Felieton kibica: Zamki na piasku

Wszystkim internautom KKSLECH.com przypominamy o możliwości wyrażania swojego zdania nie tylko w „Śmietniku kibica” czy w komentarzach do newsów. Jednocząc na tej witrynie kibiców Lecha Poznań dajemy możliwości wygłaszania swoich opinii na stronie głównej witryny. Cykl „Twoim zdaniem” jest stworzony do tego, aby każda osoba chcąca dotrzeć ze swoją opinią do innych kibiców Kolejorza bez trudu mogła to zrobić.



W każdym tygodniu czekamy na Wasze najlepsze oraz najciekawsze teksty, które mogą pojawić się na łamach KKSLECH.com. Każdy z kibiców, który umie pisać, chce to robić i ma coś ciekawego do przekazania innym kibicom Lecha Poznań w sposób obszerny i ciekawy (także kontrowersyjnego) ma drogę otwartą do tego, by jego tekst na tematy sportowe przeczytało nawet kilkanaście tysięcy ludzi. Czasem nie trzeba dodawać wpisu na przysłowie pół strony w „Śmietniku Kibica” bądź w newsach. Czasem wystarczy jeszcze trochę rozwinąć swoją myśl, odpowiednio ją zredagować i przesłać do nas w formie dowolnego tekstu. Dziś publikujemy jeden z nadesłanych artykułów przez kibica.

Zamki na piasku

Za napisanie niniejszego tekstu zabierałem się już kilka tygodni, ale jak to w życiu bywa ciągle coś wypadało i ciężko było się pochylić nad klawiaturą. Dotychczas dość biernie uczestniczyłem w dyskusji na temat aktualnej sytuacji klubu skupiając się głównie na czytaniu publikowanych na łamach niniejszego portalu tekstów i komentarzy pod nimi. Owszem zdarzyło mi się popełnić przy okazji jeden artykuł „Okiem sceptyka”, lecz dotyczył on tylko kwestii sportowych no i opublikowano go już parę miesięcy temu. Przy okazji chciałem podziękować za ciekawe komentarze, które z uwagą i pokorą przeczytałem. Dziś jednak chciałem się skupić na kilku fundamentalnych kwestiach, które w trwającej od miesięcy (a może i lat?) dyskusji są często pomijane lub traktowane jedynie pobieżnie. Z góry uprzedzam, że nie będzie to tekst o piłkarzach, drużynie, trenerach i wynikach sportowych. Bo to co widzimy na bosku i poza nim to jak mawiał świętej pamięci Stefan Kisielewski nie kryzys, a rezultat. Nie będzie też za wiele o obecnym zarządzie, bo moim skromnym zdaniem problem tkwi jeszcze głębiej.Nie będzie to też tekst o samym Lechu Poznań, a w każdym razie nie bezpośrednio. O czym zatem będzie? Głównie o podstawach zarządzania w organizacjach, o tym jak buduje się fundamenty klubowego sukcesu i o tym jak to się robi u najlepszych. Jako punkt referencyjny obrałem Liverpool FC, uprzedzam zatem, że będzie sporo o The Reds ale tylko od strony zarządczej. Uprzedzam na wejściu, żeby nie marnować czasu osób które nie mają ochoty na zgłębianie takich tematów. Szacunek do czytelnika przede wszystkim. I zanim przejdę do zasadniczej części pragnę uprzedzić, że artykuł nie odnosi się do wydarzeń ostatniego miesiąca. Zacząłem go pisać w styczniu, skończyłem w marcu. Bywa i tak, życie. Ale jeśli na kwarantannie macie dużo wolnego czasu to może i lektura poniższych akapitów nieco go wypełni. Zapraszam.

Jeżeli sięgniecie po jakąkolwiek dobrą książkę z podstawami zarządzania napisaną przez szanowanego autora lub pod egidą szanowanej organizacji to dowiecie się, że absolutnie podstawową przesłanką funkcjonowania jakiejkolwiek organizacji, czy to komercyjnej czy niekomercyjnej, jest realizacja określonej misji. Pamiętam, że jeszcze jako student z dość dużym dystansem podchodziłem do sensowności zgłębiania pojęć typu misja czy wizja, uważając je za typowe korpo-pierdolenie nie mające większego sensu w praktyce. Piętnaście lat po ukończeniu studiów, bogatszy o wiele życiowych doświadczeń, okazało się, że nie mogłem się bardziej mylić. Misja to absolutna podstawa definiująca sens istnienia danej organizacji, jej strategię, cele, kulturę i wartości. Swoją misję ma szkoła, ma szpital, ma samorząd, mają też przedsiębiorstwa i powinny mieć kluby sportowe. Bez tego sens istnienia jakiejkolwiek organizacji jest bezprzedmiotowy. Czym zatem jest ta misja? Dość powszechnie zarówno wśród teoretyków jak i praktyków przyjmuje się, że składa się ona z czterech elementów: celowości,strategii, kultury i wartości. I idę o zakład, że w Lechu nie mają pojęcia o żadnym z tych elementów i że żadnego z ich nie przeanalizowali i nie zdefiniowali. Teraz kolejne pytanie. Dlaczego to tak ważne i dlaczego bez nakreślenia misji nasz klub będzie w permanentnym kryzysie przeplatanym chwilowymi wzlotami? Chcąc odpowiedzieć na to pytanie poświęćmy kilka zdań każdemu elementowi misji. Po pierwsze cel istnienia. Każda organizacja musi istnieć po coś. Mieć cel do realizacji dla którego ją powołano. W innym przypadku sens jej tworzenia jest żaden.

No i teraz trudne pytanie, jaki jest sens istnienia naszego klubu dziś w 2020 roku? Lub alternatywnie, jakie cele mam obecnie realizować? Pytanie postawione w jednej lub drugiej formie wydaje się banalne, bo przecież jak można kwestionować sens istnienia Lecha, którym potrafi żyć cała Wielkopolska. Klubu, który budzi w nas tyle emocji, zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych. Przecież wielu z nas poświęciło dla Lecha kawał swojego życia. Niestety ani pytanie o sens jego istnienia ani odpowiedź na to pytanie banalne nie są. Jeżeli podejdziecie do tego poważnie i dacie sobie czas na przemyślenia to gwarantuje wam, że po tygodniu albo nic mądrego nie wymyślicie albo będziecie żyli dylematami manewrując pomiędzy wykluczającymi się odpowiedziami. O ile jeszcze na początku XX wieku i wcześniej, gdy w całej Europie powstawały pierwsze kluby piłki nożnej sens ich istnienia był łatwy do sprecyzowania o tyle dziś, w świecie modern football, zdominowanym przez pieniądz i komercję już nie. Wtedy miały one dawać młodym chłopakom okazję do treningu nowej,cieszącej się rosnącą popularnością dyscypliny sportowej, a same rozgrywki były jedynie okazją do sprawdzenia swoich umiejętności. Przecież do mniej więcej do lat 50-tych football na całym świcie miał charakter amatorski lub pół-amatorski, więc i celowość istnienia klubów, które w większości powstawały jako stowarzyszenia, była dość prosta do zdefiniowania. Dziś piłka nożna to jeden wielki biznes i romantyczne ideały przełomu XIX i XX wieku odeszły do lamusa. Jaki jest zatem sens istnienia Lecha w 2020 roku i jakie cele ma on realizować? Mamy się skupić na szkoleniu młodzieży i wprowadzaniu najzdolniejszych do pierwszej drużyny? Mamy zdobywać trofea za wszelką cenę, nawet gdyby cała meczowa 18-tka miałby być bez wychowanków lub Polaków w składzie? Mamy grać co najmniej kilkoma wychowankami i podtrzymywać sportowe przywiązanie do regionu? A może mamy robić wyniki finansowe, skupiając się na sprowadzaniu utalentowanych kopaczy, ich promocji w ligowych rozgrywkach i sprzedawaniu bogatszym krewnym z zachodu Europy.To w zasadzie podstawowe dylematy jakie należy rozwiązać, chociaż pytań może być jeszcze więcej. I nie koniecznie dotyczyć one muszą tylko aspektów sportowych. Bo przecież można, a nawet trzeba zapytać czy mamy być tylko klubem piłkarskim czy może czymś więcej, na przykład elementem lokalnej tożsamości czy kultury. Czy chcemy demonstrować silne przywiązanie do regionu, czy wręcz przeciwnie chcemy z niego wyjść i być bardziej międzynarodowi i otwarci na cały świat? Powyższe pytania nie wyczerpują zapewne całości zagadnienia, jednak dość dobrze obrazują jak trudnym do zdefiniowania jest sens istnienia kluby piłkarskiego w XXI wieku. Największym problemem i zarazem trudnością jest to, że wiele celów, które z pewnością chcielibyśmy by Lech realizował, wzajemnie się wyklucza lub przynajmniej jest ze sobą w pewnym konflikcie. Pierwszy z brzegu przykład to gra wychowankami i robienie wyniku sportowego. Najnowsza historia i to nie tylko polskiego podwórka pokazuje, że cele te delikatnie mówiąc się gryzą. I niestety w całej tej zagmatwanej plątaninie alternatyw Lech powinien znaleźć sens swojej egzystencji i cele do realizacji. Jak różne drogi obierają europejskie klub pokazuje kilka poniższych przykładów.

