można było przegrać mecz z Motorem Lublin, który grał 22, 25, 28 września i jeszcze 2 października?! Beniaminek miał w nogach grę co 3-4 dni, przy Bułgarskiej zaprezentował się bez swojego podstawowego bramkarza, po wizycie w Skierniewicach wrócił do siebie i znowu jechał do Poznania, gdzie fizycznie dał sobie radę pokonując podczas 90 minut ponad 122 kilometry! Ponadto zaledwie 31-letni trener Motoru (rocznik 1993) wyjaśnił nas taktycznie, skopiował zaprezentowany przy Bułgarskiej styl Śląska Wrocław co przy naszych sobotnich problemach z pressingiem, wygrywaniem starć w środkowej strefie boiska czy z odbiorem piłki zakończyło się boleśnie. Statystyki tego meczu są mylące, bowiem 72% posiadania piłki i 24 strzały nie przełożyły się na wiele konkretów, a zwłaszcza w sytuacji, w której zaledwie 3 uderzenia były celne. Lech Poznań już od 3 spotkań grał gorzej, miał dołek w grze, teraz ten dołek się pogłębił, lider Ekstraklasy nie miał prawa przegrać meczu u siebie, z takim rywalem i w sytuacji, w której do tego spotkania przygotowywał się w zupełnie inny sposób od jeszcze osłabionego Motoru Lublin. Lech Poznań nie poniósł wczoraj zwykłej porażki, Lech Poznań wczoraj skompromitował się, był to kolejny smutny mecz w 2024 roku podobny do tego z Ruchem Chorzów, Puszczą Niepołomice czy z Koroną Kielce w maju.

null

null BUDZIMY SIĘ Z RĘKĄ W NOCNIKU

Tydzień temu trener Korony Kielce, Jacek Zieliński mówił o tym, że jego zespół „obudził się z palcem w nocniku”. My możemy mówić o obudzeniu się nawet z całą ręką w nocniku. W ciągu kilkunastu dni Lech Poznań odpadł z Pucharu Polski, zaczął grać dużo gorzej, nawet podobnie jak wiosną za Mariusza Rumaka, tuż przed przerwą na kadrę przegrał u siebie z Motorem Lublin i roztrwonił przewagę nad wiceliderem, który już nas dogonił. Dwa oczka przewagi po wcześniejszych 6 kolejnych wygranych to żadna przewaga, Kolejorz wszystko to, co zbudował w sierpniu czy w meczu z Jagiellonią 5:0, zdołał już zaprzepaścić, roztrwonić, wróciliśmy tak naprawdę do początku naszej drogi. Co dalej? Nic. Sześciu podstawowych piłkarzy wyjeżdża teraz na kadrę, potem trzeba jechać do Krakowa na mecz z Cracovią, z którą nie wygraliśmy na wyjeździe od paru lat, a nudny październik zakończymy domowym spotkaniem z Radomiakiem Radom. Jeśli chodzi o emocje, to za bardzo nie ma się czym emocjonować, czym żyć, nie ma na co się nakręcać, długie dwa tygodnie październikowej przerwy na obozy reprezentacji narodowych uśpią wielu kibiców, którzy wczoraj dostali przysłowiową „mokrą szmatą” w twarz. Boli? Był czas przywyknąć, choć na pewno szkoda, że wszyscy dostaliśmy ten cios w najmniej oczekiwanym momencie. Taka jest niestety specyfika Lecha Poznań, nasz klub słynie z zaskakiwania, dlatego starszych, najwytrwalszych kibiców coś takiego nie powinno już dziwić.

null

null Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat)

18 komentarzy

  1. kajman pisze:

    Nasi trenerzy muszą zaakceptować że tak przeciwko nam będą grały drużyny ligowe.Od lat problemem Lecha jest gra przeciwko ośmiu obrońcom a tak wczoraj to wyglądało. Bez szybkiego rozegrania piłki w polu rywala będą męki w lidze. Przy takiej obronie wrzutki że skrzydeł są bez szans. Zgoda z Fredziem że własny stadion powinien być atutem, a tu murawa była tragiczna co bez dwóch zdań obarcza włodarzy klubu i udawadnia tumiwisizm wśród pracowników Lecha. Niestety przez porażkę wyszliśmy ze strefy komfortu i nie ma miejsca już na wpadki. Mistrzostwa nie przegrywa się porażkami w Wawie czy Szczecinie ale gubieniem punktów z takimi ogórkami jak Motor i to na własnym stadionie.

