Różna wartość brązu

Sezon 2022/2023 był dopiero 18 w historii, w którym Lech Poznań zajął miejsce na pudle. Po raz 7 w historii Kolejorzowi przypadła pozycja na najniższym stopniu podium i jednocześnie brązowy medal Mistrzostw Polski. Dawniej za poszczególne miejsca na podium nie wręczano medali czy innych statuetek, tym razem pamiątkowy brązowy krążek mógł wpaść do klubowej gabloty.

John van den Brom dnia 27 maja 2023 roku stał się siódmym w historii klubu trenerem i drugim zza granicy, który uplasował się z Lechem Poznań na najniższym stopniu podium. Antoni Bottcher oraz Nenad Bjelica nawet 2 razy zajęli 3. miejsce nie mając później szansy zdobyć z Kolejorzem czegoś więcej. John van den Brom w kolejnym sezonie będzie miał taką okazję mogąc pójść w ślady np. Franciszka Smudy, który święcił Puchar Polski czy Jerzego Kopy, który po latach do brązu dołożył złoto za Mistrzostwo Polski.

Antoni Bottcher – Brąz Mistrzostw Polski 1949 i 1950
Artur Walter – Brąz Mistrzostw Polski 1950
Franciszek Bródka – Brąz Mistrzostw Polski 1950
Jerzy Kopa – Brąz Mistrzostw Polski 1978
Franciszek Smuda – Brąz Mistrzostw Polski 2009
Nenad Bjelica – Brąz Mistrzostw Polski 2017 i 2018
John van den Brom – Brąz Mistrzostw Polski 2023

Wartość brązowych medali była różna. W roku 1949 i 1950 miejsce na najniższym stopniu podium było dobre, w sezonie 1977/1978 niespodziewane, w kolejnych latach brąz nikogo już nie cieszył. W sezonie 2022/2023 sytuacja była już inna, długo nie było wiadomo, czy Lech Poznań w ogóle załapie się do europejskich pucharów wywalczając na końcu medal, w który na początku maja niewielu wierzyło. Jak w skrócie wyglądały sezony, w których Lech Poznań kończył ligę na 3. pozycji? Podczas tzw. „sezonu ogórkowego” krótko przypominamy je poniżej



SEZON 1949:

Sezon 1949 rozgrywany systemem wiosna-jesień był dla Lecha Poznań drugim w historii na szczeblu Ekstraklasy (dawniej I-ligi). W tamtych rozgrywkach Lech słynął z gry u siebie przegrywając tylko jedno domowe spotkanie. Kolejorz trenowany przez Antoniego Bottchera zajęli dość niespodziewanie 3. miejsce za Ogniwem Kraków (obecnie Cracovia) i Gwardią Kraków (dziś Wisła) mając po ostatniej 22. kolejce (w lidze było 12 ekip) tyle samo oczek, co Polonia Warszawa. Królem strzelców Ekstraklasy z 20 golami został wówczas legendarny Teodor Anioła, który poprowadził Lecha Poznań do pierwszego w historii klubu ligowego podium. Bilans Kolejorza? 10-7-5 60:37

SEZON 1950:

W sezonie 1950 mającym identyczną formułę, jak ten poprzedni Lech Poznań długo grał w kratkę. Ciułanie punktów wystarczało do bycia w czołówce, bowiem wtedy nikt nie zdominował rozgrywek. Do końca maja 1950 roku szkoleniowcem lechitów był Artur Walter, a od czerwca Antoni Böttcher oraz Franciszek Bródka. Za ich kadencji poznaniacy potrafili rozbić m.in. Garbarnię Kraków 7:1 czy Szombierki Bytom 11:1 (najwyższe ekstraklasowe zwycięstwo Lecha w historii). W tamtych spotkaniach błysnął m.in. Teodor Anioła, który tylko w tych dwóch meczach wbił tym drużynom razem 9 goli tworząc wtedy słynny tercet ABC. Nie tylko legendarny tercet stanowił wtedy o sile ówczesnego Kolejarza Poznań, wyróżniającymi się postaciami byli także Władysław Sobkowiak, Zygfryd Słoma, Tadeusz Kołtuniak oraz Janusz Gogolewski. Lech w drugich z rzędu rozgrywkach na najniższym stopniu podium zaliczył bilans 11-4-7 52:37 kończąc sezon za Unią Chorzów (dzisiejszy Ruch) oraz za Gwardią Kraków (obecnie Wisła).