FC Porto i Benfika w zasadzie od kilku lat skupiają się na promocji sprowadzanych hurtowo z Ameryki Południowej grajków i sprzedawaniu ich za grubą kasę do Anglii i Hiszpanii. Wynik sportowy jest tam na drugim miejscu, szczególnie ten w rozgrywkach europejskich pucharów. Manchester City to całkowite nakierowanie sił i środków na wynik sportowy, nawet kosztem milionowych nakładów i braku w składzie choćby jednego wychowanka w szeroko rozumianej pierwszej drużynie. Szczerze współczuje wszystkim juniorom trenującym w drużynach młodzieżowych tego klubu. Na przeciwnym biegunie jest z kolei Athletic Bilbao, który od lat konsekwentnie gra wyłącznie piłkarzami z baskijskim rodowodem. Sukces sportowy i finansowy nie są tam na pierwszym miejscu. Liczy się lokalna tożsamość i stawianie na graczy z regionu. Jeszcze inną drogę obrały chociażby Real Sociedad czy Sporting, które w dużej liczbie grają wychowankami w podstawowej jedenastce. Sukcesów wielu nie mają, przynajmniej w ostatnich latach, ale taki właśnie sens istnienia klubu zaakceptowali ich kibice, przynajmniej jeśli chodzi o Sociedad. Można by więcej wymieniać ale nie taki jest cel tego tekstu. Problemem jest bowiem to, że Lech sensu swojego istnienia nie odnalazł, a przynajmniej takie odnoszę wrażenie po każdej konferencji prasowej z zarządem klubu. Nie wspomnę już o tym, że dialog z kibicami, a więc najważniejszymi interesariuszami klubu, na temat klubowej tożsamości jest żaden.

Kolejnym elementem misji jest strategia, która dość powszechnie w zarządzaniu określana jest jako kierunek działania przyjęty po to by osiągnąć określone cele. No i tu zaczyna się problem, bo żeby mieć strategię, to trzeba mieć konkretnie określone cele do realizacji, które muszą być pochodną misji definiującej sens istnienia danej organizacji. Na dzień dzisiejszy, w mojej skromnej opinii, zarząd nie zdefiniował żadnych celów o charakterze strategicznym, co wynika bezpośrednio z wcześniejszych konkluzji. Najpierw mieliśmy być europejskim średniakiem (Rutkowski 2012), potem bić się co roku o mistrza i tworzyć najsilniejszą w kraju akademię (Rutkowski 2015), by następnie po sprzedaży w ciągu dwóch okienek transferowych Linettego, Bednarka, Kędziory i Kownackiego walczyć o puchary bazując na sprowadzanych wagonami zagranicznych no-name’ach. Dziś podobno wracamy do korzeni i budujemy Lecha na bazie wychowanków walcząc o górną ósemkę, choć dobrze wiemy, że to nie efekt strategii ale rezultat błędów popełnionych w przeszłości. Co poszło nie tak? Pomijając wszelkiego rodzaju uszczypliwości na jakie mógłbym sobie pozwolić, po prostu zapomniano o podstawach. Nie chcąc za bardzo przynudzać teoriami zarządzania posłużę się przykładem, który dość mocno zaświecił w ostatnich latach na futbolowej mapie Europy. Chodzi mianowicie o Liverpool FC i to co od 2-3 lat wyprawiają w lidze i pucharach. Standardowe postrzeganie sukcesu The Reds przez kibiców jest takie:zatrudnili Kloppa, sypnęli kasą na transfery i ot cała filozofia. Niestety, nic bardziej mylnego. Pomysł pod tytułem wydaj grube miliony na trenera i piłkarzy testowano wiele razy i z rzadka przynosił on pożądany efekt (vide Manchester United czy PSG). Klopp to tylko element w tej układance. Niezwykle ważny, można by nawet rzec kluczowy, ale bez podstaw nie byłoby Kloppa i tego co widać obecnie przy Anfield Road. Gdzie zatem szukać fundamentów ich sukcesu? Odpowiedź brzmi w strategii i jej realizacji.