  2. Reyvan pisze:

    Poprawcie błąd w tekście, napisaliście o powrocie Motoru w kwestii dystansu o 122 kilometrach. A zdaje się powinno być tam sporo więcej;)

    Mój 6 wniosek jest taki że nie należy robić z tej porażki dramatu – choć jest zaskakująca. Pisałem w komentarzu w cyklu Pyry z gzikiem, że porażka się pewnie zdarzy i należy ją przyjąć ze spokojem. I oby eten spokój pozwolił sztabowi szkoleniowemu na wprowadzenie odpowiednich korekt.
    Paradoksalnie, jeśli mamy już jakiś mecz przegrać, to w zasadzie lepiej przegrać mecz z drużyną ze środka czy dołu tabeli, a nie bezpośrednimi rywalami z czołówki. Z którymi przyjdzie pewnie walczyć w tym roku o MP. Póki co tutaj jesteśmy albo do przodu, albo na równo. Bo Jagiellonia już zebrała swoje, Pogoń też, z Rakowem wywieźliśmy wyjazdowy remis. Teraz trzeba faktycznie przygotować się na Cracovię, i Legię.

    Koniec jednej serii bez ligowej porażki, pora zacząć następną serię bez ligowej porażki, zaraz po kadrze.

    • olos777 pisze:

      Problemem nie jest sama porażka,tylko styl w jakim do tego doszło.Od trzech tygodni zespół gra coraz gorzej,już nawet nie ma pressingu,taki Hotic już jest gwiazdą i nie musi dymać w obronie. Jedno wejście w nogi Sousy i kolesia nie ma pół roku,bo mentalnie się rozsypał w Kielcach.Perejra nie gra totalnie nic,taki syf ,że powinien wczoraj dostać wędkę już po 30 min.Cała drużyna rozpadła się mentalnie w meczu z Resovią. Serio tego nie widzisz? W drużynie jest może jeden,góra dwóch gości z jajami,ale to nie koszykówka 3×3,tylko 11×11.Tej drużynie bardziej niż mikrocykl jest potrzebny PSYCHOLOG i to na wczoraj.Oni mogą tego nie dźwignąć i nie ważne kto by ich trenował-Fred,Ferguson,czy Pep. Ci piłkarze grają w Lechu bo są zbyt słabi technicznie,lub w wielu przypadkach właśnie mentalnie do gry na wysokim poziomie,gdzie obciążenia psychiczne są nieporównywalnie większe.Widać to wyraźnie po tym,jak nasze primadonny obraziły się na kibiców.Mentalność ośmiolatka.

      • Reyvan pisze:

        A w jakim konkretnie stylu doszło do tej porażki? Coś nowego zobaczyliśmy, od tego co już wielokrotnie przy Bułgarskiej widzieliśmy? Normalka Lech grał atakował strzelał, głównie niecelnie, ale dwa razy obciął się w obronie, i musiał gonić wynik – i go tak jak wiele razy wcześniej nie dogonił.
        Obrona wczoraj nie tylko dała ciała defensywnie, ale faktycznie taki Pereira nie miał zupełnie swojego dnia, i dośrodkowania które mu zwyczajnie wychodziły, teraz już nie wychodziły.
        Sousa się mentalnie rozsypał w Kielcach, a kto wczoraj asystował przy bramce Ishaka?
        To nie wina Sousy że po strzeleniu gola, przyszło rozluźnienie. I zamiast na chwilę grę uspokoić, to dał sobie Lech gola strzelić.
        Gdyby drużyna się mentalnie rozpadła to już w Kielcach byłby łomot, a Lech się dwa razy w Kielcach podniósł. Owszem po przebłysku indywidualnym Walemarka ale jednak.
        Także na spokojnie i bez paniki, owszem jest okres gorszych spotkań, z których jednak w lidze wygraliśmy 2 z 3 a kompromitacja dotyczyła PP. Teraz idzie przerwa reprezentacyjna i jest czas żeby z niektórymi zawodnikami popracować. Szczególnie niektórymi rezerwowymi. Bo wyraźnie odstają. Sztab szkoleniowy też będzie miał czas żeby przemyśleć swoje niektóre decyzje i wykonać odpowiednie korekty.

