Analiza meczu z Zagłębiem + statystyki

pilkaW niedzielnym meczu z Zagłębiem Lubin, piłkarze Lecha Poznań rozegrali trochę inne od siebie połowy. Pierwszą z polotem, a drugą ze spokojem. Wygrali jednak obie części i byli lepsi także w statystykach.


Dwa dni po spotkaniu Kolejorza z drużyną Pavla Hapala nadszedł czas na tradycyjną, pomeczową analizę gry Lecha Poznań w konfrontacji z Zagłębiem Lubin.

Obrona

W niedzielę przez rodzinną tragedię Luisa Henriqueza trener Kolejorza, Mariusz Rumak był zmuszony poszukać w dniu meczu zawodnika, który załatałby dziurę w obronie. Ostatecznie szkoleniowiec Lecha nie postawił na młodość, czyli na Tomasza Kędziorę, a na doświadczonego Ivana Djurdjevicia. Serb zajął miejsce w środku, zaś Hubert Wołąkiewicz załatał dziurę na lewej flance defensywy. W Lechu było dwóch lewonożnych stoperów i do tego prawonożny lewy obrońca, zatem można było mieć obawy do tego jak to będzie wyglądało. Ostatecznie było nieźle, gdyż Serb dał radę na stoperze podobnie jak „Żaba” na lewej stronie. W Zagłębiu bardzo często stronami zamieniali się Szymon Pawłowski i Adrian Błąd, jednak kontry tej dwójki nie były jakimś specjalnym zagrożeniem. Co prawda goście oddali 10 strzałów, ale tylko na samym początku meczu gdy jeden z „Miedziowych” trafił w nogi Jasmina Buricia drużyna Zagłębia postraszyła „niebiesko-białych”. To plus dla obrony, która znów stanęła na wysokości zadania. Na uwagę zasługują również bardzo dobre ofensywne wejścia Kebby Ceesaya kończone niezłymi wrzutkami. W niedzielę rzadziej do przodu zapędzał się za to Hubert Wołąkiewicz.

Pomoc

Druga linia przedwczoraj znów pokazała siłę. Zagłębie wyszło na mecz z pięcioma pomocnikami, jednak zwłaszcza w pierwszej połowie to pomoc Lecha zdecydowanie dominowała. Pierwsze minuty były jeszcze niemrawe, ale po stracie gola druga linia poznańskiej drużyny od razu ruszyła do przodu. Bardzo aktywna była dwójka defensywnych pomocników, czyli Rafał Murawski i Łukasz Tralka biorący się często za rozgrywanie. Uzupełniał ich Kasper Hamalainen, który miał spory udział przy pierwszym zdobytym golu (efektywnie przepuścił piłkę) oraz sam strzelił drugą bramkę. Ogółem niedzielny mecz był dość specyficzny. Zwykle ataki Lecha sunęły skrzydłami, lecz przedwczorajsze spotkanie w pierwszej części było zupełnie inne. Oba gole dla Kolejorza padły bowiem ze środka boiska po niezłym rozegraniu piłki (kolejny dowód na to, że z atakiem pozycyjnym nie ma już problemu). Natomiast po zmianie stron i także zawodników gra drugiej linii nie wyglądała już tak dobrze, ale można było odnieść wrażenie, że pomocnicy mają pełną kontrolę. Nie do końca chyba wypaliło jednak ustawienie skrzydeł po wejściu w 59. minucie gry Mateusza Możdżenia. Wtedy Gergo Lovrencsics przeszedł na lewą stronę, zaś jego miejsce na prawym skrzydle zajął Mateusz Możdżeń schodzący później bardzo często do środka. Tą samą rolę co Kasper Hamalainen pełnił za to Piotr Reiss, który grał jako ofensywny pomocnik. Ogółem pomoc Lecha rozegrała w niedzielę dwie, trochę inne od siebie połowy zostawiając po sobie bardzo dobre wrażenie w pierwszej części. Należy też zaznaczyć, że trzeci gol w tym meczu też padł po uderzeniu ze środka, choć tym razem podanie było ze skrzydła. Zdobyte bramki w niedzielę z pewnością były specyficzne.

Atak

Znów na szpicy wyszedł Bartosz Ślusarski, który wyjątkowo często cofał się do drugiej linii po piłkę. Momentami brał się nawet za rozgrywanie, a wtedy w pierwszej połowie do ataku przechodził ze skrzydła Vojo Ubiparip. Wydaje się jednak, że „Ślusarz” zdecydowanie za często cofał się do drugiej linii, choć z drugiej strony przez to defensorzy Zagłębia mieli problem z kryciem i na siłę byli wyciągani ze swojego pola karnego. O dziwnym ustawieniu 32-latka na boisku świadczył też pierwszy gol. Zdobył go skrzydłowy Gergo Lovrencsics, który znalazł się wówczas na pozycji Bartosza Ślusarskiego. Tak naprawdę pierwsza połowa w kwestii ustawienia dwóch skrzydłowych i wysuniętego napastnika była bardzo dziwna. Trochę inaczej wyglądało to po wejściu na plac gry w 59. minucie Łukasza Teodorczyka. „Teo” częściej niż „Ślusarz” czekał na piłkę z przodu, ale za to więcej schodził na skrzydła.