O tym jak się zarządza klubem i myśli o jego rozwoju może posłużyć wywiad jakiego Peter Moore, aktualny CEO Liverpoolu udzielił w maju 2018 roku. Zapytany o to co jest źródłem sukcesu The Reds w ostatnich latach stwierdził, że fundamentem jest stabilna i odporna na wszelkiego rodzaju fluktuacje sytuacja finansowa klubu, a tą gwarantują przychody niezależne od wpływów ze sprzedaży graczy. Jeszcze przed objęciem stanowiska przez Moore’a klub zainwestował w 114 milionów funtów w rozbudowę trybuny Main Stand powiększając w 2016 roku pojemność stadionu o 8,5 tyś miejsc siedzących. W efekcie Liverpool zwiększył wpływy z dnia meczowego o około 1 milion funtów. Biorąc pod uwagę, że The Reds grają ponad 30 meczy domowych w sezonie to nie trudno policzyć, że inwestycja zwróciła się w zasadzie w 4 lata. Jednakże najważniejsze w tym wszystkim jest nie zwrot na inwestycji ale wygenerowanie dodatkowych przychodów, którymi można finansować działalność klubu, dając stabilne pole do działania Kloppowi i jego ludziom. Na marginesie muszę wspomnieć, że w styczniu tego roku Liverpool ogłosił kolejną rozbudowę stadionu o dodatkowe 7 tysięcy miejsc. Kolejny element to komercyjne wykorzystanie stadionu w dni nie meczowe. Klub pod kierownictwem Moore’a zainwestował w nowy typ murawy na stadionie, która pozwala organizować na płycie koncerty lub inne niż mecze piłkarskie wydarzenia bez konieczności jej wymiany po ich zakończeniu. Dzięki temu możliwe jest uzyskiwanie dodatkowych wpływów do kasy klubu bez ponoszenia specjalnych kosztów i bez zakłócania trybu rozgrywania meczy domowych. Następny element to relacje z partnerami klubu, którzy wykupują miejsca reklamowe na stadionie i na strojach meczowych piłkarzy. Zauważcie, że Moore którego słowa przytaczam, nie nazywa ich sponsorami czy reklamodawcami, ale właśnie partnerami klubu. W udzielonym wywiadzie powiedział, że większość czasu spędza właśnie na regularnych spotkaniach z nimi i to niezależnie od tego ile czasu pozostało do wygaśnięcia umowy. Z niektórymi spotyka się nawet co tydzień szczegółowo wypytując ich jak klub w ramach podpisanych umów sponsorskich może im pomóc w realizacji celów jakie sobie postawili. Tak właśnie buduje się długoterminowe relacje. Zadowolony partner, którego potrzeby są wysłuchiwane i realizowane będzie kontynuował współpracę dokładając swoją cegiełkę do portfela przychodów. W samym 2017 roku klub powiększył wpływy ze sprzedaży powierzchni reklamowych o 20 milionów funtów i podpisał 12 nowy kontraktów z takimi partnerami jak Malaysia Airlines czy Konami. Ponadto praktycznie co roku odświeżane są umowy z partnerami z którymi Liverpool już współpracuje. Na przykład umowę z Western Union odświeżono i wydłużono czas jej obowiązywania na trzy lata przed wygaśnięciem starej umowy. Do tego wszystkiego dochodzą astronomiczne wpływy z umów sprzedaży praw telewizyjnych. Jeżeli ktoś pyta o źródła sukcesu drużyny Kloppa to oprócz samego szkoleniowca, jego sztabu, ludzi w klubie i piłkarzy, to ich matką jest właśnie sumiennie wypracowywana stabilna pozycja finansowa. No i teraz pytanie. Czy ktoś jeszcze oprócz mnie widzi pewien kontrast w stosunku do tego co oferuje nam duet Klimczak – Rutkowski? Nie chodzi mi o skale działania, o nazwy firm które są poza naszym zasięgiem, czy o ligę, w której grają ale właśnie o podejście. O patrzenie na klub z perspektywy biznesowej, o tworzenie stabilnej sytuacji finansowej, bo tylko w takich warunkach ludzie w pionach zarządczych, sztab trenerski, piłkarze i akademia mogą spokojnie pracować. Bez tego nie byłoby w Liverpoolu Virgila van Dijka (75 milionów funtów), Naby’ego Keity (75 milionów euro) czy Alissona Beckera (70 mln euro). Bo sprzedaż Coutinho do Barcelony owszem mogła pomóc kupić tych piłkarzy ale z pewnością nie sfinansuje ich pensji przez najbliższych kilka lat. Roczna kwota wydana na płace pierwszego zespołu LFC wyniosła w 2019 roku ponad 109 mln funtów. Nie wspomnę o tym, że właśnie ukończono budowę nowego centrum szkoleniowego w Kirkby za 50 milionów funtów.Teraz pytanie, jak to wszystko udało się osiągnąć w tak krótkim czasie? Przecież jeszcze kilka lat temu Liverpool FC kończył ligę na ósmym miejscu, tracił w sezonie 50 bramek i był poza orbitą zainteresowania przeciętnego kibica ekscytującego się ligą mistrzów z piwem w ręku. Odpowiedź tkwi w fundamentalnym czynniku stojącym za sukcesem każdej strategii, a mianowicie relacjach z kluczowymi interesariuszami (ang. stakeholders), a więc w tym wypadku kibicami. Nawet najlepszy plan rozwoju nie może zakończyć się sukcesem jeżeli nie jest akceptowany przez tzw. stakeholdersów, a więc osoby i podmioty które mają wpływ na daną organizację,lub które pozostają pod jej wpływem. Nie chcąc zanudzać czytelników szczegółami macierzy Mendelow’a, która szczegółowo definiuje rodzaje interesariuszy i postawy jakie względem nich należy przyjmować, napiszę tylko krótko, że najważniejsi są ci którzy mają dużą siłę oddziaływania na organizację i duży poziom zainteresowania tym co się w organizacji dzieje. Wypisz, wymaluj kibice. Bez nich nie ma przychodów z dnia meczowego, nie ma partnerów chcących się reklamować, nie ma zainteresowanie mediów i przychodów ze sprzedaży praw telewizyjnych, nie ma zainteresowania dobrych graczy, ani pozytywnego postrzegania przez lokalną społeczność (miasto/region). Wiedzą to zarządzający największymi klubami piłkarskimi, a nawet moi studenci (chyba…). Pytanie, czemu zarząd Lecha robi wszystko by zrazić do siebie i klubu nawet najbardziej zagorzałych fanów? Bez dbania o kluczowych stakeholdersów żadna, i to dosłownie żadna organizacja nie ma prawa odnieść sukcesu. Zanim przejdę do szczegółów, przykład do czego prowadzą absolutnie wzorowe relacje z kibicami. 5 lutego Liverpool gra rewanżowy mecz pucharu Anglii z Shrewsbury Town (3 poziom rozgrywkowy). Klopp zapowiedział wcześniej, że ze względu na przerwę w rozgrywkach ligowych pierwszy skład ma wolne i w meczu będą grać dzieciaki z U23 prowadzeni przez swojego trenera. Efekt? Na trybunach ponad 52 tysiące widzów i transmisja meczu w dwóch arabskich telewizjach. Co zatem zrobiono by osiągać takie rezultaty? Chcąc odpowiedzieć na to pytanie ponownie posłużę się wypowiedziami Petera Moora, CEO klubu z Anfield Road. Po pierwsze obszerne i profesjonalne dostarczanie fanom wszelkich informacji odnośnie klubu i jego otoczenia. Moore wspomina, że każdy oddany kibic,który chce być częścią klubu powinien mieć taką możliwość i to właśnie jest zadanie pionów zarządczych by mu to umożliwić. Z tego też właśnie powodu w Liverpool zatrudniono specjalistów od pisania artykułów o bieżących zdarzeniach w klubie, od relacji z kibicami poprzez social media, czy też od tworzenia materiałów video i contentu multimedialnego. Prężnie działa sklep klubowy dostarczający oryginalne produkty na każdy kraniec globu. Praktycznie codziennie odbywają się wycieczki po stadionie i klubowym muzeum, oczywiście w asyście przewodnika, w którą to rolę nierzadko wcielają się byli piłkarze. Liverpool prowadzi też fundację charytatywną pomagającą członkom lokalnej społeczności znajdującej się w trudnej sytuacji. Nie wspomnę o tym, że całość letnich sparingów i meczów drużyn młodzieżowych można obejrzeć na żywo poprzez klubową telewizję. I zapewniam, że jest to w pełni profesjonalnie realizowana relacja, stojąca w absolutnej kontrze do tego czym uraczał nas Lech podczas zimowych przygotowań do bieżącej rundy. Klub bardzo aktywnie współpracuje też mediami, i to zarówno międzynarodowymi korporacjami medialnymi jak i lokalnymi dziennikarzami. Nikt nie jest pomijany i lekceważony. Każdy zatem, kto chce obcować z klubem ma taką możliwość z każdego zakątku globu. Ponadto The Reds aktywnie kooperują z klubami kibica dostosowując swoją politykę informacyjną i ofertę handlową do potrzeb lokalnych fanów. Przykładem takich działań jest organizowanie meczów legend The Reds z miejscowymi klubami w miastach, w których prężnie działają fankluby. W poprzednim roku było to Sydney. Największym jednak sukcesem relacji z kibicami jest umożliwienie im wpływania na decyzje jakie są podejmowane w klubie. Zarządzający często poprzez internetowe sondy wśród zarejestrowanych fanów LFC pytają o opinie na temat planowanych działań, bądź też proszą o informacje zwrotne w sprawach bieżących. Dzięki temu ich głos jest nie tylko słyszalny, bo taki może być chociażby z trybun, ale jest też szanowany i brany pod uwagę. Z tego też względu klub bardzo mocno inwestuje w technologiczne wsparcie relacji z klientami i aktualnie pracuje nad własną platformą informacyjną, która będzie czymś znacznie wykraczającym poza ramy zwykłej klubowej strony internetowej. Tak prowadzona polityka interaktywnej relacji z kibicami to nie tylko budowanie więzi z klubem ale również doskonała platforma komercyjna, która pozwala generować dodatkowe przychody, które później można zainwestować w drużynę. Same profile klubu w mediach społecznościowych są śledzone przez ponad 55 milionów ludzi na świecie. To przecież ogromny potencjał marketingowy. Sam Peter Moore podkreśla, że interakcja z kibicami jest absolutnie kluczowym elementem długoterminowej strategii rozwoju klubu.