      • olos777 pisze:

        Osobiście widzę to trochę inaczej.W Kielcach to dzień konia miał Walemark,bo bardziej pachniało tam 3-3 niż 2-3.To nie drużyna cała się podniosła,tylko jeden koleś zrobił wynik.Lech nie biorąc pod uwagę przy transferach sfery mentalnej piłkarzy będzie skazany na takie mecze,w których 90% składu nie dźwiga odpowiedzialności.Jeżeli większość piłkarzy to miękkie fajeczki ,to dwóch facetów z jajami ich nie podniesie.Jeżeli proporcje byłyby odwrotne,to wynik też byłby inny.Wiem co mówie,bo sam przez wiele lat uprawiałem sport zespołowy i wiem jak ważny jest mental i jak można „ponieść” do góry kogoś słabszego i jak zespół złożony z naprawdę dobrych zawodników może nagle stanąć mówiąc żargonem.Wszystko zaczyna się i kończy w głowie!

  3. Mazdamundi pisze:

    Dwa punkty przewagi to żadna przewaga.
    Pięć punktów przewagi na tym etapie to również żadna przewaga.
    Wszystko można stracić w tydzień czy dwa tygodnie, lecz tak samo można to odzyskać na koniec sezonu – pamiętam jaka była przewaga nad resztą na początku 2022 roku, jak szybko została roztrwoniona i z jaką przewagą skończyliśmy sezon.
    Za nami dopiero jedna trzecia rozgrywek, zaczyna się październik, wyścig o mistrzostwo wchodzi w decydującą fazę w kwietniu, a mistrzostwo przyznawane jest w maju. Dlatego dla wszystkich kibiców miotających się od ściany do ściany już na tak wczesnym etapie zaleca się pół kilo lodu na łeb i czekać na następne mecze, bo głowa jeszcze nie raz w czasie tego sezonu zaboli.

    • sorel pisze:

      Owszem, często zbyt gwałtowne i pochopne formułujemy sądy, ale kibicowanie to przede wszystkim sprawa emocji. Nie pocieszałbym się jednak w taki sposób jak Ty, bo przecież symptomy słabości widać w Kolejorzu już od meczu z kiepskimi, a od tego czasu zawodnicy zafundowali nam już dwie brudne, mokre szmaty. Ewidentnie widać, że taktyka trenera jest zbyt wymagająca dla zawodników (chodzi o wysoką grę obrońców, którą rozczytano szybko). Na jeden szczegół zwrócę uwagę. Redakcja napisała, że nieuznany gol Ishaka (k… on nie potrafi trzymać linii spalonego) rozpoczął upadek naszej gry. K…! Nie wytrzymam. Czy te panienki są tak wrażliwe, że załamują się w takiej sytuacji. Przecież to jest kpina. Było ponad 60 minut do końca meczu, ale nie, oczywiście zabrakło jaj i chłodnej głowy. Z taką psychiką daleko nie zajedziemy! Dixi!

      • olos777 pisze:

        Od lat piszę,że problemem jest jest sfera mentalna kolejnych piłkarzy.Może jest zajebisty na treningach,robi wszystko z piłką,ale przychodzi mecz,adrenalina,kibice na trybunach i kolejny kalafior spala się w szatni.Wystarczy jedno złe zagranie,jeden pomruk z trybun , jeden gwizd i kolejna gwiazda treningów ma powiązane nogi ze strachu. Dlatego „wielkie” gwiazdy sportu muszą mieć,albo wrodzony „giga” mental,albo muszą mieć pomoc specjalistów.Bez tego nie dasz rady nawet na poziomie takim jak nasza e-klapa.Widać to wyraźnie po Falbanie.Takim doskonałym przykładem jest Marchwiński,kórego zdefiniował szkoleniowiec we Włoszech-mentalne dziecko w ciele mężczyzny!

      • Mazdamundi pisze:

        Nie zgadzam się ze zdaniem trenera Marchewy – jego sylwetka też jest dość chłopięca.