SEZON 1977/1978:

Lech Poznań na kolejne ligowe podium musiał czekać 28 lat i ponownie uplasował się na jego najniższym stopniu. W sezonie 1976/1977 niebiesko-biali szczęśliwie uratowali się przed spadkiem, więc w rozgrywkach 1977/1978 nie byli faworytem do czołowych lokat. Lech od początku grał w kratkę, słabo na wyjazdach, niewiele lepiej u siebie, gdzie najczęściej skromnie wygrywał. Zainteresowanie meczami naszej drużyny było duże, na mecze Lecha na Dębcu regularnie chodziło po 20-25 tysięcy widzów, jedno spotkanie trzeba było nawet przenieść na stary obiekt Warty. Poznaniacy w sezonie 1977/1978 strzelali bardzo mało bramek i niewiele tracili. Trzecie miejsce zajęli przede wszystkim dzięki remisom, lecz również przez bardzo wyrównaną wtedy ligę, w której każdy mógł wygrać z każdym. Wiodącymi postaciami w drużynie Lecha Poznań byli wtedy Piotr Mowlik, Teodor Napierała, Hieronim Barczak oraz Mirosław Okoński. Dużą rolę w sukcesie Kolejorza, jakim było wówczas 3. miejsce odegrał też trener Jerzy Kopa, który po utrzymaniu zespołu zdołał z nim rok później wywalczyć historyczny awans do europejskich pucharów. Lech Poznań w sezonie 1977/1978 zanotował bilans 12-13-5, gole: 29:25 kończąc rozgrywki tuż za Śląskiem Wrocław i znowu za Wisłą Kraków.

SEZON 2008/2009:

W jednym z najbardziej pamiętnych, najlepszych sezonów w XXI wieku Lech Poznań nie dał rady zdobyć tytułu Mistrza Polski. Po świetnej jesieni w europejskich pucharach był także liderem w Ekstraklasie. Wiosną podopieczni Franciszka Smudy odpadli z Udinese Calcio a Ekstraklasę zawalili przez serię remisów święcąc chociaż ostatni dotąd Puchar Polski. Po drodze do trofeum niebiesko-biali wyeliminowali m.in. Wisłę Kraków szkoloną przez Macieja Skorżę. Mimo raptem 3 ligowych porażek w 30 kolejkach (najmniej w Ekstraklasie) zespół Lecha Poznań ligowe rozgrywki 2008/2009 skończył dopiero na 3. miejscu za Legią Warszawa oraz wspomnianą Wisłą Kraków, która miała 5 punktów więcej od nas.

SEZON 2016/2017:

Na początku wiosny Lech Poznań miał prawo celować nawet w dublet na 95-lecie. Długo grał dobrze, naciskał na czołówkę, chwilę przed finałem Pucharu Polski dnia 2 maja był nawet liderem Ekstraklasy. Lechowa katastrofa zaczęła się na Stadionie Narodowym, gdzie poznaniacy przegrali mecz o trofeum z Arką Gdynia. Później mimo dwóch zwycięstw ligowych i tak przegrali walkę o tytuł oddając mecz z Legią w Warszawie. W ostatnich kolejkach Kolejorz walczył już tylko o europejskie puchary, które zdołał wywalczyć dzięki remisowi z Jagiellonią w Białymstoku 2:2. W razie wygranej Lech w sezonie 2016/2017 byłby drugi, a w przypadku porażki skończyłby na 4. pozycji za Lechią Gdańsk i bez awansu do europejskich pucharów. Finalnie poznaniakom przypadł brąz, który wówczas słusznie nikogo nie cieszył. Piłkarze publicznie nie odebrali brązowych krążków.

SEZON 2017/2018:

Nie tak miała wyglądać końcówka sezonu 2017/2018. Lech Poznań po sezonie zasadniczym niespodziewanie był pierwszy notując doskonałą końcówkę. W fazie finałowej przegrał wszystkie 4 domowe mecze kończąc sezon już bez trenera Nenada Bjelicy na ławce i za Jagiellonią Białystok oraz za Legią Warszawa w tabeli. Brązowy medal był wówczas porażką, nasi piłkarze nawet nie odebrali krążków publicznie na murawie. Niewielu kibiców zwróciło nawet uwagę na zapewnienie sobie startu w europejskich pucharach dzięki remisowi w przedostatniej kolejce z Wisłą w Krakowie.