Idąc dalej, kiedy już macie dobrze zdefiniowaną strategię, obrane cele i wiecie jak utrzymać pozytywne relacje z kibicami i partnerami klubu to czas zgromadzić stosowne zasoby, które pomogą wam to wszystko urzeczywistnić. I nie mówię tu o stadionie, boiskach, biurach i innych zasobach rzeczowych. Chodzi mi o ludzi. To oni są najważniejszym zasobem każdej organizacji i to ich kompetencje, umiejętności, doświadczenie i oddanie będą decydować o powodzeniu całości zaplanowanych działań. O doborze kluczowych ludzi w Lechu nie będę się wypowiadał i to z jednej prostej przyczyny. Nie mam pojęcia jak selekcja kadr w tym klubie wygląda. Natomiast patrząc na owoce pracy pionów niesportowych, a w zasadzie ich brak, można wysnuć hipotezę, że jednak coś tu nie działa jak należy. A jak to robią topowe zespoły? Ponownie weźmy na warsztat Liverpool. Na stanowisko dyrektora generalnego (CEO) zatrudniono w czerwcu 2017 wspomnianego przeze mnie wyżej Petera Moore’a. Człowiek urodzony w Liverpoolu, który jako młody chłopak wychowywał się,jak sam wspomina, „rzut kamieniem” od stadionu.Ale nie zatrudniono go tylko dlatego, że to „swój chłop” z czerwonej części Merseyside. Zatrudniono go dlatego, że posiadał 38 lat doświadczenia w globalnym biznesie i ogromne sukcesy jako menedżer. Zanim został dyrektorem generalnym The Reds był między innymi prezesem EA Sports, wiceprezesem w Microsofcie, prezesem japońskiej korporacji SEGA, wiceprezesem w Reeboku i wiceprezesem Global Sports. Czy zna się na piłce? Pewnie w stopniu nie większym jak każdy kibic. Czy musi się znać na piłce? Nie, jak sam wspomina, jego głównym zadaniem jest zapewnienie drużynie Kloppa stabilnego strumienia przychodów dzięki któremu on i zawodnicy mogą pracować w spokoju. Od spraw czysto piłkarskich ma fachowców, którzy świetnie się znają na swojej robocie. I nie chodzi mi tylko o Kloppa. Takim asem w rękawie jest chociażby Ian Graham, o którym zapewne większość z was nie słyszała. To właśnie on zarekomendował ściągnięcie Jurgena do Liverpoolu w 2015 roku, mimo że nie widział ani jednego meczu rozegranego przez prowadzoną jego ręką BVB. To również on zarekomendował kupno Coutinho z rezerw Interu, którego pozyskano za około 16 milionów funtów, a sprzedano za 140 milionów euro. To on jest odpowiedzialny za ściągnięcie do klubu z Anfield Road Mohameda Salaha, mimo że ten gościł już na wyspach i najłagodniej ujmując nie odpalił. I to on stał za sprowadzeniem do LFC Andego Robertsona ze słabego Hull City czy Giniego Wijnalduma ze spadkowicza Newcastle. Kim zatem jest człowiek odpowiedzialny za kluczowe transfery piłkarzy i ściągnięcie charyzmatycznego trenera?

Ian Graham to naukowiec, a dokładniej mówiąc fizyk. Obronił doktorat z fizyki teoretycznej na Uniwersytecie Cambridge, a wiec topowej uczelni w skali świata, ale po pewnym czasie stwierdził, że życie naukowca nie jest dla niego. Do Liverpool FC trafił w 2012 roku jako analityk ale szybko poznano się na jego potencjale i specjalnie dla niego utworzono dział badań, którego został szefem. Ian zbudował własną bazę danych o 100 tysiącach zawodników z całego świata i stworzył autorski algorytm umożliwiający śledzenie ich gry na podstawie zebranych danych. To właśnie przy jego pomocy przeanalizował grę Borussii prowadzonej przez Kloppa stwierdzając, że drużyna w normalnych okolicznościach powinna zająć drugie miejsce w lidze, a nie siódme.Niestety był to bardzo pechowy sezon dla BVB i to właśnie niekorzystne zmienne losowe na które trener nie miał wpływu. Przypadkowe bramki czy nieodgwizdane spalone sprawiły, że ostatecznie miejsce w tabeli nie odzwierciedlało potencjału drużyny i samego Kloppa. A przynajmniej tak wynikało z analiz Grahama. Niemiecki szkoleniowiec bardzo blisko współpracuje z działem badań i pilnie czyta dostarczane przez nich raporty. Na sam koniec dodam, że Ian Graham i jego zespół stosują do obserwowania zawodników i zbierania o nich danych dokładnie tę samą technologię jaką wojsko stosuje do śledzenia rakiet. System optyczny utrwala 25 klatek na sekundę obserwując zachowanie każdego gracza przez cały mecz. Zebrane dane są analizowane przez Grahama i jego ludzi przy pomocy wspomnianych algorytmów pod kątem oceny szans na zdobycie przez drużynę gola przed i po danym zagraniu. Zainteresowanych tą nietuzinkową postacią odsyłam do artykułu Bruce’a Schoenfelda z New York Times. Nie chcąc rozciągać tej sekcji w nieskończoność rzucę jeszcze kilka nazwisk ale tym razem z bardzo zdawkowym opisem. To jednak wystarczy by zobaczyć jak wygląda pozyskiwanie i selekcja kadr w profesjonalnie zarządzanym klubie. Michael Edwars, dyrektor sportowy, najbardziej znana postać z niesportowych pionów LFC. Ściągnięty z Tottenhamu (wcześniej pracował w Portsmouth) jeszcze za czasów Brendana Rogersa w roli trenera Liverpoolu. To on odpowiada za realizację wszystkich transferów i selekcję potencjalnych graczy do kupienia. Blisko współpracuje z Kloppem i działem badań Iana Grahama. Efekty? Przez ostatnie cztery lata jedynym niewypałem transferowym okazał się tylko Loris Karius. Reszta to sam strzały w 10 (między innymi Salah, Fabinho, Alisson, van Dijk, Oxlade-Chamberlain, Robertson) lub dobrą 8 (Keita). To co cechuje jego pracę, oprócz samej trafności, to szybkość z jaką kończy transakcje i brak przecieków do prasy. Plany transferowe są zawsze znane na długo przez końcem sezonu, co powoduje, że gracze są z reguły kupowani w pierwszym tygodniu okienka transferowego. Klopp zawsze dostaje komplet piłkarzy przed letnim tournee po USA, co daje mu duży komfort w prowadzeniu drużyny. Ponadto Edwards pilnuje by z klubu nie odeszli kluczowi gracze. Obecnie praktycznie wszyscy zawodnicy pierwszej jedenastki, za wyjątkiem Wijnalduma, mają przedłużone kontrakty i to często o kilka lat. W 2016 roku klub pozyskał z Bayernu Monachium panią Monę Nemmer, która jest uznanym w sporcie dietetykiem oraz Andreasa Kornamyera, który ostanie 15 lat spędził w klubie z Bawarii jako szef przygotowania fizycznego. Oboje taką samą rolę pełnią obecnie w LFC. Najnowszym nabytkiem jest do pionu sportowego jest Vitor Matos, którego ściągnięto z FC Porto, i który w klubie z Anfield Road jest trenerem dbającym o rozwój najlepszych graczy z rezerw i drużyn młodzieżowych. Teraz porównajcie sobie kogo do klubu ściągają najlepsi, a kogo Lech, zachowując oczywiście stosowne proporcje.Tam nie ma przypadkowych ludzi. Nie ma zatrudniania po znajomości czy za zasługi. Nawet Steven Gerrard, legenda klubu, nie dostała stołka w klubowej strukturze za swoje osiągnięcia. Każda osoba jaka jest sprowadzana do klubu praktycznie musi gwarantować swoimi kompetencjami i osiągnięciami to, że jej praca stanowić będzie wartość dodaną dla klubu. Czy tak wygląda selekcja kadr w Lechu?