  4. Ostu pisze:

    No to jedziemy z tymi wnioskami bo są one ciągnione z zeszłego tygodnia, a skoro tak to znaczy, że były prawdziwe i trafne…
    1. Pisałem wtedy, że o ile nas nie rozczytali w środku pola to od kilku meczy wszystkie drużyny grają – ze względu na naszą wysoką grę – za plecy naszych obrońców a to wymaga wyjątkowej uwaznosci i ogarniętych doświadczonych obrońców – wprawdzie Salamon jest doświadczony i ogarnięty ale jest zdecydowanie za wolny…
    2. Pytałem kiedyś, czy SSO się znowu udało gdy zaczął zatrudniać odpady z niższych lig…
    No więc teraz wiemy że nie bo taki Falbana nie ma prawa – ze swoimi umiejętnościami technicznymi i taktycznymi grać w Lechu ani tym bardziej wychodzić na mecz gdy trzeba gonić wynik…
    Zresztą Falbana jest tylko markerem bo dotyczy to kilku innych zawodników…
    3. Pytałem, czy wystarczy zatrudnić ogarniętego trenera by odnieść sukces w tey lidze a teraz wiemy, że NIE bowiem gdy już się nyskiego znajdzie to trzeba dać mu narzędzia do tego co chcielibyśmy grać a transfery – gdy wypala 1 na 6 – to naprawdę nie jest sukcesm DS oraz SSO i nie ma się czy chwalić…
    4. Styl – dominujący we współczesnej piłce charakteryzujący się wysoką intensywnością weryfikuje nasze „gwiazdy” i pokazuje wyraźnie, że nie stać nas na taką intensywność nawet na jednym froncie a biorąc pod uwagę bardzo słaby mental to gdy trzeba dać z wątroby to wszystko się sypie…
    Bo kluczowa jest DETERMINACJA…
    5. A czego się spodziewał SSO gdy wywalał ludzi od „trawnika” , który jest dosyć kluczowy jakby na to nie patrzeć… Postanowił przyoszczedzic jak zresztą na wszystkich i wszystkim…
    Teraz jak zwykle uwaga natury ogólnej – w związku z przedstawionym Ostatnio raportem finansowym pragnę napisać wprost – widmo oszczędzania na wszystkim będzie unosić się nad Lechem cały czas i ryzyka w kwestii ewentualnych – aczkolwiek koniecznych – wzmocnień Zimą nie należy się spodziewać…

    • olos777 pisze:

      Nie mam złudzeń co do Lecha i Phiotrusia.Pisaliśmy,piszemy i będziemy pisać,bo każdy kto ma oczy widzi, że Lech to nie klub sportowy,tylko korporacja, którą rządzi „nieomylny” upośledzony syn swojego ojca. Na każdym kroku bylejakość , byle do jutra ,byle sprzedać gówniarza i kolejny rok jakoś przepchnąć do przodu. Lech dzisiaj wygląda tak jak jego murawa. Gdzieś jest kępka, a gdzieś jej nie ma. Dokładnie jak z pierwszą drużyną . Gdzieś jest piłkarz ,a gdzieś jest atrapa-piach i nad wszystkim unosi się zapach stęchlizny-bylejakości!
      Nie będzie transferów zimą ,bo przecież parę lat temu nam wyjaśniono,że nikogo sensownego nie da się sprowadzić.Mam podpowiedź dla Phiotrusia.Poszukajcie w 4 lidze Norwegii,lub 5 Islandii.Na bank kogoś wygrzebiecie ze śmietnika piłkarskiej Europy.

      • olos777 pisze:

        Aaaaaa i jeszcze dajcie takiemu ananaskowi kontrakt 8+5,a co tam.Kto zabroni biednemu żyć bogato?

  5. sorel pisze:

    do: olos777 W pełni się zgadzam z Twoimi opiniami o sferze mentalnej oraz jej słabości u naszych zawodników. W zdecydowanej większości są to miękkie fajki, w takim znaczeniu, że jedno niepowodzenie natychmiast powoduje mokre majty. Przykład z Marchewą wzorcowy. To dziecko, w najlepszym razie nastolatek w ciele mężczyzny. A takich „nastolatków” jest u nas niestety wielu, dość spojrzeć, jak graliśmy po golu dla Korony tydzień temu albo po nieuznanym golu dla nas wczoraj… Z taką psychiką nic nie osiągniemy.

    • olos777 pisze:

      @sorel-taki stan rzeczy jest od kilkunastu sezonów.Dlaczego Lech Smudy był,jaki był? Bo była to DRUŻYNA z wielkimi jajami.Może nie wszyscy byli wyszkoleni jak Galacticos,ale mieli wielkie kule i ogromne serce do walki. Dla nich mecz zaczynał się dopiero w 80 min,dla dzisiejszych fajek kończy się w 35 po trylionie wrzutek do nikogo i jednym gongu.Lech Sudy rozszarpałby te miernoty na kawałki.

