Pięć szybkich wniosków: Radomiak – Lech 2:2

Pięć szybkich wniosków to cykl opisujący w skrócie dany mecz Lecha Poznań. Jeszcze przed przedstawieniem plusów i minusów danego spotkania, analizą gry konkretnego zawodnika czy dogrywką, prezentujemy pięć szybkich i pomeczowych wniosków. Kilkadziesiąt minut po każdym meczu na gorąco pięć spostrzeżeń na temat występu drużyny Kolejorza, poszczególnych piłkarzy czy obecnej sytuacji zespołu.





Słaba gra, przebłysk, prowadzenie

Lech nieźle wszedł w mecz z Radomiakiem, już w pierwszej minucie oddał strzał, później przeważał, by w okolicach 15 minuty stracić impet. Poznaniacy grali wolno, przewidywalnie, mieli problemy z narzuceniem swojego stylu ekipie Radomiaka potrafiącej wytrącać nas z rytmu. Na boisku było coraz więcej fauli, Lech grał wolno, przewidywalnie dla przeciwnika, w pierwszych 29 minutach oddał tylko jeden wspomniany już strzał. Nagle w 30 minucie lechici pokazali próbkę swoich umiejętności, swoich możliwości i środkiem pola przeprowadzili jedną z najlepszych akcji podczas minionej już jesieni. Szybka wymiana podań po ziemi zakończyła się płaskim zagraniem w pole karne autorstwa Joela Pereiry, który będąc z prawej strony dostrzegł wbiegającego na środek Nikę Kvekveskiriego. Gruzin niczym rasowy napastnik wykończył szybką akcję Lecha Poznań przeprowadzoną z wykorzystaniem paru zawodników (m.in. Kristoffer Velde, Jesper Karlstrom i wspomniany Joel Pereira). Po golu na 1:0 zespół Kolejorza miał trochę problemów, Radomiak zaczął dochodzić do coraz to groźniejszych sytuacji, na boisku wciąż było ostro, ale do przerwy udało się prowadzić 1:0. Lech z pierwszej połowy wyciągnął sporo, nie grał dobrze, stworzył sobie mało sytuacji, w pierwszych 45 minutach drużyna Radomiaka oddała więcej strzałów od nas.

Chyba to wygramy

Druga część gry rozpoczęła się niespodziewanie dobrze. Już w 50 minucie Lech znowu zaskoczył Radomiaka atakiem pozycyjnym, Kristoffer Velde podał do Alan Czerwińskiego, ten z gorszej nogi wrzucił piłkę w pole karne, w nie wbiegł Joel Pereira, który uprzedził obrońcę, wymanewrował defensywę „Zielonych” i strzałem z gorszej lewej nogi pokonał bramkarza. Przy stanie 2:0 wydawało się, że Lech wygra to spotkanie. W końcu prowadził wyżej niż 1:0, indywidualną jakość przełożył na aż 2 gole i do 60 minuty w pełni kontrolował mecz. Nagle w 64 minucie wszystko się zmieniło. Zasłużoną żółtą kartkę zobaczył Jesper Karlstrom, który przez 2 napomnienie musiał opuścić boisko i od jego zejścia Lecha Poznań na murawie już nie było.

O 180 stopni

Czerwień dla Karlstroma diametralnie zmieniła przebieg tego meczu. Od tamtej pory na murawie było jeszcze bardziej nerwowo, posypały się kolejne kartki dla Bartosza Mrozka, Radosław Murawskiego czy Filip Marchwińskiego, Lech zupełnie stracił koncepcję i nie pomógł mu trener. Dziwne zmiany, w tym zmiana ustawienia wprowadziła tylko więcej chaosu na murawie, poznaniacy nie wiedzieli, jak grać, co robić, panicznie cofnęli się do obrony, a pogubiony szkoleniowiec dodatkowo osłabił zespół. W ostatnim kwadransie na boisku pojawił się słaby, pozostawiający wiele wolnych przestrzeni Elias Andersson zmieniając Kristoffera Velde. Norweg nie wytrzymał, po zejściu z boiska obejrzał żółtą kartkę załatwiając sobie wolne w meczu z Zagłębiem (pauza za 4 żółtą kartkę). W 79 minucie Radomiak zdobył gola, po którym można już było modlić się o wymęczoną wygraną nad ligowym średniakiem zasługującym z przebiegu gry na bramkę. Niestety. Przyszła 6 minuta doliczonego czasu, był rzut rożny dla radomian, po nim piłka wróciła w nasze pole karne i stało się. Lech Poznań rozgrywający kolejny raz słabą drugą połowę stracił 2 gola, stracił 2 punkty i może czuć się tak, jakby poniósł kolejną porażkę.