Następny, niezwykle istoty element misji, którego brak w naszym klubie widać jak na dłoni to kultura. Jest to na tyle ważny element, że czołowy guru zarządzania, niejaki Peter Drucker, stwierdził iż kultura zjada strategię na śniadanie, obiad i kolację. Bez tego elementu, żadna strategia, nawet najlepsza, nie ma szans bycia zrealizowaną w sposób efektywny. Czym zatem jest tam mityczna kultura organizacyjna? Otóż jest ona opisywana jako połączenie przekonań, wartości i standardów postępowania nieodłącznie związanych z organizacją. Brzmi to dość enigmatycznie ale w swojej istocie jest bardzo proste. Przekładając z polskiego na nasze można powiedzieć, że to po prostu sposób w jaki się działa w danej organizacji. A jak działa się w Lechu? Przykład spadł mi z nieba dosłownie kilka dni temu kiedy kończyłem pierwsze dwa akapity tego tekstu. Na twitterze padło pytanie do rzecznika prasowego, odnośnie tego jak będzie wyglądała kwestia cateringu na stadionie w czasie pierwszego domowego meczu po przerwie zimowej. Pytanie o tyle istotne, że od nowego roku kalendarzowego zmienił się podobno dostawca tych usług. Jaka padła odpowiedź? A mniej więcej taka,że usługi cateringowe będą ale z racji faktu iż jest to debiut nowej firmy to pewne niedociągnięcia mogą być i żeby się nie denerwować. Powiem krótko, ręce mi opadły. Bo jeśli taka prosta sprawa jak zapewnienie sprawnego i zadowalającego klienta cateringu na stadionie jest poza możliwościami klubu z kilkudziesięciomilionowym budżetem to jak może wyglądać cała reszta? Nie wspomnę już o tym, że najbardziej drażniącym elementem tej wypowiedzi rzecznika prasowego jest przejście do porządku dziennego nad niedociągnięciami. Tak jakby to było coś, co się po prostu zdarza i nie ma co robić z tego afery. I to jest właśnie najlepsza egzemplifikacja braku kultury organizacyjnej w Lechu. Bo trudno takową nazwać bylejakość na każdym kroku, od tego cholernego cateringu zaczynając, poprzez transmisje z zimowych sparingów, transfery z czapki realizowane na ostatnią chwilę czy wreszcie traktowanie kibiców jak debili, a niekiedy wrogów. Jak zatem wygląda kultura w topowym klubie piłkarskim? Znowu posłużę się przykładem zwycięzców Ligi Mistrzów. Niejaki James Pearce, były publicysta Liverpool Echo, a zarazem wielki fan The Reds napisał niedawno, że najlepsze co zrobił Jurgen Klopp to wprowadził do zespołu kulturę doskonałości. I trudno się z tym nie zgodzić. Zwłaszcza jeśli ktoś bliżej zapoznał się z metodami prowadzenia zespołu przez niemieckiego szkoleniowca.Ja jednak twierdzę, że kultura doskonałości została zaimplementowana w klubie z Anfield Road dużo wcześniej, a zatrudnienie Kloppa było tylko uzupełnieniem brakującego elementu w całej układance. Już w 2013 roku amerykańscy właściciele klubu swoimi działaniami dali jasno do zrozumienia, że dążenie do perfekcji, dbałość o szczegóły i niezaniedbywanie jakiegokolwiek elementu, nawet z pozoru nieistotnego, będą nową mantrą każdego kto dla nich pracuje. Pierwszy jaskrawy przykład działania kultury doskonałości to opisana przeze mnie wcześniej polityka zatrudniania najlepszych na jakich klub stać i jakich można wyciągnąć od konkurencji. Każdy zwerbowany pracownik to ekspert w swojej działce, najczęściej z uznanym dorobkiem lub nieprzeciętnymi umiejętnościami. Władze klubu dobrze wiedziały kogo chcą zatrudnić i nie uznawały półśrodków. Dla przykładu, o wyciągniętego z Bayernu Monachium trenera przygotowania fizycznego walczyli prawie dwa lata. O panią dietetyk prawie półtora roku. To przecież masa czasu. Mogli w ich miejsce wziąć kogoś innego i dać sobie spokój z wielomiesięcznymi negocjacjami. Ale klub nie chciał nikogo innego. Chciał najlepszych. I po takich sięgnął. Kolejny przykład kultury doskonałości to wspomniane przeze mnie w pierwszych akapitach relacje z partnerami (sponsorami). Cotygodniowe spotkania i godziny rozmów na temat tego jak klub może im pomóc zrealizować postawione cele to kompletnie odmienne do konwencjonalnego podejście w zakresie realizacji umów sponsorskich. I znowu to samo.Dbałość o szczegóły, dążenie do doskonałości i niezaniedbywanie niczego. Dzięki takiemu podejściu klubowi z Liverpoolu nie tylko udało się zatrzymać dotychczasowych partnerów ale również pozyskać kilkunastu nowych. A partnerzy i ich pieniądze to jeden z kluczowych elementów budowania wielkiej drużyny. Następny przykład to rewanżowy mecz półfinałowy przeciwko Barcelonie. Ten, który przeszedł później do annałów futbolu jako jeden z najlepszych w historii. Niewiele osób wie, że przed tym spotkaniem chłopcy do podawania piłek cały tydzień trenowali ich jak najszybsze oddawanie graczom z Merseyside. Po analizie przegranego meczu w stolicy Katalonii uznano, że to może dać drużynie pewną przewagę. Niewielką, ale jednak. Ktoś powie że to banał, szczegół nie mający wielkiego znaczenia dla przebiegu spotkania.I może po części będzie miał rację. Ale nawet tak drobnego szczegółu nie zaniedbano. Kultura doskonałości w pełnej krasie. Wrzesień 2018 roku, Liverpool zatrudnia Thomasa Gronnemarka, trenera od … wyrzucania autów. Jeżeli macie wątpliwości czy dobrze przeczytaliście to spieszę z odpowiedzią. Tak, dobrze. Czołowy klub w Europie zatrudnił gościa, który ma się zająć poprawą wyrzutów piłki z autu przez zawodników pierwszego zespołu. Tym i tylko tym. Rekomendacje? Jest rekordzistą świata w tej nietypowej dziedzinie, zaliczając wyrzut z autu na ponad 51 metrów. Teraz najważniejsze, po co w ogóle go zatrudniono? Zauważono, że przeciętnie w meczu drużyna wykonuje 40-50 wyrzutów z autu i że pod względem techniki wyrzutu, która decyduje o odległości, dokładności i sile takiego wznowienia, jest bardzo słabo. Po prostu nikt nie szkoli graczy w tym elemencie gryna żadnym etapie rozwoju piłkarskiego rzemiosła. Ponownie stwierdzono, że poprawa drobnego elementu gry, który wykonywany jest kilkadziesiąt razy w ciągu spotkania, może dać kilka dodatkowych punktów w sezonie. Gronnemark pracując wcześniej w duńskim FC Midtjylland doprowadził do tego, że drużyna w ciągu czterech sezonów zdobyła 35 bramek po wyrzutach piłki z autu. Przytoczone wyżej historie to tylko kilka egzemplifikacji kultury jakości. Mam nadzieję, że dość dobrze ukazałem na czym ona polega i dlaczego Drucker twierdzi, że zjada one strategię na śniadanie, obiad i kolację. Sukces jakiejkolwiek organizacji, w tym czołowych klubów sportowych, nie bierze się z jednej wielkiej zmiany, która nagle wynosi ją na zupełnie inny poziom. Sukces to przede wszystkim kultura polegająca na zwracaniu uwagi na najdrobniejsze detale. Na przyjęciu postawy, że wszystko ma znaczenia, nawet rzeczy z pozoru nieistotne. Tak właśnie budowane są potęgi. Od podstaw, sumiennie i skrupulatnie. Bez pośpiechu, z uwagą zwróconą na każdy detal, na każdy mankament.

Na zakończenie mamy wartości. Czwarty ale bardzo istotny element misji, szczególnie we współczesnym, zblazowanym do granic możliwości świecie „modern football”, w którym na pierwszym, drugim, trzecim i każdym innym miejscu jest kasa. Zacznijmy zatem od zdefiniowania czym są wartości. W naukach o zarządzaniu określa się je jako „przekonania i zasady moralne leżące u podstaw kultury organizacji”. Być może nie jest to zbyt odkrywcze stwierdzenie, bo wartości towarzyszą życiu większości ludzi, ale dla porządku należało definicję przedstawić. Ponieważ nie zamierzam dalej pastwić się nad Lechem pod wodzą obecnego zarządu postaram się po raz kolejny pokazać czym są lub czym mogą być wartości, które definiują kulturę takiej organizacji jak klub piłkarski. Zacznijmy od zasad. Chyba najbardziej oklepanym zwrotem we współczesnym futbolu, który paradoksalnie w większości przypadków stoi na bakier z rzeczywistymi realiami funkcjonowania klubów, jest hasło „No-one is bigger than the club”. I nie chodzi tu tylko o piłkarzy strojących fochy, ale również o sztab trenerski i ludzi z pionów zarządczych. Zasada ta powinna towarzyszyć wszystkim członkom organizacji, a także osób spoza organizacji, którzy mają z nią silne relacje. Jednakże w większości klubów to tylko puste hasło, które co rusz odkłada się na bok, szczególnie gdy sprawy nie idą tak jak powinny. Dochodzi wtedy do sytuacji gdy cała organizacja, jest historia, tradycja i ludzie są zakładnikami jednego człowieka. Przykładów można mnożyć, od piłkarzy poprzez trenerów, po właścicieli i zarządy. Nie chce rozwijać tego wątku bo to akurat znamy, chociażby z ostatnich sezonów w Lechu. Skupmy się na przykładach, w których wartości były ważniejsze od jednostek i gdzie jednostki bez skrupułów poświęcano w imię zasad. Przygotowania przed sezonem 2016/17. Ekipa Kloppa wylatuje do USA na turnieje przygotowawcze. Mamadou Sakho za którego Liverpool zapłacił 18 milionów funtów spóźnia się na samolot którym drużyna ma lecieć do Stanów. Wcześniej opuszcza wspólny posiłek zawodników oraz obowiązkowe badania lekarskie piłkarzypierwszego zespołu.Co robi Klopp? Nie pozwala mu na wejście do samolotu i odsyła do domu. Po powrocie z USA decyzją klubu Sakho zostaje odsunięty od pierwszego zespołu i gra jedynie w rezerwach, w których spędzi następne pół roku. To koniec jego kariery w mieście Beatlesów. Ktoś może zarzucić, że dla Liverpoolu piłkarz kosztujący 18 milionów funtów to nie problem. I pewnie będzie miał rację, przynajmniej w części. Ale nie w tym rzecz. Cały zespół, sztab trenerski i osoby towarzyszące ekipie piłkarzy zobaczyli, że nie ma świętych krów. Jeśli łamiesz ustalone reguły lub zachowujesz się nieprofesjonalnie to nie ma dla ciebie miejsca w klubie.