  6. jerry21 pisze:

    1. Trochę lodu na rozpalone głowy.
    Nie miotajmy się od ściany do ściany! Ani Lech nie był dotąd tak mocny ani po tej porażce nie jest taki słaby jak niektórzy piszą.
    Podobnie Frederiksen najpierw wychwalany jak cudotwórca a teraz niektórzy każą mu się powoli pakować.
    2. Spójrzmy trochę szerzej na sprawę. Gdzie byliśmy w maju/czerwcu a gdzie jesteśmy teraz? No chyba jest różnica.
    Wiem Lech i Frederiksen rozbudzili apetyty ale zachowajmy jakiś umiar.
    Trener nasz to nie jakiś mag, tak krawiec kraje jak mu materiału staje.
    3. Uważam, że Frederiksen zrobił już dużo. Poskładał szybko zlepek piłkarzy, których dostał po Rumaku.
    Przecież to była ruina! Odbudował zespół mentalnie i fizycznie.
    A przecież sprzedano mu Velde, Marchwińskiego, potem Karlstroma.
    A kogo kupiono? Piłkarzy na dorobku i do odbudowy. Tylko Douglas to wzmocnienie. Ale to też młody i niedoświadczony gracz. Jednak transfer trafiony.
    Odbudował Milica, Souse, Pereire.
    Ale nie oczekujmy od razu cudów.
    4. Kolejorz jest w dołku, jednak można było się tego spodziewać.
    To nie jest zespół kompletny, który będzie wszystko wygrywał!
    Kadrowo patrząc to zespół nawet gorszy od tego, który mieli Brom czy Rumak. To zespół młody! I dlatego będą wpadki i dołki. Co niektórzy już kreowali Lecha na mistrza. Nie tak szybko. Kadra nie jest tak mocna.
    Stać nas na walkę o podium, ale czy o coś więcej? Bez wzmocnień zimą?
    Może być trudno…
    5. Mamy teraz dwa tygodnie na spokojną pracę. Trzeba znaleźć nowe rozwiązania, pomysły bo inne zespoły już nas rozpracowaly.
    Frederiksen musi szukać nowych wariantów gry, innych ustawień.
    Jest problem na pewno.
    Pereira znów przypomina tego z wiosny niestety.
    Gurgul to młody chłopak z talentem, ale będzie jeszcze popełniał błędy, wciąż brak mu doświadczenia.
    Liczę, że Walemark będzie coraz lepszy. Może dać szansę od początku Gholizadehowi? Uważam, że doświadczenie Salamona też się przyda. Czas na spokojną pracę. Wciąż jesteśmy liderem. Pamiętajmy gdzie byliśmy w maju.

  7. Spokojna Woda pisze:

    Lech zagrał najsłabsze spotkanie ligowe w tym sezonie. Akurat przerwanie serii przypadło na mecz z beniaminkiem. Trudno. Nie ma mistrza, który wygrywa wszystko w sezonie.

    Co do rzekomego kryzysu, to powiem tak: jeżeli zespół, który (ponoć) jest w nim od czterech meczów, wygrywa dwa z nich (jeden do zera, a drugi wychodząc ze stanu 1:2) i jest nadal liderem tabeli, to ja poproszę taki kryzys. Jeden klub z Kiblowej zdobył wiele mistrzostw, bo potrafił zwyciężać nawet wtedy, kiedy nie szło. Teraz taki moment jest w Lechu, ale pytanie, jak zespół na niego zareaguje po przerwie na kadrę?

  8. Jakub80 pisze:

    Póki co nie jesteśmy zespołem pokroju Realu Madryt czy Barcelony, który rok w rok dominuje ligę i leje wszystko co ma na swojej drodze. Porażka boli o tyle, że zdarzyła się w domu i z zespołem dużo słabszym. Niemniej jednak jest to wpisame w ten sport. Tą porażkę odbieram jako sygnał dla zespołu, trenera, że przed nami długa droga ,nikt się nie położy i odda chociaż jeden punkt. Jedyne co się rzuca w oczy od początku tego sezonu i w sumie poprzedniego również to nie mamy drugiego klasowego napastnika. Widzę Kallmana w tej roli. Uważam, że dałby radę w Lechu .

Dodaj komentarz