Nieudany koniec nieudanego roku

Kolejorz nie zasłużył na zwycięstwo w Radomiu. Przez większość meczu grał słabo, bez pomysłu, przebłyski indywidualności dały nam 2 gole, ale te nie wystarczyły do wygranej. Lech Poznań posypał się po zejściu Jespera Karlstroma, trener nie pomógł zmianami, nie opanował sytuacji, zespół oddał tylko 8 strzałów (5 celnych) przy 18 uderzeniach Radomiaka i 6 celnych. Walka, w tym wiele fauli (aż 24) to za mało. Lech Poznań to nie klub z okręgówki, żeby piłkarze byli chwaleni za mityczną walkę czy za jeżdżenie na tyłkach. W drużynie nie było widać pomysłu na grę, żadnych schematów, znowu polegaliśmy na indywidualnościach aż na końcu straciliśmy 2 punkty i to mimo prowadzenia 2:0. Sędzia nie ponosi winy za utratę 2 punktów, wiele kartek było zasłużonych, Lech nie potrafił zapanować nad emocjami, nie umiał opanować środkowej strefy, John van den Brom również nie zapanował nad drużyną, która rozegrała kolejny nieudany mecz na sam koniec nieudanego, pełnego rozczarowań 2023 roku. W końcówce meczu mogliśmy liczyć tylko na szczęście, którego nam zabrakło.

Smutne święta, smutna zima

Przed Lechem Poznań i jego kibicami smutne święta wypełnione brakiem nadziei. Strata do lidera wzrosła już do 8 punktów, Lech jesienią nie odskoczył pucharowiczom, jeśli Legia jeszcze w tym roku zdobędzie przynajmniej 4 punkty, to poznaniacy nie skończą rundy jesiennej Ekstraklasy nawet na podium. Za nami bolesna i słaba runda jesienna, którą niestety wkrótce będzie trzeba podsumować tak jak cały rozczarowujący rok. Jedno jest pewne. Lech Poznań nie przegrał jeszcze sezonu 2023/2024, ponieważ wciąż walczy o Puchar Polski, w Ekstraklasie w pierwszej kolejności trzeba walczyć o miejsce na podium i to bez trenera Johna van den Broma. Dosłownie nikt, żaden z kibiców, nie wyobraża sobie, by Holender dnia 8 stycznia pojawił się na zajęciach Kolejorza.

> Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat) <





7 komentarzy

  1. Szota Arweladze pisze:

    Przebieg meczu z Radomiakiem jest podręcznikowym przykładem meczu wywołującego niezwykle negatywne emocje. Czy i wśród nas wywołał? Oczywiście. Ale w zasadzie czy mieliśmy prawo oczekiwać czegoś innego po grze Lecha? Śmiem wątpić…

    Dzisiejszy mecz nie różnił się niczym od wszystkich innych tej rundy. Jak zwykle większość z nas wbrew stanowi faktycznemu miała irracjonalną nadzieję, że to dziś nastąpi ten wymarzony dzień, gdy Lech zacznie grać na najwyższym poziomie. Dla wielu nadzieja zatrzymała się na skromnym wymęczonym 1:0, co i tak okazuje się marzeniem ściętej głowy. Bo były już głosy że może po odpadnięciu z pucharów, może po przerwie reprezentacyjnej, może jak wykuruje się Golizadeh, w końcu może gdy wróci mentalny przywódca Salamon… I co? I nic. Pod koniec rundy nabrało to już wymiaru surrealistycznego, gdy jedynym argumentem dla nas, kibiców Lecha, był fakt, że piłka jest okrągła a bramki są dwie. Wierzyliśmy…

    Dostaliśmy tymczasem to samo odgrzewane danie, które straciło smak już na początku sezonu. Można powiedzieć za Magdaleną Gessler „Wygląd jest, ilość jest, smaku nie ma”. Dostaliśmy tego samego Lecha pogubionego, grającego nieprzyjemnie dla oka, bez woli i chęci (a może przy braku umiejętności) dominacji, w końcu Lecha bezmyślnego. Na dodatek to wszystko okraszone butnym i aroganckim trenerem, który w swojej dobroci już na wiosnę pokaże nam na czym polega gra w nowoczesny futbol i zarządem, który niczym bobsleista z Afryki pokonując karkołomnie kolejny zakręt na lodowym torze krzyczy „Ja nigdy się nie poddam”. Czy jest zatem czym się tak emocjonować, skoro od początku wiadomo było czym to pachnie?