Nie trzeba było długo czekać by kolejna osoba pożegnała się z The Reds. Zelijko Buvac, drugi trener, najbardziej zaufany człowiek Kloppa. Człowiek z którym pracował siedem lat w Mainz, kolejne siedem w BVB i trzy lata w Liverpoolubez którego Jurgen nie wyobrażał sobie przygotowań taktycznych do meczu. Nie na darmo Buvac nosił pseudonim „Mózg”. W opinii Kloppa był on absolutnym geniuszem w rozpracowywaniu taktycznym przeciwników. Jednakże w 2018 roku to się zmieniło i niemiecki szkoleniowiec podjął, jak sam stwierdził, najtrudniejszą sportową decyzję w życiu. Musiał pożegnać swoją prawą rękę, byłego kolegę z boiska (grali razem w Mainz) i oddanego przyjaciela, z którym razem przepracował 17 lat na trenerskiej ławce. Dlaczego? Bo złamał zasady. Klopp wprowadził do zespołu trzeciego asystenta, Pepijna Lijndersa, który cieszył się bardzo dużym uznaniem Niemca oraz piłkarzy. Buvac nie mógł się z tym pogodzić i nie akceptował decyzji Kloppa dając temu wyraz milczeniem i zbywaniem nowego trenera. Decyzja była jedna. Buvac musiał odejść niezależnie od tego jak trudne i bolesne było to dla menedżera The Reds. Nie trzeba chyba wspominać jak wielkie wrażenie zrobiło to na wszystkich w klubie i jak bardzo pozytywnie wpłynęło to szczególnie na młodych zawodników z którym Lijnders często pracował. Klub kolejny raz dał bardzo klarowny sygnał, że zasady obowiązują wszystkich. Od chłopców do podawania piłek po zarząd. Nie ma wyjątków, nie ma świętych krów.

Oprócz samych zasad w organizacjach funkcjonują też przekonania, które kształtują podłoże moralne samej organizacji ale też jej pracowników i współpracowników. Liverpool FC mimo iż jest marką światową zawsze cenił przywiązanie do regionu i miasta. Coroczne uroczystości ku czci ofiar wydarzeń na stadionie Heysel czy Hillsborough to tylko jeden z wielu i chyba najbardziej oczywisty element wartości moralnych jakimi chcą się legitymować kibice i klub. Utworzona specjalna fundacja realizuje 24 programy społeczne dla dzieciaków, w tym również niepełnosprawnych, i rodzin w trudnej sytuacji ekonomicznej. Działalność jest realizowana cały rok we współpracy ze szkołami na terenie miasta. Fundację zasila klub sponsorzy ale też mecze legend organizowane co pewien czas na stadionie Anfield. Ale to nie wszystko. Ostatnio wpadła mi w oko jedna wiadomość, która dobitnie pokazuje jak istotne są wartości we współczesnym świecie. W związku z zawieszeniem rozgrywek piłkarskich spora liczba pracowników i współpracowników Liverpoolu została postawiona w trudnej sytuacji. Spora część z nich otrzymuje wynagrodzenia za dzień meczowy(np. stewardzi) lub ich wynagrodzenie jest zależne od dni meczowych (np. obsługa cateringu). Klub poinformował, że mimo wstrzymania rozgrywek będzie im wypłacał pensje co najmniej do końca kwietnia (oficjalnie do tego momentu zawieszono Premier League), przeznaczając na ten cel 250 tyś. funtów.

Jeżeli dobrnęliście do tego momentu to gratuluję. Sam nie spodziewałem się, że tekst wyjdzie mi taki długi, choć i tak ograniczyłem znacząco liczbę wątków jaką chciałem pierwotnie poruszyć. Mam nadzieję, że nikt nie będzie żałował czasu jaki poświęcił na czytanie, choć zdaje sobie sprawę, że o Lechu było tu mało. Ale taki właśnie miałem cel. Napisać coś o naszym klubie, nie pisząc o nim prawie wcale. Tylko tak mogłem dotknąć esencji problemu, który moim skromnym zdaniem od lat trawi nie tylko Lecha ale całą polską piłkę. To co widzimy, a może obecnie lepiej będzie powiedzieć widywaliśmy na boiskach to rezultat. Skutek wielu lat partyzantki i działania w stylu nowobogackich biznesmenów z lat 90-tych, którzy zawsze i wszystko wiedzieli najlepiej. Świat się zmienia i Lech musi się zmienić by w tym świecie zacząć funkcjonować. Ale bez podstaw, bez twardego gruntu pod fundamenty nic się nie zmieni. To jak budowanie zamków na piasku, które zapadają się pod swoim własnym ciężarem. Oczywiście taki zamek można odbudować ale na miękkim podłożu i tak ponownie się zawali. I tak właśnie wygląda z Lechem. Kolejny sezon, kolejna budowa i kolejna nieudana konstrukcja grożąca zawaleniem.Potem kończą się rozgrywki, budynek się wali i z nowym sezonem cykl się powtarza.

Maciej Ciołek

Więcej o cyklu „Twoim zdaniem” -> TUTAJ

Artykuły można wysyłać na adres e-mail -> redakcja@kkslech.com

Teksty wysłane do nas przez kibiców można przeczytać -> TUTAJ

34 komentarze

  1. Ostu pisze:

    Jak miło i dobrze poczytać fachowca…
    Napisałem nawet komentarz do tego prostego, jasnego a przede wszystkim zrozumiałego textu….
    Ale postanowiłem go wykasować – bo jestem BARDZO ciekawy opinii Forumowiczów…
    BARDZO…!!!

    • Ostu pisze:

      A TERAZ chciałbym Kolego Macieju, żebyś poruszył w kolejnych swoich textach WSZYSTKIE te wątki, które świadomie „ograniczyles znacząco” w powyższym…
      Przynajmniej ja bardzo Cię o to PROSZĘ…
      Bo jako wykładowca masz niewątpliwy dar jasnego – bez naukowych udziwnień – przekazywania wiedzy natury podstawowej….
      A może Twoje texty jakimś cudem dotrą na B17 i będą stanowić swoiste compendium wiedzy – jak zbudować Piłkarski Klub Sportowy…
      Bo jak widać, może i zarządzik coś czyta ale czytanie ze zrozumieniem to jednak sztuka jest – natomiast to, że Księgowy NIGDY nie powinien być prezesem to Oczywiste – bo nie ma pojęcia o tych WSZYSTKICH Kulturach, misjach, celach…
      Bo „ksiegowy” to SPOSÓB MYŚLENIA…!!!

      • Michu73 pisze:

        Żeby to o „zarzadzik” chodziło Ostu, to problem byłby naprawdę niewielki i szybki do rozwiazania?

      • Ostu pisze:

        A w jaki sposób chciałbyś rozwiązać ten „niewielki” problem…?!