Ogólne wrażenie

Lech źle wszedł w ten mecz, bo pozwolił Zagłębiu na zbyt ofensywną grą, która skończyła się golem w 6. minucie. Na szczęście goście szybko zostali zaskoczeni i to dzięki drugiej linii, która grała szybko, po ziemi i miała pomysł jak sforsować obronę lubinian. Wydawało się, że goście są trochę zaskoczeni zdecydowaną grą lechitów po stracie gola. Kolejorz szybko zepchnął wówczas lubinian do defensywny, a zwłaszcza środkowi pomocnicy rywala zostawiali poznaniakom wiele miejsca. Ci to wykorzystali i dość szybko odrobili straty, a później wyszli na prowadzenie. Można było odnieść wrażenie, że po golu na 2:1 z gości zeszło powietrze, bo nagle kompletnie przestali grać. Gospodarze natomiast ze spokojem prowadzili swoje ataki i tak było do końca pierwszej połowy. Druga część była już inna. Od samego początku przez około 20 minut stroną przeważającą byli podopieczni Pavla Hapala. Grali oni piłką, zaś Kolejorz ze spokojem czekał na swoją szansę. Nie był to zbyt dobry okres dla Lecha, który obudził się dopiero w 67. minucie za sprawą… fatalnego strzału Mateusza Możdżenia. Niemniej jednak wtedy znów mecz się wyrównał, ponieważ gracze Mariusza Rumaka nadal mieli kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami, aczkolwiek częściej gościli na połowie rywala niż w okresie od 46 do 67 minuty. Efektem tego był gol w 87. minucie, który definitywnie zakończył mecz. Lech rozegrał w niedzielę dwie różne połowy, choć ta druga nie była jakoś diametralnie słaba. Wtedy poznaniacy również kontrolowali grę lubinian i nie pozwalali gościom na zbyt wiele. Co z tego, że Zagłębie miało piłkę skoro w drugiej odsłonie oddało jeden strzał z groźnej pozycji, ale obrońca, Csaba Horvath, który nieoczekiwanie znalazł się z przodu fatalnie przestrzelił. Niedzielny mecz był dziwnym meczem w którym obie drużyny w różnych okresach spotkania miały mniejsze lub większe zrywy i w którym zawodnicy obu ekip bardzo często byli dziwnie ustawieni na murawie.

Składy

1-4-2-3-1

Burić – Ceesay, Kamiński, Djurdjević, Wołąkiewicz – Trałka, Murawski – Lovrencsics, Hamalainen (77.Reiss), Ubiparip (59.Możdżeń) – Ślusarski (59.Teodorczyk).

1-4-5-1

Gliwa – Vidanov, Rymaniak (46.Horvath), Tunchev, Cotra – Błąd (73.Abwo), Bilek, Rakowski (46.Hanzel), Jeż, Pawłowski – Papadopulos.

Statystyki meczu Lech Poznań – Zagłębie Lubin:

Bramki: 3 – 1
Strzały: 16 – 10
Strzały celne: 7 – 3
Strzały niecelne: 9 – 7
Faule: 13 – 11
Żółte kartki: 3 – 2
Czerwone kartki: 0 – 0
Rzuty rożne: 4 – 5
Zmiany: 3 – 3
Spalone: 1 – 0
Liczba zawodników w kadrze meczowej: 18 – 18

> Analizy, statystyki i oceny spotkań Lecha Poznań

Źródło: inf. własna
Fot: KKSLECH.com

>> Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat) <<


2 komentarze

  1. tomasz1973 pisze:

    No ,ja sie z Wami z tą kontrolą w II połowie nie do końca zgodzę.Owszem ,może Lubin nie miał groźnych strzałów ,a tylko wtedy można zdobyć bramkę,ale czasami drżałem,czy do końca dowieziemy 3 pkt.Szczególnie,gdy nasza prawa często była odkryta,bo Możdżeń zamiast pomagać Kebabowi ,biegał ,bezproduktywnie w środku,tracąc często i nie wracając do asekuracji.

  2. kks janek pisze:

    2 połowa słaba, powinni w każdym meczu grać jak z Piatem, tam w defensywie graliśmy idealnie, wgl nam nie zagrozili.