    Są takie sytuacje, gdy trzeba przestać udawać i zacząć od nowa. Trzeba przestać udawać, że z tym trenerem da się coś ugrać, że nie potrzebujemy wzmocnień, że klub szanuje kibiców i że „białe jest białe a czarne jest czarne” i chyba właśnie po to są te dzisiejsze emocje. By wracając po dwóch miesiącach do gry, każdy z nas mógł wykrzesać wiarę na nowo oparta na racjonalnych argumentach. Czego wszystkim życzę.

    • Mazdamundi pisze:

      Jak Ciebie czytam @Szota, to utwierdzam się w przekonaniu, że dobrze zrobiłem nie oglądając.
      Przez pewien moment chciałem ze względu na powrót Bartka, ale po chwili naszła mnie refleksja, że to przecież i tak niczego nie zmieni w grze ofensywy. Choć i tak zdziwiło mnie, że wygrywaliśmy 2:0. Są takie drużyny które potrafią w takich sytuacjach dowieźć wynik, są takie, które potrafią wynik podwyższyć, bo czerwona kartka to nie wyrok.

  2. Mazdamundi pisze:

    Przez długi czas nie potrafiliśmy wygrywać z zespołami z góry tabeli.
    To się zmieniło.
    Teraz nie potrafimy już zwyciężać w meczach z drużynami z dolnej połówki tabeli
    Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Trenera.

  3. mario pisze:

    podstawowy wniosek to chyba ten, że nie mamy trenera.
    Inne zespoły grając w 10 potrafią zdobywać gołe i nadal wygrywać, bo są poukładane taktycznie, bo trener swoimi decyzjami im pomaga, bo trener potrafi zrobić z zawodników jeden zgrany organizm, który wie jak i kiedy się zachować. Kiedy i jak bronić, kiedy i jak atakować, kiedy grę przyspieszyć a kiedy zwolnić by znów ją przyspieszyć. Nasz trener tego nie potrafi a zawodnicy są pogubieni, zagubieni jak dzieci we mgle.
    Nasz trener po prostu jest, egzystuje ale nie pracuje.
    Dlatego niech spierdala.

    NIECH SPIERDALA!!!!

  4. jerry21 pisze:

    Po tym meczu mam mieszane uczucia.
    Pisałem przed spotkaniem, że w obecnej formie będę zadowolony z remisu , no i mamy remis.
    Ale nie jestem.
    Prowadziliśmy przecież 2:0.
    Nawet w 10 trzeba dowieźć taki rezultat.
    Gra jak to u nas średnia, momenty dobre ale i słabe.
    Na pewno nie można odmówić ambicji i walki. To było.
    Była determinacja, wiele kartek, w tym niestety czerwona.
    Kilka pozytywów w zespole.
    Kapitan Murawski, który nie odpuszczał. Jemu naprawdę zależało. Pereira wreszcie asysta, no i nawet gol! Salamon i jego powrót.
    Udany niewątpliwie. Teraz widać ile on dla nas znaczy.
    Ale jak to? Chłop nie gra 8 miesięcy, wchodzi z marszu od początku i daje radę. Bez przygotowań, trenował tylko indywidualnie i nie odbiega formą od tych, którzy trenują i grają cały czas?! To najdobitniej świadczy o przygotowaniach i treningach u Broma.
    A mecz? Do momentu zejścia Karlstroma było nieźle.
    Graliśmy dość mądrze i skutecznie.
    Potem się posypało.
    Kolejny raz trener nie pomógł zmianami.
    Po co 6 obrońców?! Po co tak się cofać? To było czekanie na wyrok.
    I Radomiak go wykonał.
    Uważam, że grając mądrzej, z innym trenerem Kolejorz dowiózł by zwycięstwo do końca.
    Kolejny raz Brom zawala sprawę, nie potrafi zareagować na sytuacje na boisku.
    Znów zgubione punkty.
    Ten mecz pokazał w wielu aspektach jaki Lech był w rundzie jesiennej. Jakby przekrój całej rundy.