      • Michu73 pisze:

        Ostu, no przecież pisałeś niejednokrotnie, ze masz doświadczenie w biznesie, to powinieneś wiedzieć (tak przynajmniej myśle). Ja jako prosty kibol mogę powiedzieć, ze jakbym był właścicielem firmy i miał problem z zarządem to bym go, kurwa mać, odwołał witrynie natychmiastowym (bez premii i odpraw oczywiscie?) i powołał na stanowiska ludzi, którzy realizowaliby moja wizję czy misję prowadzenia klubu! Nic prostszego! No ale jak widać, właściciel nie reaguje, czyli jest zadowolony z tego co zarząd robi. Dlatego tak jak napisałem, gdyby to był tylko problem zarządu …

      • Ostu pisze:

        Widzisz…
        W „mądrych” organizacjach tak by było…
        A Kolega Maciej powyżej jasno i klarownie udowodnił, że Lech do „mądrych” Organizacji nie należy…
        Ale…
        Do tej pory – no powiedzmy rok temu – właściciel przeciez BYŁ zadowolony bo kasa się zgadzała…
        Nawet bardzo był – co wyrażał niejednokrotnie – zapewniając o swoim pełnym poparciu dla działalności zarządu…
        W momencie gdy przestał być zadowolony latorośl stwierdziła, że sobie sama poradzi – a chęć odsprzedaży części akcji była wyrazem braku wiary właściciela w te zapewnienia – no więc właściciel „poniekąd” zmienił zarząd – zarząd stał się właścicielem..
        A nasza – „SUBIEKTYWNA” – ocena nie miała nic do rzeczy…
        Mimo, że to Nasza ocena powinna być „przedmiotem starań” i trosk właściciela – co jasno i w oczywisty sposób wyjaśnił Kolega Maciej…
        No więc nie przykładaj normalnych działań do nienormalnego Klubu…

      • Michu73 pisze:

        Ostu, nie ważne czy „mądry” czy „niemądry”. Chodzi o podejscie właściciela. Tutaj jest ten szczegół, który robi różnice. Dlatego kibice Leicester city kochają właściciela klubu ”wielbiąc” go i wspierając na każdym kroku, chociaż nie osiąga regularnie wielkich sukcesów sportowych, a u nas większość z nas, niestety słusznie, nie ma najlepszej opinii o Rutkowskich. Dostali klub z którym naprawdę mogą zwojować wiele, maja możliwości, ale oni nie chcą. Zadowala ich to co jest w tej chwili. Bezpieczna gra w ekstraklasie, możliwość sprzedaży młodziaków za grubsza (jak na nasze warunki) kasę i możliwość pochwalenia się podczas spotkania biznesowego, że jest się właścicielem klubu piłkarskiego grającego w Polsce w najwyższej klasie rozgrywek.?

      • Ostu pisze:

        @Michu73 – ale powtórzę Tobie – Właściciel był BARDZO zadowolony z działań zarządu – co wielokrotnie podkreślał, wyrażając pełne poparcie dla działań zarządu…
        WŁAŚCICIEL miał dokładnie taki klub jak chciał – dokładnie Mu pasowało to co się działo w klubie i to jak klub był postrzegany – nieważne co my – uważni, wewnętrzni obserwatorzy – widzieliśmy…
        Dla Rutkowskiego było ważne jak ten klub jest odbierany na zewnątrz…
        Specjalnie napisałem „ten klub” bo dla starego to nie ma znaczenia który, ważne że jego „wielka” Amica jest wspolkojarzona z równie „WIELKIM” klubem…
        A więc mógł – jak napisałeś – „chwalić się” posiadaniem Takiego Klubu…
        Dalsza część historii już znasz…

      • Michu73 pisze:

        Dokładnie o tym właśnie piszę od dawna. Nic dodać, nic ująć.

  2. aaafyrtel pisze:

    ten marazm naszej eki jest pochodną naszego charakteru narodowego… nam niestety jest bliżej do cywilizacji turańskiej, niż łacińskiej… wszechobecny tumiwisizm, jakoś to będzie, pożyjemy zobaczymy… to czego się spodziewać… dlatego przegrywamy w postępie cywilizacyjnym… dopóki będzie rządził ruski bardak, to rozgildziajstwo w naszych umysłach, a nie szwabski ordnung muss sein, dopóty będziemy dostawać w dupę i jednostkowo i narodowo…

  3. aaafyrtel pisze:

    z tymi wyrzutami z autu to słuszne spostrzeżenie jest… tu nawet nie chodzi o niemożność uruchomienia akcji bramkowej… obserwuję od dawna, że wyrzucający bezradnie macha rękami, nie mając komu podać, bo wszyscy pokryci… no więc podaje w efekcie przeciwnikowi… efekt, stracona piłka…

  4. leftt pisze:

    Bardzo ciekawy felieton. W skrócie : Lech nie jest Liverpoolem bo nie wie, czego chce i ma bylejakosc wpisaną w kulturę działania.

  5. 100h2o pisze:

    Zróbmy TAK jak w Liverpoolu ( tu w Polsce) , przyjmijmy jakieś sci-fi. Wirtualny świat, równoległe rzeczywistości. Ale…w Poznaniu, w Polsce, w Ekstraklasie, dzieląc wpływy klubu przez 100 ( boję się że by trzymać się ziemi należałoby podzielić przez 1000). Wyjdzie nam „ni pies ni wydra coś na kształt świdra”. Zresztą nie każdy przepis jest dobry, musi być kucharz który „doprawi” odpowiednio danie. Niestety w odległości kilku tysięcy kilometrów brak takiego kucharza.
    PS:
    Ajax miał dobry przepis, dotarli do półfinału LM w 2019. Czyli przepis był OK.
    Pod koniec 2019 ( odpadli z LM) – coś zgrzytnęło, na początku 2020 ( wyeliminowani z LE przez Getafe) okazało się że rozleciał się silnik. A mieli z palcem w…. wygrać LE ( taki był ponoć jedyny możliwy plan w Amsterdamie). Liverpool POPŁYNĄŁ niedawno z Atletico i to DWA RAZY!

    Czyli nie ma leku na wszystkie choroby (patrz zaraza).
    A rzeczywistość, to co jest TU w Polsce podpowiada.
    Lech NIGDY nie zagra w grupie LM , a i mało prawdopodobne by grał w grupie LE.
    Jaki by „model nie sklejał”. Zresztą…. żadna polska drużyna nie wychyli nosa z opłotków. Po prostu żyjemy na głuchej, zabitej dechami wsi piłkarskiej i co najwyżej możemy „pojechać autobusem od święta do wielkiego miasta” by z rozdziawioną gębą patrzeć na ruch uliczny.
    A potem wracać do roboty w obórce , przy przerzucaniu gnoju marząc o „WIELKIM ŚWIECIE”.
    Kończy się czas marzeń, niestety, takie czasy.

    • bombardier pisze:

      Ja wcześniej napisałem, że OBECNY Lech to gówno. Nigdy nie wycofam się z tego!
      @kibol z IV omal nie dostał zawału na moje słowa. Ty POTWIERDZIŁEŚ innymi słowami moje uwagi.
      KAPITALNE Twoje przedostanie zdanie!

      • 100h2o pisze:

        @bombardier – żeby była jasność , obórka to nasza liga. Nie tylko stadion na Bułgarskiej.

  6. mario pisze:

    w filmie „Erin Brokovich” jest taka scena, kiedy motocyklista George poznaje tytułową bohaterkę. Zamienia z nią kilka zdań po czym pada na kolana a następnie z całym impetem prosto na twarz.
    Tak ja zrobiłem, gdy przeczytałem ten felieton.
    Szacunek Macieju dla Ciebie za wiedzę, spostrzegawczość i styl. Chętnie poczytałbym więcej Twoich tekstów, bo dąbrze mądrego posłuchać [poczytać]. Bardzo fajnie przedstawiłeś na przykładach wszystko to, oczym tu piszemy od lat, a co można zawrzeć w dwóch słowach: nieudolna amatorszczyzna poparta indolencją i bufonadą. No dobra, było wiecej słów [wyrazów], ale właśnie o to chodzi.
    Rzuciłem robotę i czytałem z wielką ciekawością. Dziekuję za ten tekst.
    A wy z B17 – wydrukować, nauczyć się na pamięć tez, oprawić w ramkę i powiesić w każdym gabinecie.