SEZON 2022/2023:

Trudny sezon, w którym Lech Poznań od początku zmagał się z problemami. Po sześciu kolejkach znajdował się w strefie spadkowej, po dwóch seriach spotkań był ostatni, później przez wiele, wiele tygodni musiał gonić czołówkę. Lech Poznań pierwszy raz wskoczył na pudło w 19. kolejce, do końca rozgrywek był już trzeci lub czwarty. Na koniec kwietnia ustępujący Mistrz Polski stracił medalową pozycję, którą odzyskał po trzech kolejnych wygranych oraz z pomocą Górnika Zabrze. Dnia 27 maja po czwartym kolejnym zwycięstwie Kolejorz ostatecznie zakończył rozgrywki z brązowym medalem na szyi i z pewnym awansem do europejskich pucharów 2023/2024. Niebiesko-biali odebrali brązowe krążki na murawie po ostatnim starciu z Jagiellonią Białystok.

> Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat) <





6 komentarzy

  1. Ostu pisze:

    Dlatego ja jestem zadowolony z sezonu – nie od razu Warszawę zburzono – i czekam co pokaże drużyna w nadchodzących rozgrywkach i czy Tom DRzons Rzeczywiście zbuduje „kadrę na 3 fronty” – taka rotowana, grającą, mniej więcej równorzędną 20-ka – do dnia rozpoczęcia Pierwszego Dnia Przygotowawczego do Sezonu 23/24…
    Se poczekam…
    Mamy czas, mamy czas, mamy czas…
    Taki cytacik z kolejnej piosenki …

  2. smigol pisze:

    Jak to mawia klasyk „dziewczyny lubią brąz ” 😀

  3. deel pisze:

    Największym, moim zdaniem, problemem rodzimej piłki jest porzucenie schematów. Tkwimy w bezsensownym przeświadczeniu, że powtarzalność jest kluczem do sukcesu. Tak, kiedyś była, ale to już nie ten poziom. To minęło. Dzisiaj gra w piłkę to emanacja twórczej możliwości wykonawców, czyli piłkarzy. Raków, to jest szczyt rodzimej trenerki. Powtarzalny do bólu i przewidywalny jak pory roku. Jak Lech rok temu. Nic mnie to nie obchodzi bo i nie mam na to wpływu. Lech jednak, postawiony pod ścianą, postawił na dobrego trenera z „innego świata”. Byłem sceptyczny wobec takiego rozwiązania, ale nie dlatego że to holender, tylko dlatego że nie widziałem wcześniej w zespole oznak kreatywności. No dobrze, nie chciałem holendra, wolałem opcję angielską albo niemiecką. Van der Brom zamknął mi usta. Można sobie było pisać, że piłkarze „wybierają mecze” albo mają wywalone na ligę. Prawda jest jednak taka, że Lech, kiedy nie musiał już rywalizować w LKE nakrył resztę ligi czapką. Włącznie z Rakowem. Wychodzi więc na to, że kadrę mieliśmy zbyt wąską jakościowo. Zmiennicy byli zbyt słabi aby walczyć o trofea w lidze. To już jest asumpt dla włodarzy i ds Lecha. Coś jednak drgnęło. Lech nie gra już schematów do porzygania. Jest coraz bardziej kreatywny i ta droga jest moim zdaniem właściwą. Podtrzymanie tej tendencji to oczywiście, wpisujące się w filozofię trenera, wzmocnienia. Jak będzie, zobaczymy. Jakkolwiek byłem sceptyczny to jednak nie miałem racji. Holenderska szkoła gry zdała egzamin. Czekam teraz na następny krok, bo że nastąpi to jest pewne.

    • Komarny pisze:

      10/10. Niesamowicie podobał mi się ruch Lecha w ataku pozycyjnym w ostatnich meczach. Żadnych fajerwerków na razie nie było, ale w porównaniu z tym do czego byłem przyzwyczajony…

      Lech właściwie od lat tak wyglądał, że miał posiadanie piłki na obwodzie i brak jakiegokolwiek pomysłu, po czym zakończenie akcji wrzutką. Ewentualnie na skrzydło, bieg do linii końcowej i wstrzeliwanie w pole bramkowe. Albo wycofanie z bezsilności do Bednarka i laga. Optyczna przewaga kończona wymęczonym 1:0 albo wręcz przegraną po dwóch szybkich kontrach przeciwnika.

      Widać wreszcie jakieś zwiastuny postępu. Może ma to jakiś związek z tym, ze nie mieliśmy „typowej dziewiątki”? Gra na zero napastników to może nie jest zły pomysł?