  7. aaafyrtel pisze:

    mój śp. Dziadek, Powstaniec Wielkopolski, mawiał do mnie, gzuba chciwie przysłuchującego się jego rozmowom z kumplami na ławce przy zbiorniku na jauchę w przydomowym ogródku… jak coś robisz, zrób to dobrze albo w ogóle tego nie rób… tamto wiekopomne pokolenie myślało tak powszechnie… umieli się zorganizować, wbrew wszelkim podziałom, i wygrać ze szkopami… może nam, pomimo sowieckiej okupacji wykrzywiającej nasze umysły, też się uda…

  8. aaafyrtel pisze:

    jak miałbym wybierać miedzy jałchą a gnojowicą, to mój wybór byłby oczywisty… jałcha pchanie naszymi stronami…

  9. Michu73 pisze:

    Maciej, bardzo fajny artykuł z dużą ilością ciekawych wiadomości na temat funkcjonowania LFC, które nawet dla fana footballu angielskiego mogły być czymś nowym. Oczywiście wszystko się zmienia, czas biegnie nieubłaganie, i „misja firmy” definiowana lata temu, jak powstawały podręczniki tzw. „biblie” zarządzania, to coś innego niż „misja” w chwili obecnej, gdzie trudno robić plany kwartalne (kiedyś „pięciolatki” to był standard), ale idea i znaczenie tego pojęcia jest podobne. Również LECH to nie LFC, Polska to nie Anglia itd. itp. ale rozumiem oczywiście Twój przekaz one w pełni się z nim zgadzam. Kluczowe zdanie, w Twoim artykule, moim zdaniem to stwierdzenie, ze problem leży wyżej, niż na poziomie zarządu klubu. Wielokrotnie o tym pisałem i to jest klucz aktualnej sytuacji w której znajduje sie LECH. Nie może być dobrze, jeżeli właściciel traktuje swój klub jako „dodatek” do głównego biznesu, jeżeli nie ma pasji i ambicji bycia najlepszym, jeżeli pozostawia kompromitujące działania powołanych przez siebie managerów bez odpowiedniej reakcji dając im wręcz absolutorium na kolejne lata działalności i swoje tzw. „wsparcie”, jeżeli nie wykorzystuje szans jakie daje bycie właścicielem takiego klubu jakim jest LECH. Min z tego powodu pisałem wielokrotnie, ze zmianę właściciela w LECHu postrzegałbym jako szanse a nie zagrożenie. Niestety, w chwili obecnej utknęliśmy w „bylejakości” i nie zanosi się, w najbliższym czasie, na zmiany. Pocieszeniem może być fakt, ze opisywany przez Ciebie Liverpool tez taki okres przeżywał i w tej chwili ma go za sobą. Oby u nas było podobnie, ale niestety nie z tym właścicielem Wiara. Pozdro

    • aaafyrtel pisze:

      piszesz tak: Kluczowe zdanie, w Twoim artykule, moim zdaniem to stwierdzenie, ze problem leży wyżej, niż na poziomie zarządu klubu.

      naturalnie tak, ten problem leży wyżej… a konkretnie gdzie, to piszę o tym nieco powyżej:
      aaafyrtel 20 marca 2020 o 19:12

    • Ostu pisze:

      @Michu73 – teraz dopiero doczytałem do końca watku…
      Ale właśnie TERAZ mogę napisać jedno – twoje nadzieje się spełnią…!
      Zresztą pisałem już o tym wcześniej – jako pewnej, nie do końca wyobrażonej możliwości/koncepcji – że zmiana właściciela jest jak najbardziej możliwa, a Rutki TYLKO próbują zmienić wzrost „potencjalnej wartości” klubu dla nowego właściciela…
      Napisałem dwa dni temu , że akcje kupuje się gdy krew płynie na ulicach, no więc właśnie TERAZ zbliża się taki moment…
      Nowy właściciel przejmie akcje Lecha za frytki…
      Nasze koszty to około 60 mln PLN, a dochody w tym sezonie to… jak dobrze pójdzie to 30 mln, a pozostało jeszcze 30 mln „starych” długów…
      A ja Tobie napiszę TYLKO tyle – Nowy właściciel już spokojnie czeka…
      Ale żebyś pozostał w spokojnosci napiszę, że będziemy w zaszczytnym gronie…
      – legła
      – biała
      – betony
      Arka już wita się z IV ligą – potrzebują do końca marca 9 mln…

      • bombardier pisze:

        Oby Twój wpis okazał się proroczy!
        Tego oczekuję…

      • Michu73 pisze:

        Ostu, krótko z mojej strony – nie wierze w to i moim zdaniem tak nie będzie. Wyprzedawać to się będą ci co się musza ratować. Rutkowscy nie muszą. Pisałem wielokrotnie, ze kasa w LECHu, najogólniej mówiąc, to nie problem.

      • Ostu pisze:

        @Michu73 – jak wielki jest problem z kasą w Kolejorzu to już za chwilę zobaczysz – nie zakładaj, że stary pomoże młodemu swoimi milionami…
        A młody „swoich” milionów nie ma – w odróżnieniu od Mioduskiego…
        Podam TYLKO dwie liczby
        – przy 60 – milionowym budżecie będziemy mieć 45 mln długu…

      • Michu73 pisze:

        Ostu, ja mam świadomość wyniku finansowego LECHa i oczywiście w tym roku nie wyglada to dobrze, ale nie możesz rozpatrywać klubu „osobno”, w oderwaniu od całego holdingu. To jest właśnie powód, ze pomimo trudnej sytuacji, pogłębionej problemami związanymi z aktualna sytuacja na świecie LECH w porównaniu do innych klubów naszej ligi (podobnie jak Cracovia na przykład) może zachować względny spokój. Tutaj, uczciwie trzeba przyznać, możemy się cieszyć, ze Rutkowscy są właścicielami LECHa?Oczywiście nie wiemy co będzie jutro, nikt nie wie ale 45 mln to nie jest kasa, która może spowodować katastrofę w grupie właścicielskiej Rutkowskich. Oni cały czas maja wszystko w swoich rękach, aby zbudować tutaj świetny, jak na nasze krajowe warunki, klub. Tak na marginesie, zobacz prognozę wyniku finansowego firmy Amica za rok 2019? Dane ogolnie dostępne.

      • Ostu pisze:

        Nie muszę oglądać bo już to wiemy – wstępnie – przed audytem – wynik finansowy netto to ponad 120 mln..
        Ale Tobie powtórzę – nie widzę TAKIEJ „możliwości” aby stary – z takiego zysku – zdjął już w tej chwili 45 mln a wkrótce kolejne miliony na zabawkę – bo tak to już teraz wygląda po odsprzedaniu młodemu części udziałów – którą teraz „za swoje” bawi się młody…
        Ale ja nie mam ochoty Ciebie przekonywać – napisałem swoje zdanie na temat przewidywanego rozwoju sytuacji – jeśli Ty masz swoje RACJE to ok…
        W najbliższych miesiącach, co najwyzej, dowiemy się które przewidywania były bliższe Otaczajacej Rzeczywistości…

      • Michu73 pisze:

        Dokładnie Ostu. Pożyjemy, zobaczymy …

  10. J5 pisze:

    Jako że to nie jest ” moja” tematyka, po prostu nie mam o tym zielonego pojęcia, z obawami wziąłem się za ten felieton…..ale, jak zacząłem czytać to nie mogłem się oderwać od tekstu. Chyba nie było lepszego klubu do takiego rozkminienia jak Liverpool, tym bardziej po porażce z Athletico, po grze zespołu w tym meczu, walce, zaangażowaniu i dopingu liverpoolskich kiboli.
    Wiedziałem że w Lechu jest bajzel, że to źle działa, i na jakiś swój prosty sposób starałem się go opisać. A Twój felieton Maćku, to przewodnik po futbolu, po tym, jak klub piłkarski powinien wyglądać, działać i być zorganizowany. Teraz wszystkie grzechy zarządu, właściciela mam ZDEFINIOWANE. Dziękuję, gratuluję, z punktu widzenia kompletnego laika to niezwykle jasny i zrozumiały przekaz. Czekam na więcej:)))

  11. Maciej1981 pisze:

    Dziękuję wszystkim za liczne komentarze. Cieszy mnie, że temat poruszył dyskusję, a lektura tekstu paru osobom umiliła czas w trakcie domowej kwarantanny. Jak się ogarnę z przerabianiem dydaktyki dla moich studentów na wersje e-learningowe to może skrobnę coś jeszcze. W sumie mam dwa tematy na kolejne felietony, więc może i dwa teksty powstaną. Ale to wszystko zależy od wolnego czasu. Jeszcze raz dziękuję i w razie pytań piszcie.

    • mario pisze:

      osobiście bardzo liczę na to, że te teksty się tu pokażą i to szybciej niż później. Życzę więc Tobie oprócz zdrowia dużo wolnego czasu. Na pisanie.

    • Michu73 pisze:

      Maciej, pisz dalej. Naprawdę fajny felieton ????